Stare chińskie przysłowie i przekleństwo – Obyś żył w ciekawych czasach! – jest aktualne jak nigdy dotąd. Kryzys gospodarczy, brexit, narastający nacjonalizm świadczą o tym, że nasze czasy są ciekawe – i coraz bardziej niepokojące. Rzeczy, które uznawaliśmy za pewnik, przestają nim być. A jedną z najbardziej znaczących zmian jest przejście krajów anglosaskich, USA i Wielkiej Brytanii, od globalizacji do protekcjonizmu. Zaiste, w ciekawych czasach żyjemy.
Pojęcie globalizacji pojawiło się w dyskursie publicznym po upadku komunizmu w Europie Wschodniej i otwarciu na świat gospodarki Chin. Wraz z pojawieniem się nowych technologii informacyjnych i komunikacyjnych świat stał się bardziej zintegrowany pod względem ekonomicznym, społecznym oraz kulturowym. Na początku ery globalizacji panowała atmosfera optymizmu i niemal ślepej wiary w to, że wolny rynek potrafi rozwiązać najbardziej palące problemy świata. Od czasów rządów Margaret Thatcher oraz Ronalda Reagana otwarcie światowych gospodarek kojarzyło się z polityką wolnego handlu, prywatyzacją i deregulacją. Najbardziej dało się to odczuć w takich państwach jak Polska, która tuż po 1989 r. została rzucona w wir globalizującej się gospodarki podporządkowanej zasadom neoliberalizmu.
Ale globalizacja niekoniecznie musi iść w parze z neoliberalizmem i obniżeniem standardów socjalnych oraz ekologicznych (tzw. wyścigiem do dna). Jest ona raczej wynikiem innego długofalowego trendu, opisanego przez klasycznych ekonomistów (od Adama Smitha po Karola Marksa), polegającego na tym, że praca pojedynczych osób staje się coraz bardziej wzajemnie powiązana, co sprzyja podniesieniu wydajności i rozwojowi ekonomicznemu. To doprowadziło do międzynarodowego podziału pracy, produkcji i handlu. A więc globalizacja to nie przemijający kaprys, tylko nieodwracalny trend. Wszelkie próby odejścia od niej doprowadzą do ekonomicznego i kulturowego regresu, popchną świat do nowych konfliktów i utrudnią walkę ze zmianami klimatycznymi, zagrażającymi przetrwaniu cywilizacji.
Choć globalizacja nie tak znów rzadko jest obwiniana o tworzenie monopoli korporacji, to jednak integracja ekonomiczna pozwala słabszym gospodarkom konkurować i zbliżać się do lepiej rozwiniętych państw. Ten proces można zaobserwować w Europie Wschodniej, gdzie sukces odniosły kraje, które w największym stopniu zintegrowały się ze światową gospodarką, głównie dzięki członkostwu w UE. Zyskały możliwość swobodnego handlu z rozwiniętymi gospodarkami Europy Zachodniej; ich obywatele otrzymali możliwość swobodnego przemieszczania się i pracy w innych państwach unijnych, i co najważniejsze, do regionu zaczął napływać kapitał.
Spowolnienie tempa rozwoju światowej gospodarki spowodowało zaś wzrost nacjonalizmu w wielu krajach i wzywania rządzących do wprowadzenia polityki chroniącej narodowe gospodarki. Głosy zwolenników protekcjonalizmu najbardziej słychać w rozwiniętych państwach, starających się ograniczyć rozwój konkurencji. Odejście od globalizacji w Stanach Zjednoczonych zaczęło się za prezydentury Baracka Obamy. Forsowane umowy o Transpacyficznym Partnerstwie (TTP) oraz Transatlantyckim Partnerstwie w dziedzinie handlu i inwestycji (TTIP) tylko pozornie miały promować światowy handel. W rzeczywistości ich celem był regionalny protekcjonalizm, któremu miało służyć wykluczenie z negocjacji Chin i wzmocnienie władzy korporacji nad społeczeństwem i państwami. Niepopularność tych umów doprowadziła do tego, że oboje kandydaci na prezydenta USA podczas kampanii obiecali wyrzucenie ich do kosza, co Donald Trump zrealizował tuż po zaprzysiężeniu. Obecnie Trump robi kolejny krok przeciw integracji światowej gospodarki i obiecuje „chronić miejsca pracy Amerykanów” i „uczynić Amerykę znów wielką”. Służyć temu ma m.in. niedorzeczna propozycja zbudowania muru na granicy z Meksykiem (jego postawienie ma zostać sfinansowane z wprowadzenia 20-proc. cła na importowane z Meksyku towary) oraz zakaz imigracji z niektórych krajów muzułmańskich. To oznacza również wojnę handlową z Chinami, a co za tym idzie – zagrożenie otwartym konfliktem z najludniejszym krajem i największą gospodarką świata. Trump zamierza też ignorować zobowiązania USA dotyczące zmniejszenia emisji CO2 i występuje z populistyczną i świadczącą o nieuctwie ekonomicznym propozycją o odrodzeniu amerykańskiego przemysłu węglowego. Pogłębianie przez Trumpa protekcjonistycznej polityki USA rażąco kontrastuje z postawą premiera Chin, który podczas ostatniego wystąpienia na ekonomicznym forum w Davos obiecał rozwijać globalną orientację swojego kraju i wypowiedział się za integracją światowej gospodarki.
Państwa świata stoją przed wyborem. Czy pójść za przykładem anglosaskich krajów i odejść od globalizacji, czy połączyć siły ze zwolennikami dalszej integracji światowej gospodarki? Historia dowiodła, że protekcjonizm najmocniej szkodzi słabszym, a zatem polski rząd powinien bezwzględnie przeciwstawić się obecnemu protekcjonistycznemu trendowi i przyznać, że w jego interesie leży zintegrowana i otwarta gospodarka światowa. To oznacza poparcie dla dalszej międzynarodowej i europejskiej integracji oraz przeciwstawianie się protekcjonistycznej i antyimigracyjnej orientacji zwolenników brexitu i kilku europejskich polityków, takich jak Marine Le Pen. To oznacza również korzystanie z nowych inwestycji i możliwości handlu z takimi państwami jak Chiny.
Wartość bezpośrednich inwestycji zagranicznych Chin ostatnio gwałtownie rosła i w 2015 r. wyniosła 130 mld dol. Większość tych środków została zainwestowana w Azji, Ameryce Łacińskiej i Afryce, ale Chiny również zwiększyły inwestycje w Europie oraz uznały centralną i wschodnią jej część jako region o rosnącym znaczeniu gospodarczym. Poziom chińskich inwestycji wciąż pozostaje tu niewielki, ale w ostatnim czasie odnotował wzrost. Chiny utworzyły niedawno specjalny fundusz o wartości 10 mld euro do finansowania projektów w regionie i zamierzają znaleźć na ten cel kolejne 50 mld. Co więcej, Pekin szuka nowych korytarzy transportowych, handlowych i gospodarczych (tzw. Nowy Jedwabny Szlak) od Pekinu do Berlina.
Polska stoi przed historyczną szansą. Jako największe państwo regionu i członek UE może rozwijać handel zarówno we wschodnim, jak i zachodnim kierunku. Ponadto, skoro potok funduszy unijnych zaczyna znacząco maleć, Warszawa może znaleźć nowe źródło kapitału do finansowania inwestycji w swoją infrastrukturę. Dotychczasowe bezpośrednie inwestycje zagraniczne Chin w Polsce (ok. 1,3 mld dol. rocznie) i obroty handlowe (ok. 17 mld dol.) znajdowały się na stosunkowo niskim poziomie, nawet w porównaniu ze wskaźnikami niektórych sąsiednich państw. Jednak tu istnieją wielkie możliwości rozwoju, ponieważ Chiny rozszerzają swoje inwestycje w tej części świata.
Perspektywa polsko-chińskiej współpracy wyglądała obiecująco po spotkaniu prezydentów Polski i Chin – Andrzeja Dudy i Xi Jinpinga – w Warszawie w czerwcu minionego roku. Po podpisaniu umowy o partnerstwie strategicznym z Chinami Andrzej Duda wyraził nadzieję, że Polska stanie się dla Chin bramą do Europy i że w najbliższym czasie powstaną nowe wspólne inwestycje. W planach jest budowa centrum przeładunkowego w Łodzi o wartości 10 mld dol., dzięki któremu Polska znajdzie się w centrum sieci kolejowej łączącej Chiny z Europą. Jednak ostatnie negatywne komentarze o Chinach i ich wpływie na Polskę ze strony ministra obrony Antoniego Macierewicza grożą destabilizacją stosunków. W wywiadzie z grudnia zeszłego roku szef MON powiedział, że pomysł Nowego Szlaku Jedwabnego i ekspansji Chin jest częścią planu likwidacji wpływów USA w Europie i zniszczenia Polski jako niepodległego państwa. W ostatnim momencie Ministerstwo Obrony zablokowało sprzedaż ziemi, na której miało być budowane centrum przeładunkowe, przez co cały projekt stanął pod znakiem zapytania.
Twierdzenie, że handel z Chinami zagraża pozycji USA i polskiej niepodległości, jest sprzeczne z interesem polskiej gospodarki. Umowy handlowe z Chinami nie wiążą się ze zobowiązaniem przeprowadzenia jakichkolwiek reform politycznych lub zaniechania handlu z jakimikolwiek państwami trzecimi. To porozumienia wolnych podmiotów zawierane w ramach globalnej gospodarki i przy ich negocjowaniu powinien być brany pod uwagę wyłącznie gospodarczy i społeczny interes Polski. Światowy handel jest częścią procesów promowanych przez amerykańskich polityków, biznesmenów, media i naukowców przez ostatnie kilka dekad. Jednak obecna amerykańska administracja zwraca się ku protekcjonizmowi i nacjonalizmowi. W ciągu ćwierćwiecza staliśmy się świadkami tego, jak USA przeszły od cieszenia się z upadku murów w Europie do zamiaru zbudowania własnego muru odgradzającego ich od sąsiadów na amerykańskim kontynencie. Takie państwa jak Polska nie powinny iść w ich ślady, tylko korzystać z nowych możliwości, nadal oferowanych przez globalizację.