Dwie kadencje włodarzy, przezroczyste urny i kamery w lokalach – takie zmiany szykuje władza. To będzie wyborcza rewolucja. W kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości zapadły wreszcie decyzje dotyczące zapowiadanej jeszcze przed wyborami parlamentarnymi zasady ograniczenia liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Mówi się o dwóch pięcioletnich kadencjach.
PiS chce, by reguła zaczęła obowiązywać jak najszybciej, najlepiej od przyszłorocznych wyborów samorządowych. – Decyzja, od kiedy będzie to funkcjonowało, czy będą się liczyły te kadencje, które są za nami, zależy od Trybunału Konstytucyjnego – stwierdził Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla TVP. Jego zdaniem wynika to z faktu, że sejmowa większość zapewne uchwali, by nowe zasady weszły w życie od razu, ale sprawa zostanie zaskarżona do TK przez opozycję. Wówczas to trybunał będzie musiał wydać wyrok.
Uruchomienie wyborczego topora wobec wszystkich wieloletnich włodarzy oznaczałoby, że wielu obecnych prezydentów (m.in. Paweł Adamowicz z Gdańska, Tadeusz Ferenc z Rzeszowa czy Wojciech Szczurek z Gdyni) nie mogłoby już ponownie startować. A jeszcze niedawno z PiS płynęły sygnały, że w 2018 r. każdy włodarz wystartuje z czystą kartą. Oznaczałoby to, że niezależnie od tego, ile kadencji ma już za sobą, będzie mógł piastować urząd jeszcze przez dwie kolejne. Takie rozwiązanie była w stanie zaakceptować nawet opozycja. – Jeśli mamy rozmawiać o ograniczonej kadencyjności, to mówmy o przyszłości, a nie o przeszłości – apelował wczoraj w Sejmie Andrzej Halicki z PO.
W opinii konstytucjonalisty Marka Chmaja sam pomysł wprowadzenia zasady ograniczonej kadencyjności jest interesujący. – Skoro prezydent państwa może sprawować swoją funkcję tylko dwukrotnie, to tym bardziej mogą samorządowcy – wskazuje. Jego wątpliwości budzi jednak ekspresowe tempo wdrożenia takiej rewolucji. – Wprowadzenie tej zasady już w 2018 r. narażałoby na zarzut działania prawa wstecz. Bardziej realne wydaje się potraktowanie obecnej kadencji jako pierwszej, a kolejnej w latach 2018–2022 jako drugiej. Dopiero wówczas ograniczenie powinno zadziałać. Dzięki temu adresaci nowej normy prawnej mieliby szansę się do niej przygotować – wyjaśnia konstytucjonalista.
Zdaniem Jarosława Flisa, politologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, z punktu widzenia partii rządzącej nie ma dobrego momentu na ograniczenie liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. – Gdyby zasada miała zacząć obowiązywać np. w 2026 r., licząc dwie czteroletnie kadencje od 2018 r., uzysk dla PiS byłby znikomy, bo zmiany byłyby odłożone w czasie. A ich wdrożenie już w przyszłym roku, o ile w ogóle wykonalne, może PiS zaszkodzić, bo spotka się z oporem licznych środowisk, nie tylko samorządowych – wskazuje Jarosław Flis.
Ograniczenie liczby kadencji to jednak tylko część planowanych zmian. PiS chce też zwiększyć przejrzystość wyborów. Stąd zapowiedź wprowadzenia przezroczystych urn i kamer transmitujących obraz na żywo w internecie. – Dzisiaj jest bardzo dużo chaosu i sytuacji, które mogą budzić wątpliwości, a nawet podejrzenia – dowodził Jarosław Kaczyński. Zmiany mają dotyczyć też kart wyborczych. Zdaniem PiS książeczkowa forma kart, użyta w wyborach w 2014 r., najbardziej sprzyjała ludowcom (ich kandydaci znaleźli się na okładce). Jak dotąd przy każdych wyborach samorządy organizowały otwarte przetargi na wydrukowanie kart, zgodnie ze wzorem określonym przez Państwową Komisję Wyborczą. Ale przygotowany przez resort spraw wewnętrznych i administracji projekt ustawy o dokumentach publicznych zakłada, że prawo druku kart wyborczych będzie przysługiwało wyłącznie tzw. drukarni narodowej. A tą ma być Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych.
To nie koniec możliwych zmian. Już w kwietniu ubiegłego roku opisywaliśmy w DGP dokument MSWiA pt. „Informacja na temat oceny funkcjonowania samorządu terytorialnego w Polsce. Wnioski i planowane inicjatywy rządu w tym zakresie”. Była w nim mowa m.in. o konieczności wzmocnienia roli organów wykonawczych poprzez wprowadzenie bezpośrednich wyborów starostów powiatów i marszałków województw. W przypadku tych drugich – jak nieoficjalnie ustaliliśmy – rozważane jest jeszcze oderwanie terminu wyborów od tych przeprowadzanych na szczeblu gmin i powiatów. Jak tłumaczy jeden z posłów PiS, wybory władz wojewódzkich są istotne nie tylko dlatego, że są najbardziej upolitycznione spośród wszystkich szczebli samorządowych, ale także z uwagi na to, że to marszałkowie zarządzają środkami z UE w regionach. – Tymczasem zwykli ludzie nie czują, o co chodzi w tych wyborach i czym w ogóle jest sejmik województwa – przekonuje nasz rozmówca. Jak jednak zaznacza, decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.
73 mln zł kosztowało wyprodukowanie kart do głosowania dla ponad 30 mln osób uprawnionych w wyborach samorządowych w 2014 r.
27 435 liczba obwodów w ostatnich wyborach samorządowych
47,4 proc. wyniosła frekwencja w I turze wyborów wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w 2014 r.