Partia dotychczasowego premiera ma największe szanse na zwycięstwo. Bez niej trudno będzie stworzyć rząd.
Holenderska układanka partyjna / Dziennik Gazeta Prawna
Choć perspektywa zwycięstwa populistycznej Partii na rzecz Wolności (PVV) w dzisiejszych wyborach parlamentarnych w Holandii od miesięcy spędza sen z powiek wielu europejskim politykom, prawdopodobieństwo tego, że jej lider Geert Wilders obejmie władzę, jest bliskie zera.
Według sondaży PVV może liczyć na co najwyżej 24 mandaty w 150-osobowym parlamencie, co zapewne nie wystarczy do zajęcia pierwszego miejsca. Na to w ostatnich dniach wysunęła się współrządząca dotychczas Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Marka Ruttego. Ich poniedziałkowa debata telewizyjna raczej nie wpłynie znacząco na układ sił, szczególnie że według holenderskich komentarzy w pierwszej części Wilders nie zaprezentował się dobrze. Na dodatek populiści w ostatnich kilku wyborach wypadali nieco gorzej, niż wskazywały sondaże, a wszystkie pozostałe partie wykluczają koalicję z Wildersem. Nawet jeśli PVV wygra wybory, będzie to miało znaczenie co najwyżej symboliczne, bo jego ewentualna próba stworzenia rządu jest skazana na porażkę. Nie wydaje się zresztą, by Wilders był szczególnie zmartwiony z tego powodu, bo pozostawanie w opozycji i krytykowanie całego systemu politycznego to rola, która mu bardziej odpowiada.
Największe szanse na stworzenie rządu będzie miał Rutte. VVD wprawdzie mocno straci w porównaniu z zeszłymi wyborami (jeszcze więcej współtworząca koalicję Partia Pracy), ale wobec dobrych notowań chadeckiej CDA i liberalnej D66 mogą one zbudować solidną – i dość spójną programowo – podstawę nowej koalicji, a nawet gdyby nie udało im się przyciągnąć którejś z małych partii, stworzyć rząd mniejszościowy. Być może rząd mniejszościowy będzie koniecznością, bo wszystko wskazuje na to, że nowy parlament będzie najbardziej rozdrobnionym w holenderskiej historii.
Teoretycznie pokusić się o taką próbę mogą także partie lewicowe, bo największy przyrost poparcia w stosunku do poprzednich wyborów notuje Zielona Lewica (GL). Wraz z socjalistami (SP), Partią Pracy, ugrupowaniami obrońców praw zwierząt oraz seniorów miałyby ponad jedną trzecią mandatów i mogą próbować przekonywać do siebie kogoś jeszcze. Ale byłaby to bardzo rozdrobniona i zapewne skłócona wewnętrznie koalicja, poza tym budziłaby równie duże zaniepokojenie na rynkach finansowych, co objęcie władzy przez Wildersa. Zarówno GL, jak i SP to partie mocno lewicowe i niemające żadnego doświadczenia w sprawowaniu władzy, nawet jako niewielki koalicjant.
Wilders liczył, że uzyska wystarczająco dużo mandatów, by to on był rozdającym karty, ale sondażowa arytmetyka wskazuje raczej, że jedynym politykiem, bez którego nowy rząd na pewno nie może powstać, będzie Rutte.