Polskie państwo istnieje jedynie teoretycznie, jest słabe. Dlatego ma wstać z kolan i zostać wzmocnione. Hasła PiS nie są nowe, przynajmniej od końca lat 90. krok po kroku następował ten proces „wzmacniania” państwa. Przez zmianę ordynacji na taką, która będzie gwarantowała stabilną większość. Przez wzmocnienie dyscypliny poselskiej na taką, która będzie gwarantowała spokój poprzez całą kadencję. Przez rozbudowę roli rządu – rozwijanie KPRM i wzmacnianie premiera – po to, byśmy mieli polską upragnioną wersję systemu kanclerskiego. Krok po kroku dochodziliśmy do sytuacji, w której partie stawały się coraz bardziej posłusznymi i bezwolnymi narzędziami w rękach liderów. Do sytuacji, w której władza koncentrowała się w jednym miejscu.
Rządy Donalda Tuska dokończyły ten proces – a jego ukoronowanie mamy teraz – kiedy władza koncentruje się w rękach jednego lidera.
I to nieponoszącego żadnej prawnej odpowiedzialności za swoje decyzje. Nieograniczona władza bez odpowiedzialności – trudno wyobrazić sobie lepsze warunki ku temu, żeby państwo w końcu było silne.
A jednak to wyjątkowo silne państwo sprawia wrażenie wyjątkowo słabo sterowalnego: paraliż Sejmu, dymisje w armii, bałagan organizacyjny, którego symbolem jest to, co określiliśmy w DGP tupolewizmem, zadyszka inwestycyjna, nijakość polityki zagranicznej. Dodatkowo kryzysy wizerunkowe, absurdalny konflikt z dziennikarzami, sprawa posła Piotrowicza, narastające wrzenie w szeregach PiS.
Państwo, które miało dumnie wstać z kolan, reformować kraj i rozwijać gospodarkę, coraz bardziej zaczyna zajmować się sobą. Premier Beata Szydło w orędziu wymienia sukcesy rządu – ale co tak naprawdę trwałego udało się PiS zrobić? Uchwalić 500 plus? Zmiany podatkowe niepewne, reforma edukacji uchwalona, ale trudno przeprowadzalna, służba zdrowia z większą ilością pieniędzy tylko na papierze, górnictwo zamiatane pod dywan, energetyka ratowana podwyżkami, wojsko z dymisjami .
We współczesnej gospodarce, z jej rosnącą ilością interakcji, z coraz swobodniej funkcjonującymi pracownikami, z koniecznością podejmowania decyzji, coraz szybciej rośnie potrzeba budowy organizacji, w których podstawą funkcjonowania jest samodzielność. To samo dotyczy państwa. Ono nie może być rządzone jak XVIII-wieczny folwark. Nie da się zarządzać państwem ani go reformować, nie aktywizując grup społecznych, nie włączając w proces zmiany nawet tych, którzy są władzy niechętni. Nie da się zmienić polskich sądów bez przynajmniej części sędziów. Nie da się zmienić gospodarki bez przedsiębiorców.
Polska wstanie z kolan, a państwo będzie silne, jeśli zaufa obywatelom i będzie z nimi współdziałać. Nie da się stać stabilnie, opierając się na jednej – nawet większościowej – nodze. Polska nie będzie silna, dopóki władza nie zrozumie, że jest silna obywatelami.