Podczas rewizji w mieszkaniu Akbarżona Dżaliłowa, domniemanego sprawcy zamachu w metrze w Petersburgu, znaleziono fragmenty bomby analogiczne do ładunku, który nie wybuchł na stacji metra Płoszczad Wosstanija - poinformował w środę rosyjski Komitet Śledczy.

Przedstawicielka komitetu Swietłana Pietrienko zastrzegła jednak, że ostateczne wnioski będzie można wyciągnąć dopiero na podstawie ekspertyzy.

Śledczy badają teraz związki domniemanego zamachowca. Dotąd pojawiły się tylko medialne doniesienia, że 22-letni urodzony w Kirgistanie obywatel Rosji był związany z radykalnymi islamistami.

Część ekspertów wypowiadających się na temat zamachu dopuszcza, że Dżaliłow nie był świadomym swego zadania zamachowcem samobójcą lub też mógł znajdować się pod presją radykalnych islamistów. Taką opinię wyraził np. szef stowarzyszenia weteranów oddziałów antyterrorystycznych Alfa Siergiej Gonczarow, powołując się na informacje o zamachowcu dostępne w otwartych źródłach, np. mediach społecznościowych. Gonczarow nie wykluczył, że zamachowiec nie wiedział, że niesie bombę, którą zdetonowano razem z nim; mógł też być pod wpływem narkotyków czy środków psychotropowych.

Matka Dżaliłowa powiedziała dziennikarzom, że nie wierzy w winę syna.

W środę zakończyła się identyfikacja wszystkich ofiar śmiertelnych poniedziałkowego zamachu. W eksplozji ładunku wybuchowego w wagonie metra, pomiędzy stacjami Siennaja Płoszczad i Technologiczeskij Institut, zginęło 14 osób. W szpitalach pozostawało w środę wieczorem 55 osób. Stan trzech z nich jest bardzo ciężki.

Ładunek pozostawiony na stacji Płoszczad Wosstanija w porę odnaleziono i zneutralizowano. Znajdował się on w atrapie gaśnicy, jego siła rażenia była równoważna kilogramowi trotylu, przy czym zawierał także metalowe elementy zwiększające siłę rażenia.

Szczątki Dżaliłowa zidentyfikowała w środę jego rodzina.