Mieszkańcy miasta obawiają się, że nowe prawo oznacza początek państwa policyjnego.
Dzisiaj w byłej brytyjskiej kolonii wchodzi w życie specjalna ustawa regulująca niektóre kwestie związane z bezpieczeństwem Hongkongu. Od samego początku prawo budzi mnóstwo kontrowersji: powstało w rekordowo krótkim czasie, jego tekst nie został wcześniej opublikowany i przyjęto je z pominięciem legislatury w Hongkongu (taki wyjątek w nielicznych sytuacjach dopuszcza konstytucja metropolii).
Byli działacze prodemokratyczni nie mają wątpliwości, że cel ustawy jest tylko jeden: zakneblować miasto. „Ustawa oznacza koniec Hongkongu takiego, jaki znaliśmy dotychczas. Od tej pory w mieście zaczną się rządy strachu z oskarżeniami z błahych powodów, tajnymi więzieniami i procesami, wymuszaniem zeznań, ograniczaniem wolności prasy oraz cenzurą. Hongkong zamieni się w państwo policyjne” – napisał na Twitterze Joshua Wong, jeden z najbardziej znanych działaczy.
Ponieważ tekst ustawy nie był dotychczas znany, to wiadomo o niej tylko tyle, ile doniosły dotychczas państwowe media w Chinach. Wśród zapisów znajduje się m.in. utworzenie specjalnego urzędu ds. bezpieczeństwa, jak również komisji nadzorującej jego działanie (w której zasiadać będzie wskazany przez Pekin doradca). Urząd ma mieć możliwość przekazywania „niewielkiej” części spraw do Pekinu i będzie dysponował również ostatecznym autorytetem w kwestiach bezpieczeństwa.
Ustawa wprowadza również nowe przestępstwa, w tym podżeganie do secesji (oddzielenia się od Chin), terroryzm, współpracę z obcymi siłami, jak również dywersję i sabotaż rozumiane jako podważanie władz centralnych w Pekinie. Te z kolei zapewniają, że prawo nie będzie działało wstecz – o ile dopuszczający się tych czynów nie będzie kontynuował swojej działalności.
Prawo widziane jest jako próba zapobieżenia w przyszłości protestom społecznym na kształt tych, które wstrząsnęły miastem w ub.r. Wywołała je próba wprowadzenia innej ustawy – zezwalającej na ekstradycję do Chin (ostatecznie władze się z niej wycofały). W reakcji na te wydarzenia Pekin dokonał ruchów kadrowych widzianych jako próba zaciśnięcia kontroli nad metropolią.
Z tej perspektywy ustawa dotycząca bezpieczeństwa jest po prostu kolejnym krokiem na tej drodze.
Do tego skutecznym, bo jeszcze przed wejściem w życie kilka grup widzianych jako prodemokratyczne rozwiązało się, a kilku aktywistów zdecydowało się zakończyć publiczną działalność. Do grona tego należą m.in. Joshua Wong, ale też Wayne Chan Ka-kui, który wyjechał do Europy. Martin Lee Chu-ming, jeden z czołowych aktywistów, w niedawnym wywiadzie stwierdził zaś, że nigdy nie opowiadał się za niepodległością Hongkongu.
Przyjęcie prawa w tak ekspresowym tempie ma również bardziej symboliczny wymiar: dzisiaj mija 23. rocznica przekazania władzy w Hongkongu Pekinowi przez Brytyjczyków. „Hongkong wrócił do Chin, ale garstka ekstremistów wciąż chce być marionetkami w rękach USA. Używają wsparcia Waszyngtonu, aby wprowadzać niepokój w Hongkongu. W rzeczywistości jednak zdradzili swoje miasto i swój kraj. Postawili na złego konia, ale mają jeszcze szansę się opamiętać, zanim będzie za późno” – napisał w komentarzu partyjny tabloid „The Global Times”.
Warto przypomnieć, że ustawa dotycząca bezpieczeństwa nie jest nowym pomysłem. Uchwalenie jej przewiduje już tzw. konstytucja Hongkongu, czyli specjalna chińska ustawa wprowadzająca autonomię Specjalnego Regionu Administracyjnego. Władze w Pekinie chciały załatwić tę kwestię już w 2003 r., ale wówczas przeciw prawu protestowało na ulicach pół miliona osób. Potem do sprawy już nie wracano.