Na wycieraczce wciąż stoją buty. Z brązowej skóry. Stare, nieco przydeptane, ale jeszcze nadające się do chodzenia. On też tak o sobie mówił. Że jeszcze trochę się do życia nadaje. Jak te buty.
Kiedyś zostawiał uchylone drzwi do mieszkania. Żeby w razie potrzeby ktoś go usłyszał. Bo łatwiej krzyknąć niż zadzwonić pod 999 czy 112. Potem drzwi były już zamknięte. Za cztery miesiące pewnie poszedłby do cukierni po rurki z bitą śmietaną. Jak zawsze tego jednego dnia w roku. A potem usiadłby na ławce w parku i wypatrywał pierwszych przejawów wiosny.
Grzegorz kupował rurki na swoje urodziny. Lubił ten czas. Bo i wiosna, i zawsze zadzwonił ktoś z życzeniami czy przysłał SMS-a. Marcin również o nim pamiętał. Choć od lat mieszkał w Londynie, na urodziny przysyłał ojcu coś szczególnego. W ubiegłym roku dobre czekoladki oraz kaszkiet w brytyjskim stylu. Grzegorz mówił, że nic mu więcej do szczęścia nie jest już potrzebne. Na zdjęciach sprzed trzech lat Grzegorz stoi wyprostowany jak struna. Jednak na ostatniej fotografii jest przygarbiony i smutny, ma zgaszone spojrzenie. Ale który starszy człowiek nie bywa melancholijny?
– Właśnie wtedy tata postanowił umrzeć – przyznaje dzisiaj Marcin, przełykając głośno ślinę.
Depresja seniora
Marcin opowiada, że ojciec miał wysoką emeryturę – 2,8 tys. zł. Starczało mu na przyzwoite życie, był w Rzymie i Paryżu. Pojechał sam. Bo żona zmarła kilka lat wcześniej na nowotwór piersi. Potem Grzegorz miał przyjaciółki, towarzyszki życia, które z czasem zaczęły się wykruszać. A on sam zaczął szarzeć. Kurczyć się i garbić. Ale to mogło być cokolwiek. W wieku 65 lat można mieć przecież raka, cukrzycę, zawał, udar. Albo wpaść pod samochód, zagapiwszy się na światłach. Można umrzeć na wiele sposobów.
I od pewnego czasu Grzegorz – co teraz widać z pozostawionego przez niego listu – liczył na to, że w końcu będzie mógł odejść. Dzisiaj wiadomo, że Grzegorz miał depresję. – Był czas, że chodził do wielu lekarzy, doszukiwał się w sobie chorób, co chwila mu coś było. Śmieliśmy się, że jest hipochondrykiem i ogląda za dużo „Doktora House’a”. A potem przestał, jakby ręką odjął. Twierdził, że wszystko z nim w porządku, ale zamykał się w sobie, izolował. Przyjeżdżałem do Polski tak często, jak mogłem, proponowałem, by przyjechał do mnie, żeby ze mną zamieszkał. Kilka razy zawoziłem go do poleconego psychologa. Potem trafił do psychiatry, dostał leki na poprawę nastroju. Ale nikt nigdy nie przypuszczał, że może coś sobie zrobić. Nie on. Nie ten silny, twardy mężczyzna – wspomina Marcin.
Okazało się, że ten silny, twardy facet kruszył się od środka. I pewnego dnia uznał, że już czas na śmierć. Tabletek miał dużo. Realizował wszystkie recepty, jakie dostawał. Od pewnego czasu bywał u lekarzy różnych specjalności niemal codziennie. Od każdego brał recepty. Zwłaszcza te od lekarza od duszy, do którego wysłał go syn. Dostawał głównie na bezsenność. Bo to problemy ze snem miały pogarszać nastrój Grzegorza i wprawiać go w melancholię. Miał zażywać tabletki, dużo spacerować i cieszyć się każdym dniem.
Staruszkowie się „nie klikają”
Każdego roku życie próbuje sobie odebrać prawie 3,5 tys. seniorów. To niemal połowa wszystkich prób samobójczych w Polsce. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w ubiegłym roku skończyło ze sobą 838 osób w wieku 50–54 lata, 890 między 55. a 59. rokiem życia i 754 osoby po 60. roku życia. Odbierają sobie życie nawet osoby po 85. roku życia (125 przypadków). W tym roku, z danych zgromadzonych do października, wynika, że próbowało się zabić 3069 osób w wieku od 50 do 85 lat. Nie ma tu jeszcze listopada i grudnia, kiedy to samobójstw seniorów jest najwięcej. 1 listopada dopadają ich myśli związane z tymi, którzy już odeszli. A potem jest grudzień, dla wielu najtrudniejszy miesiąc w roku, ze świętami i planowaniem nowego roku. A wielu z nich nie chce już planować.
Grzegorz też postanowił umrzeć w grudniu. Ale nie dlatego, że nie miał z kim spędzić świąt. Syn zapraszał go do siebie. Wszystko było zaplanowane. Były bilety w obie strony i plan zwiedzania świątecznego Londynu. Kilka dni przed wylotem Grzegorz założył wyjściowy garnitur i świeżo wyprasowaną koszulę. A potem wodą popił kilka garści uzbieranych tabletek. W pożegnalnym liście do syna wyjaśnił, że już dłużej nie da rady. I że to nie jest niczyja wina, że „on już w tym życiu nie chce być”. Szczegółowo opisał, jak wszystko zaplanował i jaka jest jego ostatnia wola dotycząca pochówku. – Chciał odejść równie cicho, jak żył – mówi Marcin. – Z listu wynikało, że nie chciał robić problemu, nie chciał się skarżyć, ale lekarze go nie rozumieli. Traktowali jak starego dziwaka. Poczucie wstydu i bezradności go zabijało.
Czy właśnie dlatego o samobójstwach seniorów mówi się tak niewiele? Eksperci podkreślają, że nie są tak chwytliwe jak dramaty młodych ludzi. Śmierć starszej osoby traktuje się jako oczywistą oczywistość. Przecież i tak są już na prostej w dół, przecież swoje przeżyli. A samobójstwa staruszków się „nie klikają”. Doktor Marzena Binczycka-Anholcer z Katedry Medycyny Społecznej Akademii Medycznej w Poznaniu im. Karola Marcinkowskiego specjalizuje się w dziedzinie geriatrii i suicydologii. Od lat przygląda się problemowi samobójstw osób starszych. W jednej z prac poświęconych samobójstwom seniorów pisze o wstydzie. „Kiedy ktoś młodszy decyduje się targnąć na swoje życie, oceniamy nierzadko, że gdzieś nastąpił błąd, otoczenie nie zauważyło symptomów nadchodzącej tragedii, a przecież dana osoba miała przed sobą jeszcze wiele lat życia. Gdy starszy człowiek dokonuje samobójstwa, osłupienie sięga zenitu, nie do zaakceptowania jest bowiem myśl, że choć sędziwy wiek zbliżał daną osobę do rozstania ze światem, ta, zamiast się przed tym bronić, przyspieszyła czas odejścia”.
Doktor Bińczycka-Anholcer w rozmowie podkreśla, że skala samobójstw u seniorów rośnie. Kilkanaście lat temu było to zaledwie kilkaset starszych osób rocznie. Obecnie odsetek seniorów samobójców jest już kilkukrotnie wyższy. Postanawiają skończyć ze sobą z powodu problemów finansowych, samotności, choroby, ale też coraz częściej – jak Grzegorz – z powodu niezdiagnozowanej depresji. Starsi, schorowani ludzie nie chcą być obciążeniem dla rodziny. Nie chcą litości, łaski.
W maju 2015 r. odejść postanowiło starsze małżeństwo nauczycieli z Gorzowa Wielkopolskiego. Wszystko zaplanowali. Były tabletki nasenne i alkohol. Były też czyste prześcieradła, na których położyli się, żeby umrzeć. Kobiecie się udało. 65-letni mężczyzna przebudził się po kilkunastu godzinach. I podjął kolejną próbę. Tym razem podcinając sobie żyły. Znowu się nie udało, bo proszki nasenne, które zażył poprzedniego wieczoru, uchroniły go przed wykrwawieniem się. Trafił do szpitala psychiatrycznego, w którym przebywa do dziś. Dlaczego dwoje wykształconych ludzi postanowiło odebrać sobie życie? Podobno wpadli w długi. Podobno mieli kredyty i za mało środków, żeby je spłacać. Samobójstwo wydawało im się jedynym rozwiązaniem.
I tak umrą
Ktoś powie, że przecież tyle się mówi o uniwersytetach trzeciego wieku, o seniorkach didżejkach, 80-letnich modelkach i 90-letnich sportsmenach. Bo starość jest fajna, modna, wdzięczna do pokazywania. Ale już przygarbiona niemal do ziemi staruszka próbująca z trudem wejść do autobusu razi. Bo tak naprawdę nie lubimy starości. Nie lubimy myśleć, że kiedyś sami będziemy starzy. To dlatego w izraelskiej telewizji emitowano społeczny spot, w którym głównym bohaterem była drewniana laska. Laska spacerująca z niewidzialną osobą ulicami miasta. Mija park, huśtawki, samochody. Aż nagle, po dojściu do barierki mostu, upada. W ten sposób twórcy kampanii próbowali zwrócić uwagę na problem samobójstw osób starszych i zaalarmować, że z roku na rok takich tragedii jest coraz więcej.
W Polsce wyjątkowo dużo. Z danych Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że jesteśmy w czołówce państw o największej liczbie samobójstw w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców – ponad 15 proc. A zapewne samobójstw jest jeszcze więcej, bo do policji docierają zgłoszenia przede wszystkim z miast. Na wsiach większość jest ukrywana. Bo lepiej wygląda śmierć naturalna. Bo proboszcz nie będzie chciał pochować na cmentarzu czy odprawić mszy.
Tymczasem właśnie w małych miejscowościach coraz częściej coraz starszych Polaków dobija efekt pustego gniazda. – Mamy starzejące się społeczeństwo. Coraz więcej seniorów mieszka samych. A w rodzinie i grupie siła. Nie bez przyczyny najmniej samobójstw notuje się we Włoszech czy w Chorwacji, gdzie zwyczajem jest wspólne mieszkanie wielu pokoleń. Oczywiście swoje robi też klimat i ilość słonecznych dni w roku – podkreśla dr Bińczycka-Anholcer.
Gromadzenie przeróżnych leków, a także rozdawanie ubrań, przedmiotów osobistych – wszystko to może świadczyć o myślach samobójczych. Przed samobójstwem większość osób zazwyczaj mówi o tym, że już nie chce żyć. I w wielu przypadkach ich słowa są bagatelizowane. Brane za dramatyzm, nadmierną egzaltację, czcze gadanie. W przypadku seniorów mówienie o śmierci nikogo nie dziwi. Tak samo jak ich śmierć. Bez względu na to, czy była aktem samobójczym, czy też nie. Czy to ma znaczenie? I tak by umarł.
Coraz częściej seniorzy samobójcy to nauczyciele akademiccy czy lekarze. Ludzie wykształceni. Zdaniem dr Bińczyckiej-Anholcer właśnie ta grupa jest najbardziej narażona na próby samobójcze. Bo przez całe życie harowali, a potem się okazuje, że nie mają z czego żyć. Teraz dojdą prawdopodobnie samobójstwa emerytowanych żołnierzy i policjantów. Planowane cięcia czy wręcz odebranie emerytur dla wielu osób będą równoznaczne z końcem. Bo ktoś, kto przez całe życie ciężko pracuje, idzie na emeryturę i nagle się okazuje, że nie ma z czego żyć. A jeśli dodatkowo pojawia się ciężka choroba, skończenie ze sobą i np. chorym współmałżonkiem wydaje się najlepszym wyjściem.
Tak było w przypadku profesora pedagogiki z Warszawy, który latem 2015 r. najpierw zastrzelił swoją śmiertelnie chorą żonę, a następnie strzelił do siebie. Podobnie jak w przypadku emerytowanego małżeństwa lekarzy z Poznania. Decyzję o zakończeniu życia podjęli w listopadzie 2012 r. W ich przypadku, także bardziej niż problemy finansowe, zadziałały kwestie zdrowotne. Najpierw mąż podał chorej na raka żonie środki farmakologiczne, a następnie sobie zaaplikował śmiertelną dawkę insuliny. O wszystkim tym policjanci dowiedzieli się z listu pożegnalnego. Ostatniego pożegnania nie zostawiło z kolei starsze małżeństwo z Księginic, które znaleziono martwe w styczniu 2016 r.
Starszy to smutny
Kevin Caruso ze stowarzyszenia Suicide.org miał do czynienia z przeróżnymi przypadkami samobójstw, także seniorów. I rozprawia się z wieloma mitami, zwłaszcza z tym, że starszych ludzi nie dotyczy załamanie psychiczne. Że jedyne, czego mogą się obawiać, to choroby Alzheimera i Parkinsona.
Z szacunkowych danych lekarzy wynika, że na depresję może cierpieć nawet kilkadziesiąt procent osób po 50. roku życia. Tak jak Grzegorz, u którego ciężkiej depresji nie potrafił rozpoznać psycholog ani psychiatra. – Zabrakło doświadczenia pracy ze starszymi ludźmi, może podstaw geriatrii. Nie potrafili zdobyć jego zaufania, a on wstydził się powiedzieć, że go nie rozumieją. Zadziałały też różnice pokoleniowe, ale przede wszystkim błędne wyobrażenia na temat seniorów – mówi Marcin.
Wiele objawów depresji u seniorów tłumaczonych jest zwykłym stetryczeniem czy wręcz egotyzmem starczym. Egotysta uważa się za nieomylnego, a swoje zdanie za jedynie słuszne. Niekiedy egotyzm może się objawiać wyjątkowym skąpstwem, chowaniem przeróżnych rzeczy czy skłonnością do eksponowania ciała. To dlatego starsze osoby ma się często za wyjątkowo konfliktowe. Tymczasem to „zwykłe stetryczenie” bardzo często bywa objawem depresji. Marta Makara-Studzińska oraz Agata Madej z Zakładu Psychologii Stosowanej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie w publikacji poświęconej problemowi samobójstw seniorów (opublikowanej w „Psychiatrii i Psychologii Klinicznej”) podkreślają, że kult młodości, który panuje w dzisiejszym świecie, sprawia, że osoby starsze nie są w pełni szanowane przez społeczeństwo. Zwłaszcza w wielkomiejskim środowisku człowiek w podeszłym wieku traktowany jest jako niedołężny. Smutek i melancholia uznawane są za wpisane w duszę starszego człowieka. Dlatego diagnozowanie depresji u seniorów jest wyjątkowo trudne. Wiele schorzeń, na które cierpią seniorzy, może przypominać zaburzenia depresyjne lub wręcz je kamuflować.
To dlatego Fundacja Itaka zainicjowała akcję „Srebrny odcień depresji”, w której wyjaśnia, że smutek, wycofanie, zamknięcie w sobie, zaniki pamięci, kłopoty z orientacją w przestrzeni wcale nie muszą być naturalnymi objawami starości. Symptomy depresji są łatwo zauważalne i dobrze widoczne w przypadku osób młodszych, umożliwiają prawidłową i szybką diagnozę oraz podjęcie odpowiedniego leczenia. Często sami chorzy ukrywają przed otoczeniem swoje problemy – ze wstydu, obawy przed niezrozumieniem i odrzuceniem. Również przebieg leczenia jest bardziej skomplikowany, bo trudniej dobrać odpowiednie farmaceutyki w taki sposób, by nie wchodziły w interakcje z przyjmowanymi już lekami chorób somatycznych i nie powodowały dodatkowo obciążających działań ubocznych.
– W ramach kampanii Itaki w grudniu 2016 r. i styczniu 2017 r. Antydepresyjny Telefon Zaufania (22 654 40 41) czynny będzie trzy razy w tygodniu. Na każdym dyżurze odbieramy po kilka połączeń od osób starszych, które chcą dopytać o istotne kwestie dotyczące ich samopoczucia, stanu zdrowia, dotychczasowych doświadczeń ze zmaganiem się z depresją, otrzymać informacje, wsparcie lub po prostu porozmawiać. To są zazwyczaj długie rozmowy – przyznaje Karolina Krawczyk, psycholog z Fundacji Itaka. Rozmowa przez telefon jest łatwiejsza niż udanie się do gabinetu psychologicznego. Starszym ludziom zazwyczaj trudniej prosić o pomoc, przyznawać się do trudności i kłopotów, także tych związanych ze zdrowiem. Często starsze osoby uznają, że „tak już musi być”, a wszelkie niedomagania, smutek czy brak motywacji do działania zrzucają na karb swojego wieku. Karolina Krawczyk podkreśla też, że podczas rozmów uderza albo nieustanna troska o bliskich i niechęć do obciążania ich swoimi problemami, albo przejmująca wręcz samotność.
Grzegorz w pożegnalnym liście wypunktował, za co życiu dziękuje. Za syna, wszystkie dobre chwile z rodziną oraz góry, które tak ukochał w młodości. Wypunktował też, co nie daje mu dłużej żyć. Smutek, przemijanie, lęk przed nowotworem i czekanie na śmierć. Zanim połknął śmiertelny koktajl, wysprzątał mieszkanie, odłączył wodę. Na wycieraczce pod drzwiami ustawił równo buty. Te skórzane.
Starszym ludziom trudniej prosić o pomoc, przyznawać się do trudności i kłopotów, także tych związanych ze zdrowiem. Często starsze osoby uznają, że „tak już musi być”, a wszelkie niedomagania, smutek czy brak motywacji do działania zrzucają na karb swojego wieku