W Izmirze, na zachodzie Turcji, rozpoczął się w poniedziałek proces 270 osób oskarżonych o udział w nieudanej próbie wojskowego zamachu stanu z lipca 2016 roku. Każdemu z nich grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Jak podała turecka agencja prasowa Anatolia, pierwsza rozprawa odbywa się przy zachowaniu wyjątkowych środków bezpieczeństwa: wokół sądu rozmieszczono pojazdy opancerzone, nad gmachem latają drony, a porządku strzegą policjanci z psami.

270 oskarżonych, z których 152 przebywa w areszcie tymczasowym, sądzonych jest w związku z zarzutami o "próbę obalenia porządku konstytucyjnego", "przynależność do organizacji terrorystycznej" oraz "próbę rozpędzenia parlamentu lub uniemożliwienia mu wykonywania obowiązków".

Wśród sądzonych większość stanowią wojskowi, w tym wielu byłych oficerów.

Zdaniem władz w Ankarze za zorganizowanie udaremnionego puczu odpowiedzialny jest skonfliktowany z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem islamski kaznodzieja Fethullah Gulen, który przebywa w USA i jest sądzony zaocznie. Zarzuca mu się również utworzenie w Turcji tzw. równoległych struktur państwowych. Sam Gulen, założyciel wpływowego bractwa religijnego, zaprzecza, by był w jakikolwiek sposób powiązany z puczem.

W następstwie nieudanego zamachu stanu ponad 35 tys. ludzi zostało aresztowanych i oczekuje na proces, a ponad 100 tys. członków służb bezpieczeństwa, służby cywilnej, wykładowców uniwersyteckich, nauczycieli i przedstawicieli innych grup zawodowych zwolniono z pracy lub zawieszono w obowiązkach. Zachód krytykuje posunięcia tureckich władz, szczególnie zaś aresztowania dziennikarzy, czystki wśród sędziów, zamykanie niezależnych redakcji czy sugestie o przywróceniu kary śmierci.