Czas powołać regulatora cen odpadów i uporządkować rynek, który mimo zniesienia regionalizacji nie jest konkurencyjny – postuluje UOKiK. Samorządowcy i eksperci są sceptyczni.
DGP
Diagnoza dobra, ale propozycja rozwiązania problemów jednak chybiona – takie głosy przeważają po publikacji najnowszych ustaleń UOKiK, który przyjrzał się sytuacji finansowej w sortowniach (łącznie przebadał 171 instalacji). Wynika z nich, że w latach 2015‒2018 koszty funkcjonowania zakładów wzrosły o ponad 30 proc. ‒ z 230 zł w 2014 r. do 315 zł w I kw. 2019 r.
To z kolei przełożyło się na podwyżki dla mieszkańców. UOKiK wymienia trzy główne przyczyny. To przede wszystkim rosnące koszty zagospodarowania frakcji kalorycznej (palnej), czyli przetworzonych odpadów zmieszanych przeznaczonych do spalenia w postaci tzw. paliwa alternatywnego RDF. Pozbycie się tej frakcji było cztery razy droższe niż jeszcze kilka lat temu. Nałożył się na to wzrost tzw. opłaty marszałkowskiej, który miał zniechęcić do składowania odpadów. Na kondycji branży odbiły się też problemy rynku recyklingu.

Nowe reformy, stare problemy

Wszystkim tym problemom miała zaradzić ostatnia nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2020 ze zm.), która w zeszłym roku zniosła podział na regiony gospodarowania odpadami. Nie przyniosła ona jednak oczekiwanych efektów. Większa swoboda wyboru miejsca przetwarzania odpadów nie doprowadziła bowiem do konkurencji cenowej między instalacjami.
– Duże znaczenie dla wzrostu cen miała możliwość wpływania samorządu na ceny oferowane przez przedsiębiorców oraz struktura właścicielska. Tam, gdzie samorządy są właścicielami instalacji i mają większy wpływ na ich działanie, ceny są znacząco niższe ‒ mówi Tomasz Chróstny, prezes UOKiK.
Wskazuje, że różnice ceny widać najlepiej na przykładzie dwóch województw. Na Mazowszu, gdzie przeważają prywatni właściciele instalacji i samorząd nie ma wpływu na stosowane przez nich ceny, jest najdrożej. Na przeciwnym biegunie jest województwo świętokrzyskie. Tam wszystkie instalacje należą do lokalnych władz i mają najniższe stawki w Polsce.

Odgórne planowanie

Urząd zaproponował wprowadzenie większego nadzoru nad branżą odbioru i przetwarzania odpadów. W praktyce oznaczałoby to powołanie regulatora rynku, który weryfikowałby koszty i ceny dopóty, dopóki nie rozwinęłaby się odpowiednia konkurencja. To ochroniłoby gminy i mieszkańców przed niekontrolowanymi podwyżkami.
Samorządy z rezerwą podchodzą jednak do tego pomysłu, choć z podobną inicjatywą jeszcze dwa lata temu wyszli przedstawiciele Związku Samorządów Polskich. Wtedy ich pomysł powołania regulatora – na wzór Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie” – który miałby zatamować wzrost taryf za dostawę wody, nie przyjął się.
Dziś, zdaniem branży, również nie ma co liczyć na powstanie takiego podmiotu. – Odpady nie są tak „proste” właścicielsko i ekonomicznie jak wodociągi, które mają naturalny monopol na prowadzenie usług na danym terenie i pozostają w rękach samorządów – słyszymy. W przypadku zakładów gospodarujących odpadami rynek jest podzielony. Większością instalacji zarządzają operatorzy z przewagą kapitału publicznego, głównie samorządowego, a ok. 30 proc. należy do prywatnych właścicieli. Przy czym na rynku działają nie tylko polskie, lokalne firmy, lecz także międzynarodowe korporacje.
Przewrotnie, jak komentuje Leszek Świętalski, sekretarz generalny Związku Gmin Wiejskich RP, działalność regulatora mogłaby „oczyścić z zarzutów” samorządy obwiniane przez stronę rządową o podwyżki. Dodaje jednak, że regulator stanowiłby istotne ograniczenie swobody samorządów w prowadzeniu gospodarki odpadami.

Inne drogi, ten sam cel

UOKiK zaproponował też inne rozwiązania – m.in. dalsze inwestycje w zwiększanie możliwości zagospodarowania frakcji palnej. Postulat ten sprowadza się w praktyce do budowy nowych spalarni odpadów lub modernizacji lokalnych ciepłowni, by zamiast węgla mogły wykorzystywać paliwo alternatywne. Dziś instalacji jest za mało, a odpadów za dużo. A im większe wykorzystanie dostępnych mocy przerobowych, tym mniejsza skłonność do konkurowania ceną.
Piotr Rymarowicz, prezes Towarzystwa na Rzecz Ziemi, zwraca uwagę, że skoro przyczyną wysokich kosztów jest brak konkurencji, spowodowany tym, że instalacje są „zapchane” i mamy nadpodaż problematycznych frakcji, to oczywistym rozwiązaniem powinno być zmniejszenie ilości odpadów przekazywanych do instalacji i zmniejszenie produkcji frakcji palnej.
– W tym celu należy wdrożyć lepsze mechanizmy Rozszerzonej Odpowiedzialności Producentów i poprawić selektywną zbiórkę, żeby więcej odpadów trafiało do recyklingu – przekonuje. I dodaje, że wielką zmianą byłoby już odrębne zagospodarowanie odpadów biodegradowalnych, które stanowią do 40 proc. całej masy odpadów. Zamiast do sortowni powinny one trafić do kompostowni lub biogazowni – podkreśla Rymarowicz.
To propozycja w części zbieżna z drugim postulatem UOKiK, którym jest stworzenie nowego systemu gospodarowania odpadami opakowaniowymi i zwiększenie finansowania recyklingu przez przemysł. Nad tym rozwiązaniem już trwają prace, których efekty powinniśmy poznać najpóźniej w lipcu, kiedy to mija termin na przyjęcie przepisów dotyczących ROP.