Francuska prowincja bierze w niedzielę czynny udział w pierwszej turze wyborów prezydenckich. W miejscowości Chartres w środkowej Francji frekwencja - wbrew obawom - nie wydaje się niższa niż w poprzednich wyborach.

W niedzielę francuscy wyborcy udali się do urn, by zagłosować w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Wprowadzony od roku 1962 system powszechnych wyborów bezpośrednich jest uważany za "najważniejsze wydarzenie polityczne Republiki". Dlatego frekwencja w wyborach prezydenckich jest o wiele wyższa, niż w innych wyborach. W poprzednich wyborach w 2012 roku 80 procent Francuzów udało się do urn, a tylko 60 procent brało udział w wyborach parlamentarnych kilka tygodni później.

Ze względu na ostatnie ataki terrorystyczne nad bezpieczeństwem 67 000 lokali wyborczych czuwa 50 000 policjantów; wybory odbywają się w kraju, gdzie obowiązuje stan wyjątkowy. Głosowanie przebiega stosunkowo spokojnie. Policji nie widać w biurach wyborczych, dyskretnie patroluje w okolicach lokali wyborczych. Panuje atmosfera ładu, spokoju i bezpieczeństwa.

W tysiącletnim miasteczku Chartres atmosfera wydaje się spokojna. Ludzie rozmawiają o życiu codziennym, jednak bardzo szybko temat schodzi na wybory. Spotykający się ludzie życzą sobie „udanego głosowania”, komentują atmosferę w lokalach wyborczych oraz wymieniają się prognozami.

Pierwszych głosujących przyjmowano od godziny 8 rano i od samego rana widać było ożywienie w lokalach wyborczych: widać że frekwencja nie będzie tak niska, jak prognozowano w sondażach. W południe frekwencja sięgnęła już 28 procent, podobnie jak w poprzednich wyborach w 2012 roku.

Wśród głosujących wielu młodych wyborców, ale także osób w podeszłym wieku. Spotkani młodzi wyborcy podchodzą poważnie do tematu, tym bardziej że są świadomi, że większość ich rówieśników okazuje niewielkie zainteresowanie. W ostatnich wyborach absencja wśród młodzieży przekroczyła 50 proc.

Humbert studiuje w Paryżu. Na weekend wrócił do rodziny do Chartres, jednak nie ma zamiaru iść głosować. „Żaden z kandydatów mnie nie przekonuje. W dodatku atmosfera wyborów, nieudane prawybory, zarówno lewicy, jak i prawicy oraz histeria wokół potencjalnej wygranej Marine Le Pen mnie zniechęca i postanowiłem, że w ten sposób zaprotestuję" - mówi.

Z kolei pracujący w Paryżu od roku Pierre specjalnie wrócił do rodzinnego miasta, by zagłosować. ”Lubię wracać i osobiście wkładać do urny kopertę z nazwiskiem wybranego kandydata. W ten sposób właśnie czuję się częścią Republiki, oddając głos mam wrażenie, że uczestniczę w naszej historii” - twierdzi Pierre.

Pan Dominique, 66-letni emeryt, udaje się do lokalu wyborczego otwartego w szkole przy słynnej katedrze. Po drodze tłumaczy: „Już podjąłem decyzję, z przekonaniem. Traktuję głosowanie jako obowiązek, tym bardziej w obecnej sytuacji politycznej. Nie należy się wahać, a zatem do urn!” - zachęca.

Dla 32-letniej Glwadys urodzonej w Kamerunie dzisiejszy dzień jest wyjątkowo znaczący. "Otrzymałam obywatelstwo francuskie dwa lata temu i po raz pierwszy mogę głosować na prezydenta. Wrzucając kopertę do urny, czuję się w pełni Francuzką. Jednak bałam się, że popełnię błąd i że mój głos będzie nieważny".

Ciekawe jest także wyraźnie słabsze niż w regionie paryskim zainteresowanie centrystycznym kandydatem Emmanuelem Macronem. Kilka spotkanych osób oświadcza, iż "paryski bankier" nie budzi w nich zaufania.

Lekarka Lucienne zagłosowała na Francois Fillona, choć przyznaje, że do ostatniej chwili się wahała. „Bardzo mnie rozczarowały wszystkie afery związane z żoną Francois Fillona, co świadczy o braku moralności naszej klasy politycznej. Jednak nie ufam młodemu Macronowi, zupełnie zaś odrzucam ksenofobię pani Le Pen. Wolę więc zagłosować na kandydata, który już miał styczność z realiami politycznymi, sprawdził się i jest wiarygodny i kompetentny” - mówi.

Spośród 11 kandydatów tylko 4 według sondaży ma realne szanse przejść drugiej tury wyborów.

W tym centralnie położonym regionie Francji tradycyjnie dużym poparciem cieszy się umiarkowanie konserwatywna partia Republikanów, choć skrajnie prawicowa kandydatka Frontu Narodowego Marine Le Pen zyskała i tu znaczne poparcie. Silnej pozycji Marine Le Pen sprzyjają ataki terrorystyczne, bo wielu Francuzów widzi w niej mocnego kandydata, który skutecznie może się przeciwstawić fali terroryzmu. Ale jej pozycja jest zagrożona sprzeciwem wobec jej antyimigracyjnego nastawienia. Podobny stosunek do spraw bezpieczeństwa ma Francois Fillon, konserwatysta, którego popierają m.in. francuscy katolicy, ale stanowią oni tu mniejszość. Fillon postrzegany jest także jako najbardziej doświadczony polityk. Natomiast jeśli głosy elektoratu lewicy rozdzielą się na 4 lewicowych i lewicowo-liberalnych kandydatów, to i tu może dojść do niespodzianki, polegającej na tym, że żaden z nich nie przejdzie do drugiej tury wyborów.

Często omawiana jest też kwestia „strategicznego głosu” w drugiej turze wyborów przeciwko Frontowi Narodowemu, to znaczy przeciwko Marine Le Pen. Jak oświadcza pan Dominique: „Zagłosuję na kandydata, który ma największe szanse, a niekoniecznie na tego, którego najbardziej lubię”. W roku 2002 i 2015 zastopowano kandydatów FN, którzy przeszli do drugiej tury wyborów; zagłosowano jednomyślnie na kontrkandydatów Frontu Narodowego, co okazało się skuteczne.