Sprawujący prezydencję Finowie chcą przyspieszyć prace nad budżetem UE. Ale ich kompromis może oznaczać kolejne straty dla Polski.
W cieniu meblowania nowej KE kontynuowane są negocjacje budżetowe. Finlandia, która od lipca przejęła przewodnictwo w Radzie UE, chce zakończyć prace nad nową perspektywą budżetową po 2020 r. jeszcze w tym roku. Dlatego przyspieszają negocjacje. Do 26 sierpnia mają zebrać stanowiska wszystkich krajów członkowskich i na tej podstawie przygotować ostateczną propozycję.
Już dzisiaj mówi się o kompromisie, w ramach którego składki narodowe zostałyby zmniejszone do 1,06 proc. dochodu narodowego brutto (DNB). To oznaczałoby uszczuplenie całego budżetu nawet o 10 mld euro rocznie. Byłby to ukłon w stronę krajów, które nie chcą płacić więcej do europejskiej kasy. Wśród nich są Holandia, Dania i Austria, które od początku domagały się, by składka została utrzymana na obecnym poziomie 1 proc. DNB.
Wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański uważa, że ograniczenia polityczne po stronie państw płatników, w tym Finlandii, utrudniają porozumienie. – Polska stoi na stanowisku, że ambitna agenda polityczna wymaga równie ambitnego budżetu. Nie można realizować „więcej za mniej”, ograniczając jednocześnie zasoby – podkreśla.
Wiceszef MSZ przestrzega też przed pośpiechem. – Byliśmy, jesteśmy i pozostaniemy konstruktywni w dyskusji w celu sprawnego przeprowadzenia procesu negocjacji i jego sfinalizowania, jednak podkreślamy jednoznacznie i konsekwentnie, że jakość ostatecznego porozumienia jest ważniejsza niż tempo prac. Biorąc pod uwagę nadal wyraźne rozbieżności stanowisk państw członkowskich, istotne zmiany instytucjonalne w Unii Europejskiej oraz niepewności związane z brexitem, uważamy, że osiągnięcie porozumienia do końca roku będzie bardzo trudne – mówi.
Komisja Europejska w maju zeszłego roku zaproponowała zwiększenie składek do poziomu 1,11 proc. Podwyżka miałaby zasypać lukę w budżecie spowodowaną wyjściem Brytyjczyków ze Wspólnoty. Ze zwiększonych płatności zostałyby również pokryte nowe wydatki związane z migracjami czy obronnością. Ale nawet przy zwiększonej składce na poziomie 1,11 proc. DNB nie udałoby się uniknąć cięć w unijnym budżecie. KE przewidziała dużą redukcję w tradycyjnych unijnych politykach: spójności oraz wspólnej polityce rolnej. Zgodnie z projektem z maja zeszłego roku Polska miałaby stracić prawie 20 mld euro na rozwój regionów. Przewidziane przez KE pieniądze dla Polski na politykę spójności w latach od 2021 do 2027 skurczyłyby się z 83,9 mld euro do 64,5 mld euro. Chociaż dokładnych wyliczeń jeszcze nie ma, zmniejszenie składki do poziomu 1,06 proc. DNB mogłoby pozbawić Warszawę kolejnych kilku miliardów na przestrzeni całej przyszłej „siedmiolatki”. Dobra wiadomość jest taka, że niezależnie od wysokości cięć Polska pozostanie największym beneficjentem netto europejskich funduszy.
Składki narodowe oparte na DNB to największe, ale niejedyne źródło wpływów do unijnej kasy. Do tego dochodzą jeszcze dochody własne UE, takie jak cła i podatki. W zeszłym roku stanowiły one zaledwie 28 proc. Komisja Europejska zaproponowała zwiększenie dochodów własnych do 43 proc. w 2027 r. Nowe zasoby miałyby pochodzić z handlu uprawnieniami CO2, podatku od tworzyw sztucznych oraz od korporacji. Te propozycje wzbudziły jednak duży opór.
Warszawa ma własny po mysł na zwiększenie dochodów UE. W zeszłym tygodniu na łamach niemieckiego dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” premier Mateusz Morawiecki zaproponował powołanie w Europie koalicji chętnych do walki z wyłudzeniami podatku VAT na poziomie europejskim. Danina ta stanowi obecnie 12 proc. dochodów własnych UE, co daje 17 mld euro rocznie. Tymczasem wynikające z oszustw straty krajów Wspólnoty wynoszą co najmniej 50 mld euro rocznie. – Zmniejszenie europejskiej luki VAT tylko o połowę (a przykład Polski pokazał już, że możliwe są znacznie lepsze wyniki), przyniosłoby miliardy euro państwom członkowskim i wspólnemu budżetowi UE – pisał Morawiecki.