Prezydent USA Donald Trump występując we wtorek po raz pierwszy na połączonej sesji obu izb amerykańskiego parlamentu zapowiedział, że wydobędzie kraj z zastoju i stagnacji, którymi charakteryzowały się lata rządów jego poprzednika Baracka Obamy.

"Nadszedł czas, aby zrezygnować z małostkowego myślenia” – zadeklarował nowy gospodarz Białego Domu w przemówieniu, w którym pobrzmiewało echo wystąpień wielkiego poprzednika Trumpa, republikańskiego prezydenta Ronalda Reagana. "Rozpoczynamy kolejny rozdział wielkości Ameryki” - zapowiedział Trump.

Zdaniem prezydenta droga do odrodzenia Ameryki i do odbudowanie jej wyjątkowego statusu w świecie wiedzie poprzez zniesienie nadmiernych regulacji rządowych, zredukowanie biurokracji rządowej, demontaż systemu opieki medycznej Obamacare, inwestycje w amerykańską infrastrukturę, zmniejszenie opodatkowania amerykańskich przedsiębiorstw. Trump podkreślił też istotną rolę handlu, który będzie „nie tylko wolny, ale także sprawiedliwy”, obrony granic i skupiania się na wewnętrznych problemach Ameryki, a nie problemach całego świata.

"Moja praca nie polega na reprezentowaniu całego świata, ale na reprezentowaniu Stanów Zjednoczonych" - stwierdził pod koniec swojego ponad godzinnego wystąpienia wielokrotnie przerywanego hucznymi owacjami Republikanów przy wtórze zaledwie kurtuazyjnych oklasków Demokratów.

"Broniliśmy granic innych narodów, pozostawiając nasze granice szeroko otwarte, aby każdy mógł je pokonać, aby narkotyki mogły wlewać się do naszego kraju na bezprecedensową skalę (...). Wydawaliśmy biliony dolarów za granicą podczas gdy nasza infrastruktura rozpadała się" - oznajmił.

Zapowiedział jednocześnie plan "zdruzgotania i zniszczenia" Państwa Islamskiego (IS), "zmiecenia tego okrutnego wroga z powierzchni naszej planety".

Wcześniej, przed swoim wystąpieniem w Kongresie, amerykański prezydent w wywiadzie dla przychylnej mu sieci telewizyjnej Fox News, wystawił sobie najwyższą ocenę za swoje dokonania w okresie pięciu tygodni rządów w Białym Domu. Uznał jednocześnie, że sposób przedstawiania swoich dokonań amerykańskiemu społeczeństwu zasługuje tylko na ocenę dostateczną, „może trójkę z plusem”.

Pierwsze wystąpienie Trumpa, który często jest nazywany „swoim najlepszym rzecznikiem”, w sali Izby Reprezentantów Kongresu było dla prezydenta doskonałą okazją, aby przedstawić elektoratowi, bez pośrednictwa niechętnych mu mediów własny obraz i ocenę swoich dokonań w Białym Domu.

"Po miesiącu od objęcia urzędu chciałbym przedstawić narodowi amerykańskiemu nowe informacje o tym, co zrobiłem aby dotrzymać swoich obietnic" – powiedział prezydent, wyliczając swoje osiągnięcia: rekordy na giełdzie nowojorskiej, "powrót tysięcy miejsc pracy do Stanów Zjednoczonych", szacunek sojuszników, odrodzenie optymizmu wśród „zwykłych Amerykanów".

Wystąpienie Trumpa, przypominające scenerią i nastrojem orędzie o stanie państwa, jakie prezydenci z reguły przedstawiają po roku od momentu objęcia urzędu, było próbą zaprezentowania programu administracji Białego Domu na następne miesiące.

Zdaniem krytyków Trumpa, takich jak były czołowy doradca Baracka Obamy, David Axelrod, była to próba bogata we wspaniałe hasła i uboga w konkrety. Axelrod zwrócił uwagę, że brakowało mu przede wszystkim wyjaśnienia, jak zapłacić za realizację tych pomysłów.

Trump, co dostrzegli prawie wszyscy komentatorzy, w swoim wystąpieniu sugerował gotowość do kompromisu w reformie systemu imigracyjnego, otwierając możliwość zalegalizowania pobytu tych nielegalnych imigrantów, którzy posiadają kwalifikacje przydatne dla amerykańskiej gospodarki.

Wśród wielu propozycji zgłoszonych podczas wystąpienia na wspólnej sesji obu izb Kongresu prezydent zapowiedział stworzenie specjalnego funduszu modernizacji amerykańskiej infrastruktury wartości 1 biliona dolarów. Ma on powstać „dzięki funduszom prywatnym i federalnym”, będzie, jak podkreślił prezydent, oparty na dwóch podstawowych zasadach: kupowaniu amerykańskich towarów i zatrudnianiu robotników z USA.

Trump ponowił też swoją obietnicę budowy "wielkiego, wielkiego muru" na granicy Stanów Zjednoczonych z Meksykiem i podkreślił swoje "niewzruszone" poparcie dla Izraela. Po raz kolejny opowiedział się przeciw zniesieniu sankcji wobec Iranu.

Jednak co dostrzegł były gubernator stanu Kentucky, Steven Beshear, odpowiadając na wystąpienie Trumpa w imieniu Partii Demokratycznej, prezydent „ani słowem nie wspomniał o zagrożeniu, jakie dla Stanów Zjednoczonych przedstawia Rosja”.

Nowy prezydent co prawda podkreślił znaczenie sojuszy - takich jak NATO - jednak przypomniał, że sojusznicy „muszą sprawiedliwe ponosić koszty wspólnej obrony”. "Chciałbym z zadowoleniem poinformować, że pieniądze teraz (tzn. po interwencji jego administracji - PAP ) leją się strumieniem (...)." - powiedział Trump.

Przemówienie, pełne odwołań do wyjątkowej roli Stanów Zjednoczonych i posłannictwa Ameryki przypominało wystąpienia z czasów kampanii wyborczej, jednak zawierało wiele pojednawczych elementów i „wezwań do jedności”. Zmiana tonu, szczególnie w porównaniu z posępnym przemówieniem inauguracyjnym, w którym Trump przedstawił katastroficzną wizję „masakry Ameryki” jest zdaniem komentatorów zrozumiała.

Michael Reagan, konserwatywny komentator i syn b. prezydenta Ronalda Reagana, ocenił, że Trump znalazł się w punkcie, w którym nie może już dłużej rządzić dekretami i do realizacji swoich ambitnych zamierzeń potrzebuje współpracy Kongresu, w tym ustawodawców z Partii Demokratycznej.