W tym miesiącu Narodowy Fundusz Zdrowia rusza z profesjonalną kampanią uświadamiającą, jak szkodliwy jest cukier – mówi DGP Adam Niedzielski, prezes NFZ.
Podatek od cukru, nazywany też sin tax – czyli podatek od grzechu – jest potrzebny?
Jest. Bo najbardziej skutecznym sposobem na szybką zmianę stylu życia jest wpływ na portfel – chodzi o prosty mechanizm: obecnie wiele osób sięga po tańsze produkty. A od jakiegoś czasu widać bardzo wyraźnie, że zdrowa żywność jest zdecydowanie droższa niż „śmieciowe” jedzenie – te nożyce coraz bardziej się rozwierają. W efekcie cena wpływa na wybory żywieniowe – większość społeczeństw tym się kieruje przy zakupach. Wprowadzenie podatku może zniwelować, choćby częściowo, te różnice. I dzięki temu mieć szybki bezpośredni wpływ na odchodzenie od cukru. Uważam, że na początek należałoby zwiększyć akcyzę na napoje słodzone: typu coca-cola, pepsi, słodzone wody – wszystko, co posiada dużą zawartość cukru. Dlaczego jest to tak istotne? Cukier jest odpowiedzialny za bardzo wiele chorób. Według danych NFZ ciągle wzrasta liczba dorosłych chorych na cukrzycę. Chorobowość rejestrowana wynosiła w 2018 r. 2,86 mln osób (wzrost o 379 tys. w porównaniu do 2013 r.), co stanowi 9,1 proc. populacji dorosłych (to wzrost o 1,2 pp. w porównaniu do 2013 r.). A są jeszcze: otyłość, problemy kardiologiczne. Cukier naprawdę jest śmiertelny.
Aż tyle go jemy?
Polak statystycznie w ciągu roku zjada 40 kg cukru. Z czego 10 kg to taki biały, żywy cukier, np. wsypywany do herbaty. A reszta znajduje się w jedzeniu – w tym właśnie w napojach. I właśnie spożycie cukru ukrytego w produktach rośnie. To niebezpieczne i pokazuje, że nie możemy czekać. Trzeba działać.
Kiedy zatem podatek powinien być wprowadzony?
W Wielkiej Brytanii wprowadzano takie zmiany sukcesywnie – przez trzy lata. Prowadzono kampanie społeczne, brytyjski płatnik sfinansował np. aplikację, która pozwalała szybko określić, jaka jest zawartość cukru w danym produkcie. Moim zdaniem my nie mamy tyle czasu. Edukacja jest bardzo ważna, ale to proces mniej więcej na dekadę. Uważam, że u nas jest potrzebna nagła interwencja, zmiana z dnia na dzień, dlatego podatek od cukru powinno się wprowadzić już w przyszłym roku.
W jakiej wysokości powinien być taki podatek?
Nie chodzi o duży wzrost – można by określić objętość stawki podatkowej od zawartości cukru. W USA to były niewielkie podwyżki, typu 1 cent na litrze. Szczegóły takiego rozwiązania powinny być jeszcze przedyskutowane. Przede wszystkim chodzi o wprowadzenie pewnego mechanizmu, który przyniósłby oczekiwany efekt.
Mówi pan o tym od dłuższego czasu. Ale jakoś tego rozwiązania nie wprowadzono. Nie ma poparcia politycznego?
Na razie współpracujemy na tym polu z Głównym Inspektoratem Sanitarnym, Instytutem Zdrowia Publicznego PZH – czyli z instytucjami publicznymi. Tworzymy wspólny front. W tym miesiącu NFZ rusza z profesjonalną kampanią. Chcemy przeprowadzić skuteczną akcję informacyjną uświadamiającą, jak szkodliwy jest cukier. W mediach społecznościowych, na YouTubie, pozycjonowanie w wyszukiwarkach. Szczerze mówiąc – chcemy edukować społeczeństwo, ale także i polityków. Mechanizm jest taki: politycy robią często to, czego oczekuje społeczeństwo.
Zgodę musi wydać minister finansów.
Czyli obecnie premier. Rozmawiałem z nim na ten temat. Nie jest przeciwny takiemu rozwiązaniu.
Czy to dobry pomysł: zasilać budżet na niezdrowych nawykach Polaków?
Taki podatek mógłby być traktowany jako nowy sposób myślenia w ogóle o systemie. To, co udałoby się uzyskać z wyższych stawek podatkowych, nie powinno mieć charakteru fiskalnego, tylko trafiać do budżetu NFZ, a te środki byłyby wykorzystane na leczenie. To również powodowałoby, że nie byłoby konfliktu interesów: im mniej pieniędzy trafiałoby z tego źródła, tym lepiej. To bowiem oznaczałoby, że Polacy jedzą zdrowiej, a co za tym idzie, zmniejszy się liczba pacjentów – choćby z cukrzycą, tak kosztowną dla służby zdrowia.
Od dawna mówi się, żeby właśnie w celu zmiany nawyków żywieniowych, ale też i walki z otyłością, sfinansować porady dietetyka?
To nie jest takie proste. Na razie będzie w pilotażu dietetyk w szpitalach dla ciężarnych i specjalne układanie diety lepiej finansowanej. Wprowadziliśmy również porady dietetyczne na portalu NFZ – nie tylko jadłospis na cały tydzień, ale także od razu przykładowy koszyk zakupowy: jakie produkty trzeba kupić, zanim się rozpocznie dietę.
Portal cieszy się ogromnym zainteresowaniem – działa dwa miesiące, a mamy już 200 tys. użytkowników. To liczba osób, która odwiedziła naszą stronę, a duża część korzysta aktywnie z takiej diety. Bonusem jest to, że jest to sprawdzone i zatwierdzone przez publiczną instytucję, jaką jest NFZ. I nikt nie chce z tego czerpać zysków. Oprócz poprawy zdrowia. Ale chcemy też działać trochę inaczej: premiować lekarzy pierwszego kontaktu za efekt.
Mają odchudzić pacjentów?
Pośrednio też, na razie chodzi o to, że lekarze rodzinni mogą otrzymać nawet trzykrotność stawki kapitacyjnej (to kwota, którą lekarz otrzymuje z NFZ za każdego zapisanego pacjenta – red.), jeżeli będzie prowadził pacjentów z wytypowanymi chorobami przewlekłymi, wykonywał konkretne badania, nie odsyłając do specjalistów. Chodzi o osoby z chorobami układu krążenia czy cukrzycą. Premiowani będą też lekarze za objęcie 20 proc. populacji swoich pacjentów badaniami profilaktycznymi, m.in. cytologią. To wszystko nie wymaga dodatkowej sprawozdawczości – NFZ sam może sprawdzić takie dane, ile razy pacjent miał badanie, u jakiego lekarza. To początek zmian płacenia za efekty.