Kandydatka skrajnej prawicy w wyborach prezydenckich we Francji Marine Le Pen została wezwana przez sędziów prowadzących śledztwo w sprawie fikcyjnego zatrudnienia jej współpracowników z unijnego budżetu - podała w piątek AFP. Le Pen odmówiła stawienia się.

Le Pen napisała w liście do sędziów śledczych, że w czasie kampanii wyborczej nie będzie odpowiadała na wezwania organów ścigania, gdyż - jej zdaniem - okres ten nie sprzyja "neutralności i klarowności działania wymiaru sprawiedliwości".

Informację tę potwierdził w rozmowie z AFP adwokat Le Pen, Rodolphe Bosselut, który opowiedział się za przeprowadzeniem przesłuchań po wyborach: prezydenckich, które odbędą się na przełomie kwietnia i maja, oraz parlamentarnych w czerwcu.

Kandydatka Frontu Narodowego już wcześniej miała być przesłuchiwana w tej samej sprawie, ale odmówiła stawienia się na wezwanie śledczych. Jako eurodeputowanej przysługuje jej immunitet, więc nie jest ona prawnie zobowiązana do stawienia się na żądanie śledczych ani nie można wobec niej stosować żadnej formy przymusu.

Śledztwo ma wyjaśnić, czy Le Pen płaciła personelowi partyjnemu we Francji z funduszy Parlamentu Europejskiego, które - zgodnie z unijnymi regułami - powinny być wykorzystywane tylko do płacenia asystentom za pracę dla eurodeputowanych.

22 lutego tymczasowo aresztowana została szefowa gabinetu Le Pen, Catherine Griset, której postawiono zarzut nadużycia zaufania. Zatrzymano także ochroniarza Thierry'ego Legiera, ale został on zwolniony bez stawiania zarzutów.

Parlament Europejski zażądał już od Le Pen zwrotu blisko 340 tys. euro za zatrudnienie Legiera jako asystenta w 2011 roku, a Griset - w latach 2010-16. PE zaczął od lutego odzyskiwać tę kwotę, potrącając połowę poborów Le Pen.

Parlament Europejski uchylił w czwartek immunitet Marine Le Pen, ale w innej sprawie: w związku z dochodzeniem dotyczącym publikacji przez nią na Twitterze zdjęć z egzekucji zakładników Państwa Islamskiego. O uchylenie immunitetu zwróciła się do europarlamentu prokuratura w Nanterre, aby móc przesłuchać francuską europosłankę.

W 2015 roku Le Pen opublikowała na swoim profilu na Twitterze zdjęcia przedstawiające brutalne egzekucje zakładników przez dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS), w tym egzekucję amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya, który został ścięty przez terrorystów. Le Pen opatrzyła te zdjęcia komentarzem: "To jest Daesz", używając arabskiego akronimu IS. Opublikowanie fotografii wywołało we Francji oburzenie. Prokuratura może postawić jej zarzut rozpowszechniania obrazów przedstawiających przemoc, za co grozi kara do trzech lat więzienia i 75 tys. euro grzywny.

48-letnia szefowa antyunijnego i antyimigracyjnego Frontu Narodowego ma wszelkie szanse przejścia do drugiej tury wyborów prezydenckich, z sondaży wynika jednak, że pokona ją centrysta Emmanuel Macron bądź konserwatysta Francois Fillon. (PAP)

kot/ mc/