- O polskich planach na spotkanie unijnych przywódców - mówi wiceszef MSZ Konrad Szymański.
Jakich zmian chcemy w UE?
Chcemy, by skupiła się na sprawach, które łączą i są ważne dla państw i obywateli. Chodzi o dalszy rozwój wspólnego rynku oraz większe zaangażowanie w bezpieczeństwo Europy. Jednocześnie sprzeciwiamy się podziałom, które mogłyby doprowadzić do osłabienia Europy. Chcemy też zaznaczyć, że troska o społeczny wymiar polityki UE nie może prowadzić do przesunięcia kompetencji do Brukseli. Musi ona uwzględniać zróżnicowanie państw członkowskich. Nie może być za to furtką dla zwykłego protekcjonizmu. Chcielibyśmy, by Rzym był krokiem w kierunku reformy UE. Bez zmian UE będzie coraz słabsza.
Prezes PiS zapowiedział zmiany traktatowe. Kiedy je poznamy?
Trudno wyobrazić sobie realne zmiany w UE bez zmiany traktatów. Dziś jesteśmy na etapie budowy gotowości do poważniejszej reformy. Projekt zmian przedstawimy w momencie, kiedy będziemy mieli więcej pewności, że propozycje będą mogły się stać nieusuwalnym elementem gry o przyszłość UE.
Kto może być naszym sojusznikiem w sprawie zmian?
Zmiany w zakresie reformy agendy politycznej są dość powszechnie popierane. Różnice polegają raczej na doborze środków, jak w przypadku kryzysu migracyjnego, gdzie niektóre proponowane środki nigdy nie będą popierane przez Polskę. Jeśli chodzi o przyszłość wspólnego rynku i ochronę przed protekcjonizmem, widzę bardzo dobrą komunikację między Europą Środkową a Skandynawią. W sprawie polityki obronnej kluczowe jest porozumienie Polski, Niemiec i Francji.
Czy z naszymi pomysłami wystąpimy sami, czy chcemy pokazać inicjatywę zbiorową?
Polska jest jednym z najbardziej aktywnych negocjatorów deklaracji rzymskiej, która – by być podpisana przez wszystkich – musi być kompromisowa. W ramach Grupy Wyszehradzkiej opracowaliśmy jedno z najbardziej szczegółowych stanowisk przed szczytem. Chcemy działać razem, ale jeśli będzie trzeba, wystąpimy też z indywidualnymi propozycjami.
Czy po przegranym głosowaniu w sprawie Donalda Tuska nasz głos będzie słychać?
Nasz głos był zawsze słyszalny. Po kryzysie w związku z tą sprawą jest słyszalny nawet bardziej. To pewnie wymaga czasu, ale dziś powinno być jasne, że Polska nie ulega presji w sprawie żywotnych interesów i zasad.
Jakie są obecne stosunki z przewodniczącym Rady Europejskiej?
Przewodniczący Tusk ma obowiązek traktatowy współpracy ze wszystkimi szefami rządów. Nie sądzę, by chciał się z tego obowiązku zwalniać w przypadku Polski. Jestem w stałym kontakcie z sekretariatem przewodniczącego przy wszystkich pracach przygotowawczych.
Jak rząd ułoży stosunki z nim na dalszą część kadencji?
Z naszej strony jest gotowość do rzeczowej współpracy w każdej wymagającej tego sprawie. Pamiętajmy jednak, że kiedy zaczyna się szczyt, kluczowe są relacje z poszczególnymi stolicami.
Mielibyśmy być bardziej asertywni. Co to oznacza?
Kryzys na ostatnim szczycie uderzył do pewnego stopnia we wzajemne zaufanie. Może być trudniej uzyskać kompromis, kiedy będzie potrzebny. Jest on zawsze pochodną zaufania, inwestycją na przyszłość, która ma się zwrócić przy innej okazji. Ale nie ma żadnego automatyzmu. Do każdej sprawy podchodzimy osobno i jesteśmy gotowi unikać sytuacji kryzysowych. Ale nie za cenę zasad czy żywotnych interesów. Tak należy czytać zderzenie na szczycie.
Jak zamierzamy się bronić przed Europą dwóch prędkości?
Podnosimy od wielu miesięcy, że taka Europa byłaby słabsza. Jesteśmy podmiotem na świecie, ponieważ UE reprezentuje w wielu dziedzinach 500 mln obywateli, podatników czy konsumentów. Podziały osłabią Unię, nie rozwiązując żadnego istotnego problemu. Rozwiązania są gdzie indziej. W wielu sprawach już dziś państwa mogą intensyfikować współpracę. Jesteśmy na to otwarci, jeśli te formy będą permanentnie otwarte i co najważniejsze – nie będą stwarzały ryzyka dla integralności wspólnego rynku, strefy Schengen i samej UE. W ramach istniejących ram traktatowych nic złego się nie stanie. Inne formy wymagają wzmożonej uwagi i sprzeciwu w imię obrony interesów europejskich. To nie jest tylko nasz wąski problem, bo to my zdecydujemy sami, gdzie chcemy być.
Kto może być naszym sojusznikiem w tej kwestii?
Jądro myślenia w kategoriach podziału UE to Południe. Nawet tam nie jest przyjmowane bezwarunkowo. Reszta tego nie chce wprost, jak Europa Środkowa, albo podchodzi do tego ostrożnie, jak Niemcy.
Ważniejsze dla nas są zgodne z naszą wizją zmiany w UE czy obrona przed dwiema prędkościami?
Nie ma takiej alternatywy. Chcemy lepszej, ale i zjednoczonej UE.
Co o możliwych zmianach w architekturze europejskiej możemy powiedzieć po wyborach holenderskich?
Wybory holenderskie nie przyniosły żadnej zmiany w sprawie architektury UE, ale pokazały, że falę niezadowolenia można przełamać przez mieszankę konfrontacji i akceptacji. Mark Rutte jest pierwszym politykiem liberalnym, który podszedł poważnie do obaw swoich obywateli i zamiast wyzywać 1/3 swego narodu od faszystów, zaczął rozmawiać z niezadowolonymi. Co więcej, przekroczył liczne liberalne tabu, podnosząc kwestię tożsamości i granic wspólnoty politycznej. To w istocie wyraz sceptycyzmu wobec popularnych interpretacji społeczeństwa całkowicie otwartego. W tych wyborach to było dla mnie najciekawsze.
„Nie” dla Unii wielu prędkości
Podczas sobotniego nieformalnego szczytu ma zostać przyjęta deklaracja w sprawie przyszłości UE. Jak to zazwyczaj w przypadku spotkań liderów bywa, prace nad dokumentem już trwają, skutkiem czego politycy powinni wiedzieć, co podpiszą w stolicy Włoch. Stanowisko polskiego rządu w sprawie deklaracji przedstawiła wczoraj na spotkaniu z dziennikarzami premier Beata Szydło. Zgodnie z nim w przyjętym przez unijnych przywódców dokumencie powinny znaleźć się cztery punkty: mówiący o jednorodności Unii (czyli braku zgody na model wielu prędkości), o integralności zasad wspólnego rynku (wykluczający rozwiązania takie, jak w projekcie dyrektywy o pracownikach delegowanych), o „korelacji i współpracy” w dziedzinie obronności (szczególnie w ramach NATO), a także zwiększenia roli parlamentów krajowych w procesie unijnej legislacji. – Nigdy w rządzie PiS nie było i nie ma planów wyjścia z Unii. Nawet jak opozycja będzie nas z UE wypychać , to się nie damy – podkreśliła szefowa rządu.