Nic się nie stało, wyciągnijmy wnioski – mawiał Lech Wałęsa. Tak teraz powinni postąpić liderzy PiS. Wpływy kanclerz Angeli Merkel nie są wystarczającym wyjaśnieniem izolacji polskiego rządu podczas ostatniej rady europejskiej. Jeśli podobne błędy powtórzą się następnym razem, ich efektem nie będzie już tylko prestiżowa porażka, ale wymierne szkody dla polskich rolników, przedsiębiorców, a być może nawet dla wszystkich obywateli RP.
1. Nie ufać własnej propagandzie
W tym samym tygodniu, kiedy przywódcy UE wybierali Donalda Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej, w kioskach w całym kraju wyłożony był numer „Gazety Polskiej” ze zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego na okładce. Uzupełniał je cytat z wywiadu z prezesem PiS: „Tusk jest kandydatem niemieckim”. W środku numeru Kaczyński powoływał się na Viktora Orbána, który „zapowiedział, że nie poprze kandydatury Donalda Tuska, jeżeli ten nie uzyska poparcia kraju ojczystego”. Te zapewnienia obiegły wszystkie prawicowe media i dotarły do polityków PiS. Jeszcze rano tego samego dnia, kiedy 27 przywódców UE przedłużyło kadencję „prezydentowi Europy”, marszałek Senatu Stanisław Karczewski z tajemniczą miną mówił w telewizji, że „może w Brukseli wydarzy się cud i nie dojdzie do wyboru Donalda Tuska”. Ale już kilka dni wcześniej było jasne, że Tusk jest nie tylko „kandydatem niemieckim”, lecz również słowackim, czeskim, francuskim i hiszpańskim. Przedstawiciele tych krajów publicznie zadeklarowali poparcie jego kandydatury. Te informacje w ogóle nie pojawiały się w prorządowych mediach, które koncentrowały się na wskazywaniu wad byłego premiera i mówieniu o zaletach Jacka Saryusz-Wolskiego. Za pewnik przyjmowały one również wsparcie rządu PiS przez Orbána. A przecież nawet niektórzy prawicowi dziennikarze mieli informacje od liczących się polityków węgierskiego Fideszu, którzy zapowiadali, że Orbán nie poprze Tuska. To też nie przebiło się do prawicowego mainstreamu, który wtedy kolportował już informacje o „atomowej broni” naszego rządu, czyli możliwości zawetowania szczytu przez premier Beatę Szydło.
2. Podziękować winnym sukcesu
To nie jest porażka, to zwycięstwo – mówił Jarosław Kaczyński, witając Beatę Szydło na lotniku w Warszawie. Jednak inaczej niż w polskim przysłowiu, ten „sukces” jak na razie pozostaje sierotą. Bo jak dotąd nikt nie wziął na siebie odpowiedzialności za strategię działań polskiej dyplomacji i jej realizację. A przecież ostatnio pojawiło się mnóstwo sygnałów, że naszej polityce zagranicznej brakuje armat. Tuż przed szczytem UE przywódcy największych krajów Unii dyskutowali o Europie różnych prędkości, ale do Wersalu nie zaprosili Polski. Kiedy Komisja Europejska przedstawiła białą księgę o przyszłości UE (27 krajów bez Wielkiej Brytanii), specjalną deklarację złożyli ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Francji. Również w tym przypadku uznano, że polski głos nie jest potrzebny. Czy w takiej sytuacji nie należałoby dokonać audytu działalności ministra Witolda Waszczykowskiego? Oczywiście, trzeba by w nim pominąć jego działalność publicystyczną i wyłącznie oceniać owoce pracy kierowanej przez niego dyplomacji. Sprawdzenia wymagałaby również skuteczność działań stałego przedstawiciela RP przy UE. To właśnie w gronie ambasadorów 28 państw członkowskich w Brukseli (COREPER) tworzone są rozwiązania, które potem akceptują na szczytach prezydenci i premierzy. Ambasador Jarosław Starzyk ma doświadczenie dyplomatyczne jeszcze z czasów z PRL i powinien potrafić wykuwać kompromisy korzystne dla Polski, względnie alarmować centralę, że są one nieosiągalne, i uchronić polską premier przed niepotrzebnymi upokorzeniami.
3. Zaufać fachowcom
„Polsce – służyć, Europę – tworzyć, Świat – rozumieć” – tę dewizę działania nadał dyplomacji jeszcze Radosław Sikorski, ale obowiązuje ona również obecny MSZ. Tymczasem rząd przyjął projekt ustawy o służbie zagranicznej, która umożliwi nie tylko szybkie pożegnanie peerelowskich kadr, lecz także urzędników zatrudnionych w wolnej Polsce. Czy dzięki masowej wymianie pracowników nasza dyplomacja będzie lepiej rozumiała świat i potrafiła tworzyć Europę? Ostatni szczyt UE powinien być okazją do refleksji nad tym, jak bardzo potrzebni są profesjonalni dyplomaci i jakie mogą być skutki ich braku. Charakterystyczna dla obecnego obozu władzy nieufność sprawia, że eliminowanych jest wiele kompetentnych osób, względnie ich potencjał pozostaje niewykorzystywany. Gdyby tak nie było, skuteczniej mógłby działać minister ds. europejskich Konrad Szymański. Nie jest on jednak ulubieńcem ani szefa MSZ, ani też szefowej sejmowej komisji ds. UE Izabeli Kloc. W wyborach do PE w 2014 r. PiS lekką ręką zrezygnował z Szymańskiego, mimo że miał on za sobą dwie bardzo udane kadencje w europarlamencie. Gdyby nie decydowały partyjne sentymenty, rząd powinien otworzyć Szymańskiemu i jemu podobnym nowe możliwości działania. W najbliższym czasie polską dyplomację czekają bowiem znacznie ważniejsze zadania niż blokowanie Donalda Tuska.
4. Wybrać priorytety
Dzień po szczycie UE w Brukseli odbyła się w Rzeszowie konferencja o przyszłej polityce rolnej UE, w której wziął udział komisarz ds. rolnictwa oraz ministrowie rolnictwa państw Grupy Wyszehradzkiej i Litwy. Politykom ze środkowej Europy zależy m.in. na tym, by rolnicy z tego regionu otrzymywali wreszcie dopłaty w tej samej wysokości, co ich koledzy na zachodzie Europy. Gdy spojrzymy szerzej, okaże się, że w najbliższych latach negocjowane będzie niemal wszystko, czym zajmuje się Unia. Poza polityką rolną także jej polityka energetyczna, finanse i generalnie ogólny kształt UE bez Wielkiej Brytanii. Nasz rząd zapowiada, że nie chce Europy różnych prędkości i chce wzmocnienia władz narodowych. W tym celu chce renegocjować traktat lizboński, który wszedł w życie w 2009 r. Tego ostatniego postulatu nie popiera w Unii żaden kraj i Polsce znów grozi izolacja. Zamiast dyskusji nad priorytetami polskiej polityki we wspólnej Europie mamy za to zapowiedź „drastycznego obniżenia poziomu zaufania wobec UE” i prowadzenia „polityki negatywnej”. Czy to jest naprawdę droga do wyższych dopłat dla polskich rolników?
5. Szukać sojuszników
Kiedy 15 lat temu trwały negocjacje o rozszerzeniu UE, modne było powiedzenie o tym, jak odróżniać Polaka od Węgra: nawet jeśli Polak wchodzi jako pierwszy przez drzwi obrotowe, to przed nim wychodzi Węgier. Późniejsze kłopoty gospodarcze i polityczne bratanków sprawiły, że ich dyplomatyczne talenty i spryt zostały u nas zapomniane. Teraz znów dały o sobie znać, a Viktor Orbán nie jest już enfant terrible europejskiej polityki, lecz moderatorem łagodzącym spory między stolicami. Jednak nie tylko w Budapeszcie powinno być oczywiste, że do realizacji interesów narodowych potrzebni są zagraniczni sojusznicy. W przypadku Warszawy oznacza to konieczność współpracy z Paryżem i Berlinem oraz instytucjami UE w Brukseli. Wbrew nim wszystkim nie da się w dzisiejszej Unii przeforsować żadnej decyzji.
6. Rozmawiać z lewicą
Podczas ostatniego szczytu UE wśród 28 prezydentów i premierów było siedmiu reprezentujących partie chadeckie i tyle samo należących do ugrupowań liberalnych. Najwięcej (dziewięciu) stanowili socjaldemokraci. Do żadnych z tych politycznych rodzin nie należy PiS. Te proporcje mogą jeszcze się zmienić na niekorzyść konserwatystów, jeśli jesienią kanclerzem Niemiec zostanie Martin Schulz. Europejska lewica ma jeszcze szanse na przejęcie stanowiska szefa Komisji Europejskiej. Mogłoby się to stać w drugiej połowie roku, gdyby Frans Timmermans zastąpił Jeana-Claude’a Junckera. Obecnie bowiem trzy najważniejsze stanowiska w instytucjach UE zajmują chadecy. Nawet jeśli ta ostatnia opcja miałaby się nie zrealizować, to i tak polski rząd powinien starać się o rzeczowy dialog z wiodącymi lewicowymi politykami w innych krajach Unii. Tymczasem zamiast pragmatyzmu w tych relacjach dużo jest ideologii i uprzedzeń. Wsparciem mogłaby tu służyć NSZZ „Solidarność”, która kiedyś miała dobre relacje z zachodnimi związkowcami, tradycyjnie bliskim partiom lewicowym.
Tych dobrych rad jest oczywiście więcej i przede wszystkim są to rady dla Polski. Nie warto ich jednak mnożyć, bo i tak ich nikt ich nie posłucha. W końcu nic się nie stało.