Wyrok TSUE z 19 listopada 2019 r. bez wątpienia wymaga pogłębionej refleksji, podejmowanej w ramach szerokiej debaty publicznej. W mojej ocenie szczególnie ważne jest jednak dostrzeżenie w rozstrzygnięciach trybunału treści, które mogą przyczynić się do zawężenia pola sporu o optymalny kształt władzy sądowniczej w Polsce.
Otóż, TSUE „sprecyzował na wstępie”, że sam fakt powoływania sędziów przez Prezydenta RP nie może powodować ich zależności „od tego organu ani budzić wątpliwości co do ich bezstronności, jeżeli po powołaniu osoby te nie podlegają żadnej presji i nie otrzymują zaleceń podczas wykonywania swoich obowiązków” (pkt 133). Tym samym stanął na stanowisku, zgodnie z którym rola prezydenta w procesie powoływania sędziów jest niepodważalna, a kwestia bezstronności sędziów musi być rozpatrywana dopiero po ich powołaniu.
Obniżanie znaczenia aktu sędziowskiego powołania pozostawałoby w bezpośredniej sprzeczności z postanowieniami Konstytucji RP, wprowadzałoby chaos nie tylko w polskim wymiarze sprawiedliwości, ale również w pozostałych państwach członkowskich UE, a w końcu byłoby źródłem politycznych perturbacji w całej UE, a ich skali i przebiegu nie sposób w szczegółach przewidzieć.
Inaczej mówiąc, to decyzja prezydenta – będąca jego konstytucyjnie gwarantowaną prerogatywą – „czyni sędziego”. Wyrok TSUE tego nie zmienił, bo zmienić nie mógł. W konsekwencji TSUE traktuje osoby powołane do Izby Dyscyplinarnej jako sędziów (pkt 136, 146). Tak więc to, co pozostaje oczywiste na podstawie Konstytucji RP, uzyskało dodatkowe potwierdzenie w wyroku TSUE. Rodzi to nadzieję, że takie stanowisko zostanie przyjęte także przez te strony sporu, dla których postanowienia ustawy zasadniczej nie były dotąd w pełni przekonujące.
W tym kontekście przypomnieć należy, że w polskim sporze o kształt władzy sądowniczej powyższe zagadnienia były kwestionowane, chociażby w nierozstrzygniętych jeszcze przez TSUE pytaniach prejudycjalnych. W jednym z nich Sąd Najwyższy wprost wzywał TSUE do wykreowania (nieistniejącej tak w prawie krajowym, jak i w prawie UE) drogi sądowej do weryfikacji statusu sędziowskiego poprzez ustanowienie obowiązku kontroli aktu nominacji (postanowienie z 12 czerwca 2019 r., sygn. II PO 3/19, pkt 14, 18 i 24), co w sposób oczywisty prowadziłoby do możliwości podważania czy wzruszania prezydenckich powołań.
Z kolei w innym Sąd Najwyższy pyta o to, czy rozstrzygnięcie sądu, „w którym zasiadała osoba powołana do pełnienia urzędu sędziego Sądu Najwyższego (…) istnieje w znaczeniu prawnoprocesowym” (pytanie pierwsze siedmiu sędziów z Izby Cywilnej, postanowienie z 21 maja 2019 r., sygn. III CZP 25/19). Tak więc sędzia powołany przez prezydenta jest w tym pytaniu określany kolokwialnie jako „osoba powołana do pełnienia urzędu sędziego”, co ma prawdopodobnie dawać wyraz zasadniczym wątpliwościom sądu pytającego co do statusu tzw. nowych sędziów.
Po wyroku TSUE podobne wątpliwości straciły, jak się wydaje, prawniczą rację bytu. Zarówno więc z perspektywy prawa konstytucyjnego, jak i europejskiego ten aspekt sporu został zamknięty. W konsekwencji, i nieco na marginesie, można spodziewać się, że powyższe wątki zostaną w ten sam sposób potraktowane przez TSUE w kolejnych rozstrzygnięciach dotyczących zmian w polskim wymiarze sprawiedliwości. Jednocześnie należy żywić nadzieję, że potwierdzenie przez TSUE ustrojowego znaczenia prezydenckiej prerogatywy oraz sędziowskiego statusu osób przez niego powołanych stworzy solidny fundament dla rozwiązywania pozostałych kwestii spornych. Inaczej mówiąc, przyjęcie przez wszystkie strony powyższych rozstrzygnięć zawęzi pole dyskusji i pozwoli ją porządkować. Dzięki temu łatwiej będzie poszukiwać najlepszych rozwiązań przy rozpatrywaniu pozostałych rozbieżnościach.