Po niedawnym wyroku Trybunału Konstytucyjnego Ministerstwo Zdrowia ma już niecałe 16 miesięcy na to, by zastanowić się nad tym, jak ma wyglądać organizacja ochrony zdrowia i coś w niej zmienić. Niestety, pierwsze sygnały płynące z resortu wskazują, że na poważną reformę raczej się nie zanosi.
TGP. Tygodnik GP. Okładka. 10.01.2020 / Dziennik Gazeta Prawna

W tym roku przełomu nie będzie

Zadłużenie szpitali narasta – w 2019 r. roku sięgnęło rekordowej kwoty 14,3 mld zł. I choć resort zdrowia twierdzi, że generowane jest tylko przez niewielką część placówek (73 proc. samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej – dalej SPZOZ – nie ma bowiem zobowiązań wymagalnych, co jednak nie oznacza, że nie borykają się z żadnymi długami), to lokalni włodarze nie mają wątpliwości, że z roku na rok sytuacja służby zdrowia będzie się pogarszać. Przy czym niektóre samorządy już teraz dwoją się i troją, by ratować swoje placówki – władze woj. lubelskiego, w tym celu zaciągnęły pożyczkę pod zastaw m.in. filharmonii, z kolei dyrektor szpitala w Sanoku na stronie internetowej zamieścił apel o pomoc w spłacie długu, który skierował do instytucji, organizacji i firm, a nawet osób prywatnych. Tymczasem kompleksowego pomysłu, jak rozwiązać problem zadłużenia się placówek ochrony zdrowia, nie ma. A sprawa jeszcze bardziej się skomplikowała po wyroku TK, który 20 listopada br. (sygn. akt K4/17) uznał, że zmuszanie samorządów do pokrywania części strat podległych im szpitali, to w istocie wyręczanie państwa. I dał rządowi 18 miesięcy na naprawienie niekonstytucyjnych przepisów.
DGP

Zmiany w nadzorze

Jakub Szulc, finansista, były wiceminister zdrowia za czasów PO, który wprowadzał podważone przepisy, uważa radość samorządów za przedwczesną. – I co z tego, że nie będą musiały płacić, jeżeli placówka, która im podlega, będzie miała coraz większe kłopoty finansowe – mówi. Przypomina, że wprowadzając te przepisy, ówczesne kierownictwo MZ chciało dać JST alternatywę – mogły albo przekształcić szpital w spółkę, albo go zlikwidować. Za rządów PiS pierwsza opcja została usunięta, co oznaczało, że w razie długów placówki samorząd nie ma innego wyjścia, jak zakończyć jej działalność. Nasz rozmówca uważa, że wyrok TK może być wstępem do rozmowy na temat tego, jak ma wyglądać nadzór właścicielski, oraz tego, i kto za co jest odpowiedzialny. – Kiedy nikt nie ponosi odpowiedzialności – ani dyrektor, ani organ, ani państwo – dzieje się to na szkodę szpitala, bo nikt nie ma motywacji, by coś zmienić – mówi Jakub Szulc.
To stwierdził trybunał
Wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją art. 59 ust. 2 ustawy z 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2190; ost. zm. Dz.U. z z 2019 r. poz. 2331) złożyło w 2016 r. województwo mazowieckie. Przepis budził wątpliwości w zakresie, w jakim nakładał na jednostkę samorządu terytorialnego (jako podmiot, który utworzył SPZOZ) obowiązek pokrycia jego straty netto. Alternatywą – zgodnie z prawem – jest likwidacja placówki. TK, wydając wyrok, stwierdził, że finansowanie służby zdrowia jest ustawowym zadaniem strony rządowej i NFZ. Zauważył także, że środki przekazywane przez NFZ są nieadekwatne do kosztów ponoszonych przez placówki, a niedobory ochrony zdrowia są znane ustawodawcy i mają charakter systemowy. – Jak wynika z obowiązujących ustaw, wyznaczanie kręgu osób uprawnionych do świadczeń opieki zdrowotnej opłacanej ze środków publicznych, określenie zakresu tych świadczeń i źródła ich finansowania są ustalane centralnie. Gromadzenie pieniędzy i dysponowanie nimi ustawodawca powierzył wyłącznie NFZ – mówiła sędzia TK Małgorzata Pyziak-Szafnicka. Podkreślała, że zasobność budżetu poszczególnych JST nie powinna mieć znaczącego wpływu na udzielanie opieki zdrowotnej na ich terenie, bo to do państwa należy określenie zakresu i poziomu świadczeń gwarantowanych oraz gromadzenie i dystrybucji środków na ten cel.
Zdaniem TK trudno też zaakceptować legislację, która nie biorąc pod uwagę czynników społecznych i zdrowotnych, jako jedyną przesłankę likwidacji szpitali wskazuje ich zadłużenie. W wyroku wskazano również, że ostateczne koszty niedofinansowania służby zdrowia w efekcie ponoszą wszyscy mieszkańcy, a brak adekwatnych środków na zadanie zlecone jest niezgodny z konstytucją.
Co ciekawe, podobny punkt widzenia prezentuje resort zdrowia. – Kiedy nie ma nadzoru ze strony organu założycielskiego, to problemy się pogłębiają. Ale jeśli komuś zależy na gospodarskim podejściu, to utrzymanie pozytywnego wyniku finansowego się udaje – tłumaczył niedawno w DGP wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński. – Chcemy przygotować takie przepisy, by jasno pokazać, jak powinien postępować samorząd w sytuacjach, kiedy szpital ma stratę. Nie zgadzamy się z tym (…), że zobowiązania szpitali powinny być przejmowane przez Skarb Państwa. Widać bowiem, że między poszczególnymi placówkami są duże różnice – w podmiotach o podobnej liczbie łóżek i wysokości kontraktu rentowność jest zupełnie inna – dodał.



DGP
DGP