O wyborze między niebezpieczeństwami mówią francuskie media przed niedzielną, pierwszą turą głosowania na prezydenta Francji. Według nich jej wynik to wielka niewiadoma. Pewnym wydaje się tylko to, że żaden z czworga głównych kandydatów nie zdobędzie "społecznej większości" .

„Problem w tym, że jedynie (kandydat prawicy) Francois Fillon będzie miał, w razie wyboru, większość polityczną, ale ani on, ani żaden inny zwycięzca tych wyborów nie będzie miał za sobą społecznej większości” – powiedział prof. Christophe Bouillaud, politolog z Instytutu Nauk Politycznych w Grenoble.

Profesor przypomina, że gdy w 2007 roku zwyciężył Nicolas Sarkozy, to miał za sobą „naturalne” poparcie prawicy katolickiej. Zdobył on również głosy pracowników najemnych hasłem „więcej pracować, żeby więcej zarobić”.

Aby rządzić i dokonać reform, trzeba mieć przyzwolenie dwóch trzecich Francuzów – podsumował niegdyś swą prezydenturę Valery Giscard d’Estaing. Tymczasem, jak uważa prof. Bouillaud, „przyszły prezydent nie może liczyć na poparcie nawet co trzeciego obywatela”.

Lewicowy ekonomista Thomas Piketty twierdzi, że centrysta Emmanuel Macron, określający się jako „kandydat postępu”, reprezentuje „wyłącznie tych, którzy mają pieniądze i wykształcenie - tych, którzy wygrywają na globalizacji”.

Francois Fillon jest dla Marine Le Pen ze skrajnie prawicowego Frontu Narodowego „wysłannikiem towarzystw ubezpieczeniowych”, a ona sama dla Macrona wcieleniem „Francji paseizmu i lęków” (paseizm to dbałość o tradycje i przywiązanie do nich). Jean-Luc Melenchon, skrajnie lewicowy kandydat „Francji nieujarzmionej”, według prezydenta Francois Hollande’a wcale nie reprezentuje lewicy, jest natomiast poplecznikiem rosyjskiego prezydenta Władimira Putina i ma skłonności dyktatorskie.

„Prezydent Francji powinien być nieustępliwy wobec wszelkich dyktatur, a Marine (Le Pen), Melenchona i Fillona łączy wyrozumiałość dla niektórych z nich, a nawet sympatia” – zauważa wykładowca paryskiej Szkoły Nauk Politycznych Lucas Chancel, nawiązując do wypowiedzi kandydatów na temat Syrii, Wenezueli i Kuby.

Marine Le Pen i Melenchona łączy również niechęć do Unii Europejskiej. Euroentuzjastą jest tylko Macron. „Wierzy on, że dzięki reformom Francja dogoni Niemcy i wtedy budować będziemy francuską Europę” – komentuje Bouillaud.

Fillon chciałby Unię bardzo uprościć, a Marine Le Pen i Melenchon naciskają na wyjście Francji z UE. Robią to jednak z nieco mniejszą energią niż na początku kampanii, gdyż, jak to sformułował Thierry Arnaud, komentator BFMtv, „zrozumieli, że Francuzi, będąc krytycznie nastawieni do UE w obecnej formie, są w większości przywiązani do euro, które traktują jako tarczę przed inflacją”.

Filozof Alain Finkielkraut bardzo nisko ocenia obecną kampanię, twierdząc, że „niegdyś czekano na werdykt urn, obecnie oczekuje się potwierdzenia przez urny już orzeczonego werdyktu. Każe nam się zrealizować wcześniej napisany scenariusz, zgodnie z którym w I turze wyeliminować należy zdyskredytowanego przez afery Francois Fillona i wybrać w II turze Emmanuela Macrona, żeby postawić tamę przed Frontem Narodowym. W głosowaniu już nie chodzi o to, żeby wybrać, ale o to, by wykonać polecenie”.

Prawie każdy z cytowanych specjalistów ma zastrzeżenia co do wiarygodności sondaży. Bouillaud zwrócił uwagę, że od 2012 roku w każdych wyborach na czele była prawica i skrajna prawica. Renesans lewicy po pięciu latach rządów bardzo niepopularnego socjalisty wydaje mu się dziwny, nawet jeżeli wziąć poprawkę na wybitny talent trybuna, jaki pokazał Melenchon.

Tymczasem według czwartkowego sondażu, zamiar głosowania na Macrona wyraziło 25 proc. badanych, na Marine Le Pen - 22 proc., a po 19 proc. na Fillona i Melenchona.

Głosowanie rozpocznie się w niedzielę o 8 rano. Lokale wyborcze otwarte będą do godz. 19, a w wielkich miastach, jak Paryż, Lyon czy Marsylia, do 20.