Prezydent USA Donald Trump zapowiedział kampanię przeciw wyborowi na następną kadencję Republikanów z "grupy wolności" (Freedom Caucus). To zapowiedź zemsty za to, że „grupa wolności” nie poparła jego projektu ustawy o reformie opieki medycznej.

Trump obwinia Republikanów z grupy wolności i oczywiście Partię Demokratyczną o to, że ubiegłym tygodniu musiał polecić przewodniczącemu Izby Reprezentantów Paulowi Ryanowi wycofanie w ostatnim momencie przed głosowaniem projektu ustawy o zniesieniu systemu opieki medycznej Obamacare i zastąpieniu go systemem opracowanym przez Biały Dom i przywódców Partii Republikańskiej (GOP) w Kongresie.

Ustawodawcy z "grupy wolności" mimo osobistych nacisków Trumpa nie poparli projektu ustawy, ponieważ ich zdaniem projekt systemu opieki medycznej, jakim przywódcy GOP w Izbie Reprezentantów zamierzali zastąpić Obamacare, był zbyt zachowawczy i poprzez stosowanie ulg podatkowych w zakupie ubezpieczeń medycznych zbyt kosztowny. Z tego powodu Republikanie z grupy wolności nazywali projekt reformy "Obamacare wersja 2.0”. Ich zdaniem zawierał on zbyt dużo elementów obecnie istniejącego systemu.

Zdaniem Białego Domu, z powodu opozycji Republikanów z grupy wolności wobec projektu ustawy do jej przyjęcia zabrakło zaledwie ok. 5 głosów.

Wycofanie ustawy o reformie systemu opieki medycznej było najdotkliwszą porażką polityczną prezydenta od momentu zaprzysiężenia. Fiasko projektowanej reformy, która była sztandarową obietnicą zakończonej zwycięstwem kampanii wyborczej Trumpa, skonsolidowało opozycyjną Partię Demokratyczną w Kongresie i spowodowało, zdaniem amerykańskich mediów, „wybuch wojny domowej” w łonie Partii Republikańskiej.

Przedstawiciele nieformalnej grupy wolności – złożonej z ok. 30 konserwatywnych w dziedzinie polityki fiskalnej Republikanów - zbytnio nie przestraszyli się gróźb prezydenta.

„Nie ulegam łatwo pogróżkom. Oprócz Boga nie służę żadnym innym panom” - stwierdził w piątek Mark Sanford, Republikanin z Karoliny Południowej i jeden z członków grupy wolności, cytowany na łamach lokalnego dziennika „The Post and Courier”.

Republikański kongresman Justin Amash, inny przedstawiciel tej grupy, dla której konserwatywne zasady są ważniejsze niż taktyczne kompromisy, podczas rozmowy z dziennikarzami w piątek porównał zachowanie Trumpa do zachowania „łobuza z piątej klasy”.

Takie metody - dodał Amash - mogą pozwolić dziecku na osiągnięcie celu, "ale to nie są metody funkcjonowania naszego rządu”.

Podobnego zdania jest Howard Kurtz, komentator przychylnej prezydentowi Trumpowi telewizji Fox News. Ostrzegł on, że taktyka prezydenta może zaowocować przeciwnymi od spodziewanych przez niego rezultatami.

Członkowie grupy wolności są ideologicznymi konserwatystami cieszącymi się dużym poparciem elektoratu w swoich okręgach i nie dadzą się przekonać ani perswazją, ani pogróżkami do zmiany stanowiska. W rezultacie - argumentuje Kurtz - prezydent albo "będzie musiał dostosować swój program ustawodawczy do ideologów z grupy wolności, albo pójść na współpracę z przedstawicielami umiarkowanego skrzydła Partii Demokratycznej”.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)