Pod obywatelskim wnioskiem o referendum ws. reformy edukacji zebrano dotąd ok. 130 tys. podpisów - poinformował w niedzielę prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. W sobotę i niedzielę inicjatorzy referendum zbierają podpisy w Warszawie.

Według Broniarza, do końca marca powinno udać się zebrać 500 tys. podpisów czyli tyle, ile potrzeba, by obywatelski wniosek o przeprowadzenie ogólnopolskiego referendum mógł być złożony w Sejmie.

"W tej chwili, w naszych organizacjach mamy ok. 120-130 tys. głosów" - powiedział Broniarz, który uczestniczył w niedzielnej zbiórce podpisów przed bazarem przy ul. Górczewskiej w Warszawie.

Dodał, że bliższe dane na temat przebiegu zbiórki we wszystkich 16 województwach będą dostępne 1 marca. "Bywa z tym różnie - nie ukrywam - ale najważniejsze jest, że ludzie chcą rozmawiać. Mimo wielkich emocji nie mamy takich osób, które - mimo negatywnych odniesień - bojkotowały to wydarzenie" - mówił Broniarz.

Zbiórka w stolicy trwa od soboty. Wraz z ZNP podpisy w Warszawie zbierali m.in. przedstawiciele ruchu "Rodzice przeciwko reformie edukacji", a także partii opozycyjnych.

Radna Warszawy, Paulina Piechna-Więckiewicz (Inicjatywa Polska) przekonując w niedzielę jak ważne jest zatrzymanie reformy edukacji wyliczyła, że w samej stolicy zwolnionych może zostać "prawdopodobnie nawet dwa tys. nauczycieli". "To jest 10 proc. nauczycieli w mieście stołecznym Warszawa" - powiedziała radna.

Według niej rodzice tak naprawdę przekonają się co reforma dla nich oznacza 1 września. "Dlatego, że wbrew zapewnieniom pani minister Zalewskiej, czeka nas dwuzmianowość w szkołach, w których przez kilkadziesiąt lat nigdy dwuzmianowości nie było" - powiedziała Piechna-Więckiewicz.

Broniarz dodał, że podpis prezydenta pod ustawą ws. reformy nie powinien nikogo zniechęcać do zaangażowania w ideę referendum. Jak mówił - spotkania takie jak to przed warszawskim bazarem podczas zbiórki podpisów - są "namiastką debaty, dyskusji", która powinna była się odbyć na temat reformy.

"Tej debaty nie było w całym procesie przygotowywania dokumentów, a jeżeli się w ogóle odbywała, to w zaciszu gabinetów MEN. Dopiero teraz rodzice rozmawiając z nami (...) zwracają uwagę, że to dopiero od nas dowiadują się o tym, co jest istotą tych zmian, jakie konsekwencje będą dotyczyły ich dzieci" - powiedział Broniarz.

O tym, czy referendum się odbędzie, zdecyduje Sejm. Pytanie, które chce zadać Polakom komitet referendalny brzmi: "Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku".

Pomysłodawcą referendum jest ZNP, a w skład komitetu wspierającego tę inicjatywę wchodzą przedstawiciele partii politycznych, stowarzyszeń, organizacji i ruchów społecznych m.in. "Rodzice przeciwko reformie edukacji", koalicja "Nie dla chaosu w szkole", Krajowe Porozumienia Rodziców i Rad Rodziców, Społeczne Towarzystwo Oświatowe, Krajowe Forum Oświaty Niepublicznej, OPZZ, PO, Nowoczesna, PSL, Razem i Inicjatywa Polska.

Reforma edukacji w ramach której zmieniona zostanie m.in. struktura szkół, rozpocznie się od roku szkolnego 2017/2018. W miejsce obecnie istniejących typów szkół zostaną wprowadzone stopniowo: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe; gimnazja mają zostać zlikwidowane.

1 września 2017 r. uczniowie kończący w roku szkolnym 2016/2017 klasę VI szkoły podstawowej staną się uczniami VII klasy szkoły podstawowej. Rozpocznie się tym samym stopniowe wygaszanie gimnazjów - nie będzie już do nich prowadzona rekrutacja. (PAP)