Kwestionowany przez Brukselę przepis o sądach jest w polskim prawie od czasów przedakcesyjnych. To będzie główny argument rządu w odpowiedzi do KE.
Nad Warszawą wisi groźba skargi do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu (TSUE) w sprawie postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. Jej losy będą ważyły się na ostatniej prostej obecnej KE. Polski rząd zabiega, by decyzję w tej sprawie podjęła już nowa KE z Ursulą von der Leyen na czele. Po pierwsze, Warszawa liczy na większą wyrozumiałość ze strony nowej przewodniczącej. Po drugie, jest prawdopodobne, że Frans Timmermans, który w tej kadencji był twarzą sporu o praworządność, w nowej KE nie będzie odpowiadać za rządy prawa.
– Niedobrze jest, że pod koniec kadencji, gdy wiadomo, że osoby tracą swoje stanowiska, KE chce podejmować zasadnicze decyzje i ustanawiać program kolejnej Komisji w nowym składzie personalnym – powiedział minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, pytany o tę sprawę przez DGP. W jego ocenie decyzję tę powinna podjąć nowa KE Ursuli von der Leyen. – Pokładamy nadzieję, że KE będzie ciałem obiektywnym, ale ta obecna nie jest. Jesteśmy realistami co do przyszłej KE, ale pozwalamy sobie pewne nadzieje na ten obiektywizm wyrażać – dodaje Czaputowicz. Oczekiwania rządu dotyczą głównie zapowiedzianej przez von der Leyen procedury przeglądu praworządności wobec wszystkich państw członkowskich. – Gdybyśmy mieli taki tryb porównania systemów sądownictwa, jestem przekonany, że okazałoby się, że polski system jest niezależny nie mniej niż w innych państwach – uważa szef MSZ.
Polska zgodnie z procedurą do połowy września musi skierować odpowiedź do Brukseli na uzasadnioną opinię w sprawie postępowań dyscyplinarnych wobec polskich sędziów. Jeśli nie będzie ona satysfakcjonująca, KE skieruje skargę do Luksemburga. DGP dotarł do uzasadnionej opinii. Jeden z zarzutów w niej sformułowanych dotyczy art. 107 ustawy o ustroju sądów powszechnych. Zgodnie z nim sędziowie odpowiadają dyscyplinarnie za przewinienia służbowe, w tym za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienia godności urzędu, a także za swoje postępowanie przed powołaniem na stanowisko sędziego. Bruksela uważa, że pozwala to na „wykorzystywanie systemu środków dyscyplinarnych jako systemu politycznej kontroli treści orzeczeń sądowych”.
Krytykowanie tego przepisu to jednak w ocenie rządu niecelny strzał, bo funkcjonuje on od 2002 roku, a więc przed wstąpieniem do UE. – W momencie akcesji dokonano przeglądu polskiego prawa pod kątem kryteriów kopenhaskich i uznano ten przepis za prawidłowy. My pytamy, jak to jest, że w 2004 roku prawo było do zaakceptowania, a dzisiaj nie jest – mówi nam osoba z rządu. Według naszego rozmówcy niektóre naruszenia wskazane w opinii są „łatwe do usunięcia”, np. wstrzymanie postępowania wobec sędziego z powodu nieobecności jego obrońcy.
Ale istnienie przepisu jeszcze przed akcesją w ocenie zastępcy rzecznika praw obywatelskich Macieja Taborowskiego nie jest trafionym argumentem, bo tu przedmiotem uchybienia jest przede wszystkim praktyka stosowania prawa.
– Mamy ogólny przepis, który może być wykorzystywany na różny sposób. W ostatnich postępowaniach widzimy, że jest on stosowany do wywołania efektu mrożącego, by sędziowie nie zadawali do Trybunału Sprawiedliwości pytań prejudycjalnych. Taka praktyka nie była jasna w momencie przystąpienia Polski do UE, a to ona jest przedmiotem postępowania KE – mówi.
Podobnie interpretuje to Bruksela. „Jak przypomniał Trybunał Sprawiedliwości, gwarancję związaną z niezawisłością sędziów stanowi okoliczność, że nie podlegają oni karom dyscyplinarnym za skorzystanie z możliwości skierowania wniosku o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym do Trybunału”– napisała Komisja we wniosku do polskiego rządu.
Zdaniem byłego ministra sprawiedliwości Borysa Budki z PO Komisja patrzy na te kwestie całościowo. – Pojedynczy przepis w oderwaniu od całości może nie budzić wątpliwości. Ale jeśli spojrzymy na system, który PiS stworzył, to jego celem jest łamanie niezawisłości sędziowskiej. To widzimy, jeśli powiążemy system wyboru nowej Izby Dyscyplinarnej przez politycznych nominatów z KRS. W Izbie znaleźli się zaufani ludzie Zbigniewa Ziobry. Komisja też to widzi – mówi Borys Budka.
Faktycznie Komisja w swoim piśmie argumentuje w podobny sposób. „Izba Dyscyplinarna składa się obecnie wyłącznie z sędziów zaproponowanych Prezydentowi RP przez Krajową Radę Sądownictwa w nowym składzie. Krajowa Rada Sądownictwa nie gwarantuje już jednak skutecznego zabezpieczenia niezawisłości sędziów w obliczu jej upolitycznienia”.
Generalnie spór na linii rząd–Bruksela opiera się na interpretacji konkretnych przepisów i ich kontekstu. Rząd argumentuje, że nie można kwestionować poszczególnych rozwiązań, które jak art. 107 istniały przed akcesją, a na przykład nowa KRS była wzorowana na innym unijnym kraju, czyli Hiszpanii. Komisja jednak utrzymuje, że liczą się nie tylko pojedyncze elementy, ale system, w jakim funkcjonują. „Według wiedzy Komisji nie istnieje żadne państwo członkowskie, w którym podobnie jak w Polsce kombinacja jednoczesnych zmian legislacyjnych doprowadziła do dyskontynuacji systemowej, naruszającej wrażenie niezależności organu sądowego” – argumentuje KE. Spór na razie wygląda na daleki od rozstrzygnięcia, choć rząd liczy, że będzie to łatwiejsze z nową szefową Komisji. Testem może być to, co się stanie z nową skargą Komisji do TSUE.
Co z art 7.? Nasz rozmówca w Brukseli nie wyklucza scenariusza, zgodnie z którym decyzja o wniesieniu skargi do TSUE zostanie opóźniona do czasu objęcia urzędu przez von der Leyen. Miałaby to być koncesja za wsparcie jej kandydatury przez Polskę. Warszawa na pewno nie może jednak liczyć na wycofanie art. 7. – On ma po prostu wisieć nad Polską – twierdzi nasze źródło.
Natomiast w ocenie Jacka Czaputowicza w ten sposób KE łamie unijne traktaty. – KE już ponad półtora roku temu rozpoczęła procedurę i jeszcze nie zrobiła drugiego kroku. Ciągle bada, wysłuchuje opinii, ale nie poddaje wniosku o stwierdzenie poważnego ryzyka naruszenia wartości Unii pod głosowanie w Radzie. W naszej ocenie KE wie, że przegrałaby to głosowanie, dlatego tego nie robi. Nie robiąc kolejnego kroku, buduje proces polityczny, a to jest postępowanie niezgodne z traktatem – podkreśla szef MSZ.
Otoczenie Morawieckiego liczy jednak na powrót do rozmów z Komisją Europejską pod nowym przewodnictwem o jakiejś formie kompromisu. Nie wyklucza, że spór mogłoby zakończyć wydanie przez Radę rekomendacji dla Polski, które zyskałyby akceptację w naszym kraju. W takim przypadku PiS uwzględniłby jednak przynajmniej niektóre wnioski KE, zmieniając prawo.
Komisja uważa, że liczy się nie przepis, ale cały system, w którym funkcjonuje