Szef rosyjskiej dyplomacji zadeklarował gotowość Moskwy do dialogu z Brukselą, Berlinem i innymi państwami UE. Zapytaliśmy niemieckich ekspertów, czy RFN zdecyduje się na reset
DGP przeprowadził sondę wśród ekspertów ośrodków analitycznych w Niemczech, które w dużej mierze decydują o kształcie polityki zagranicznej rządu w Berlinie. Pytaliśmy o ocenę oferty, która od kilku miesięcy jest formułowana przez przedstawicieli rosyjskich władz pod adresem Zachodu. Siergiej Ławrow w Fundacji Gorczakowa przekonywał niedawno, że relacje z Zachodem powinny zostać odmrożone. Szef MSZ państwa, które złamało prawo międzynarodowe, anektując Krym i wywołując separatyzm na Donbasie w 2014 roku, przekonywał o konieczności prymatu tego prawa nad siłą i niepodważalności zasady nieingerencji w wewnętrzne sprawy państw. Przy okazji kreował Rosję na kluczowy kraj przy rozwiązywaniu problemów, z którymi boryka się Europa – przede wszystkim kryzysu migracyjnego.
Z odpowiedzi ankietowanych przez nas analityków wynika, że Berlin – bez którego reset w relacjach UE–Rosja jest niemożliwy – nie jest zainteresowany ofertą Moskwy. Przynajmniej dopóki rządem kieruje Angela Merkel. Odwilż mogłaby przyspieszyć, gdyby udział we władzy zdobyła antyimigrancka AfD albo postkomuniści z Lewicy.

Iluzja zmiany

– W stosunkach między UE a Rosją nie ma istotnej zmiany. Sytuacja na Donbasie nie uległa zasadniczej poprawie; strona rosyjska nie realizuje porozumień mińskich. Nie ma zawieszenia broni, nie doszło do wycofania wojskowych, doradców wojskowych itp. To samo dotyczy aneksji Krymu, rosyjskiego poparcia dla Assada w Syrii czy prób podważania zaufania obywateli UE do jej instytucji. Szczególnie poprzez kampanie dezinformacyjne na temat koronawirusa. Ponadto, pozycja Rosji wobec Unii została obecnie dodatkowo osłabiona przez spadek cen ropy – uważa Walter Kaufmann z Fundacji Heinricha Boella, która jest analitycznym zapleczem partii Zielonych.
Kaufmannowi wtóruje Susan Stewart z berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka (SWP), jednej z najbardziej wpływowych instytucji w Niemczech, doradzającej rządowi i Bundestagowi w kwestiach polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. – Rosja w kryzysie związanym z pandemią koronawirusa trzyma się antyzachodniej retoryki ostatnich lat. Jest ona wymierzona przeciwko UE i niektórym jej państwom członkowskim. Moskiewskiej elicie byłoby trudno odejść od tej retoryki, zwłaszcza że wynika ona częściowo z faktycznych przekonań nt. Zachodu i Rosji. Jest to słaba podstawa dla jakiejkolwiek zmiany – mówi Stewart. Dodaje, że nie uległy też zmianie priorytety polityki zagranicznej Kremla, do których należy osłabienie relacji transatlantyckich, lekceważenie Brukseli, stawianie na kontakty bilateralne i pogłębianie istniejących podziałów w UE.
– Rosjanie tradycyjnie lokalizują słabe punkty przeciwników, żeby wykorzystywać je do swoich celów. Obecny kryzys daje dużo takich możliwości. Podziały w UE są głębsze, zatem Moskwa nie ma motywacji, żeby zmieniać dotychczasową linię – podkreśla ekspert.
Sarah Pagung z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP) konkretyzuje: – Rosja z jednej strony stara się prezentować jako partner w kryzysie – dostarcza sprzęt medyczny do Włoch, USA, Serbii, ale chodzi o poprawienie wizerunku, co ma pomóc w negocjacjach o zniesieniu sankcji. Jednocześnie jednak rozpowszechnia fake newsy i dezinformuje. Co oczywiście podkopuje ten dobry wizerunek. Ma zatem dwie strategie, które się wykluczają.
Thomas O’Donnell, analityk rynku energetycznego i wykładowca prywatnego berlińskiego uniwersytetu Hertie School of Governance, zwraca z kolei uwagę, że jeszcze na początku marca Rosja próbowała wykorzystać pandemię i spodziewany spadek cen ropy naftowej do realizacji własnych celów. Odmówiła ograniczenia wydobycia, chcąc zaszkodzić interesom amerykańskich i saudyjskich producentów, a w konsekwencji wymusić zniesienie sankcji USA wymierzonych w firmy budujące gazociąg Nord Stream 2. – Bardzo szybko przegrała jednak wojnę cenową z Rijadem, musiała zgodzić się na upokarzające porozumienie i ograniczenie wydobycia. Pokazuje to jednak, że słowa Siergieja Ławrowa o dialogu to hipokryzja – mówi DGP O’Donnell.

Odmrożenie. Tak, ale…

– Szanse na zmianę polityki sankcyjnej są niewielkie, dopóki istnieje obecny rząd (Niemiec – red.). Gdyby Władimir Putin zaoferował Ukrainie znaczące ustępstwa, w Berlinie i Paryżu mielibyśmy do czynienia z wielką presją na zniesienie niektórych sankcji – podkreśla Thomas O’Donnell. – W rzeczywistości jednak Putin miał wiele okazji, żeby zawrzeć kompromis. Zwłaszcza kiedy Wołodymyr Zełenski został prezydentem Ukrainy i zaczął rozmawiać z Rosją w sprawie Donbasu. Putin nie zaproponował nic, co mogłoby uzasadnić złagodzenie sankcji – przypomina.
Sarah Pagung z DGAP uważa, że gwarantem zachowania sankcji jest kanclerz Angela Merkel. – Nawet gdyby jakimś cudem doszło do przełomu w realizacji porozumień mińskich, zmiana byłaby mało prawdopodobna. Choć wraz z wyjściem Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty zwolennicy sankcji stracili ważnego sojusznika – zwraca uwagę.
Tłumacząc, dlaczego szefowa niemieckiego rządu raczej nie zmieni swojego nastawienia, Susan Stewart z SWP mówi o przeszłości Merkel. – Dzięki doświadczeniu życia w NRD kanclerz rozumie ZSRS i Rosję. Trafnie ocenia sytuację i motywację kremlowskiego reżimu – konstatuje. Dopuszcza jednak zmianę, jeśli do władzy w Niemczech dojdą siły polityczne, w których przeważa pozytywne nastawienie do Rosji.
Dla Waltera Kaufmanna największymi niewiadomymi w tej sprawie są Ukraina i Francja. – Tymczasowa gotowość prezydenta Zełenskiego do uznania przedstawicieli separatystycznych republik DNR i ŁNR za oficjalnych partnerów negocjacyjnych spowodowała wzrost niepewności. Gdyby sam rząd ukraiński – naciskany przez prezydenta, który chce spełnić obietnicę wyborczą i doprowadzić do pokoju na Donbasie – wezwał do zniesienia sankcji wobec Rosji, z pewnością osłabiłoby to stanowisko UE – prognozuje.
Drugą niewiadomą jest podejście prezydenta Francji Emmanuela Macrona – od ubiegłej jesieni kilkakrotnie wzywał on do traktowania stosunków z Rosją jako priorytetu. Ale również Macron nie będzie w stanie przewalczyć zniesienia bez postępów w realizacji porozumień z Mińska, przekonuje Kaufmann. – Nie wyobrażam sobie scenariusza, w którym Berlin akceptuje okupację wschodniej Ukrainy. Choć w niemieckich mediach mówi się przede wszystkim o „separatystach”, którzy popierają Rosję, to w rzeczywistości politycy w Berlinie doskonale zdają sobie sprawę z obecności rosyjskich wojsk na terytorium Ukrainy – i to nie tylko na Krymie – stwierdza Miriam Kosmehl z liberalnej Fundacji Bertelsmanna.
Susan Stewart z SWP podkreśla, że Berlin zainwestował dużo kapitału politycznego, żeby doszło do zawarcia porozumień mińskich i mocno podkreślał powiązanie ich realizacji z sankcjami. Przypomina jednak, że obecny prezydent RFN, Frank-Walter Steinmeier, jeszcze jako szef niemieckiej dyplomacji promował ideę, by porozumienia nie musiały być spełnione w całości. – Ich stopniowa realizacja miała być nagradzana stopniowym zdejmowaniem sankcji. Ta idea nigdy nie zniknęła. Ciągle się pojawia wśród polityków, w kręgach gospodarczych i eksperckich. W określonych warunkach politycznych to stanowisko mogłoby zyskać na znaczeniu – sygnalizuje Stewart.
Warunki takie mogłyby ewentualnie powstać za kadencji kolejnego rządu, przewiduje Thomas O’Donnell. – Do tego czasu sprawy pozostaną zamrożone. Nowa koalicja może jednak naciskać na Kijów, aby to on poczynił ustępstwa i dostarczył pretekst do zniesienia sankcji i uwolnienia niemiecko-rosyjskiego handlu – wnioskuje.
W niemieckim Bundestagu zdecydowana większość jest za utrzymaniem sankcji. Tylko dwie partie otwarcie opowiadają się za ich bezwarunkowym zniesieniem: Alternatywa dla Niemiec (AfD) i Lewica. Jak wynika z sondaży, to, że któreś z tych dwóch ugrupowań odegra znaczącą rolę przy tworzeniu kolejnego rządu, jest bardzo mało prawdopodobne.

Reset warunkowy

Miriam Kosmehl z Fundacji Bertelsmanna ubolewa, że możliwości „selektywnego niemieckiego zaangażowania” w Rosji są ograniczone. – Będzie tak dopóty, dopóki Moskwa będzie stawiać na współpracę z pojedynczymi państwami członkowskimi UE, ew. z ugrupowaniami prawicowo-populistycznymi. To samo dotyczy współpracy w polityce zagranicznej. Pokazuje to przypadek Libii i Syrii – uważa Kosmehl.
– Oczywiście wszystko to nie oznacza, że należy porzucić próby poszukiwania pól współpracy. Powinno się jednak zwracać uwagę na naruszenia prawa, cyberataki, ataki hybrydowe i propagandę. Nieuwzględnienie tego byłoby interpretowane przez Moskwę jako objaw słabości – dodaje.
Według Thomasa O’Donnella Rosja nie jest zainteresowana rozwijaniem współpracy z Niemcami na wielu polach. Interesują ją projekty energetyczne i ew. technologiczne. – Z perspektywy Putina Berlin jest potrzebny jako partner do zakończenia budowy gazociągu Nord Stream 2. Niemcy nie wywiązały się jednak ze zobowiązania, że projekt zostanie zrealizowany zgodnie z regulacjami niemieckimi, a nie europejskimi. Nie zdołały też zapobiec nałożeniu na niego amerykańskich sankcji. Niemniej jednak Berlin będzie szukał technicznych sposobów, aby otwarcie lub dyskretnie ułatwić Moskwie ukończenie budowy NS2, z naruszeniem amerykańskich sankcji. Może to się udać za rok lub dwa – uważa analityk.