Klient grozi przedsiębiorcy interwencją urzędników? Ten może nasłać na niego prokuratora. A wszystko za sprawą zmienionej od 4 maja definicji groźby bezprawnej.
DGP
„Jeśli nie zrealizujecie mojego żądania, zgłoszę was do UOKiK-u!”. „Uprzejmie informuję, że brak zgody na przedstawione warunki skutkować będzie koniecznością poinformowania o zaistniałych nieprawidłowościach prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych”. „Z takimi jak wy to trzeba do prokuratury. Już ja was załatwię”. Z tak brzmiącymi lub podobnymi wiadomościami spotkała się większość przedsiębiorców. Kilka tygodni temu ustawodawca włożył w ich ręce solidny oręż do kontrataku. Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami grożenie przedsiębiorcy reakcją organów państwa mogącymi doprowadzić do nałożenia administracyjnej kary pieniężnej jest przestępstwem.

Bat na trolli, ale nie tylko

Oręż ten przyniosła ustawa o zmianie niektórych ustaw w związku z zapewnieniem stosowania rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) z 21 lutego 2019 r. (Dz.U. z 2019 r. poz. 730). Jej art. 40 zmienił bowiem art. 115 par. 12 kodeksu karnego, zawierający definicję groźby bezprawnej. Obecnie jest nią „zarówno groźba, o której mowa w art. 190 [k.k. ‒ red.], jak i groźba spowodowania postępowania karnego lub innego postępowania, w którym może zostać nałożona administracyjna kara pieniężna, jak również rozgłoszenia wiadomości uwłaczającej czci zagrożonego lub jego osoby najbliższej; nie stanowi groźby zapowiedź spowodowania postępowania karnego lub innego postępowania, w którym może zostać nałożona administracyjna kara pieniężna, jeżeli ma ona jedynie na celu ochronę prawa naruszonego przestępstwem lub zachowaniem zagrożonym administracyjną karą pieniężną”.
Co to oznacza? Ano tyle, że grożenie przedsiębiorcy wszczęciem postępowania przez prezesów UOKiK czy UODO wypełnia znamiona groźby bezprawnej. A kto używa groźby bezprawnej w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Adwokat Dominik Jędrzejko, który jako pierwszy zwrócił uwagę na skutki wprowadzonego przepisu, nie ma bowiem wątpliwości, że postępowanie np. prezesa UOKiK nie ma na celu ochrony prawa naruszonego zachowaniem zagrożonym administracyjną karą pieniężną (co pozwalałoby na zastosowanie wyłączenia przedmiotowego, o którym mowa w drugiej części art. 115 par. 12 k.k.). Celem postępowania jest przecież ochrona zbiorowych interesów konsumentów traktowanych jako dobro publiczne (więcej z rozmowie).
Ustawodawca, uchwalając nowe brzmienie przepisu, chciał walczyć z trollingiem, czyli działalnością różnych podmiotów złośliwie wynajdujących uchybienia u przedsiębiorców. Tuż po wejściu w życie RODO zjawisko to się nasiliło. Wielu prowadzących biznes otrzymywało maile od firm i fundacji, działających rzekomo w interesie obywateli. W e-mailach wskazywano na uchybienie obowiązkom RODO i oferowano pomoc w naprawie sytuacji. I – co kluczowe – sugerowano lub pisano wprost, że nieskorzystanie z oferty będzie skutkowało poinformowaniem o nieprawidłowościach prezesa UODO. Cel nowelizacji był więc zacny, ale ustawodawca poszedł o krok za daleko.

Szeroka interpretacja

– Przepis oraz jego uzasadnienie mnie zaskoczyły – przyznaje Bernadeta Kasztelan-Świetlik, radca prawny i wspólnik w kancelarii GESSEL, była wiceprezes UOKiK. Jej zdaniem możliwości są dwie. Albo autor zmiany słabo zna zakres kompetencji UOKiK i interesowało go wyłącznie rozwiązanie problemów ze stosowaniem RODO. Albo świetnie zna się na prawie antymonopolowym i wie o problemach z oceną nakładanych przez prezesa UOKiK kar (dyskusyjne jest bowiem, czy są to kary administracyjne, czy sankcje karno-wykroczeniowe). – Być może autor zmiany uznał, że w przypadku UOKiK nie są to jednak kary administracyjne, a więc art. 115 par. 12 k.k. nie będzie miał zastosowania np. do konsumenta grożącego firmie – przypuszcza prawniczka.
Z kolei zdaniem adwokata Kamila Kalicińskiego, specjalizującego się w sprawach karnych, interpretacja kłopotliwego przepisu wyklaruje się dopiero w orzecznictwie. Stanie się to, gdy organy śledcze zostaną wręcz zasypane zawiadomieniami o możliwości popełnienia przestępstwa. – Na pewno art. 115 par. 12 k.k. jest napisany bardzo szeroko i nie zakłada żadnych wyłączeń podmiotowych. Niezależnie od intencji ustawodawcy przepis trzeba czytać literalnie. Tym samym jest bardzo realne wykorzystanie tego przepisu do radzenia sobie nie tylko z organizacjami, które pod płaszczykiem ochrony konsumentów chcą uzyskać od przedsiębiorcy różne rzeczy, lecz także z natarczywymi konsumentami, kontrahentami oraz ich pełnomocnikami – wskazuje ekspert. I dodaje, że można wyobrazić sobie przypisanie odpowiedzialności karnej zarówno profesjonalnemu pełnomocnikowi, który w piśmie przedprocesowym wspomni o zgłoszeniu sprawy do urzędu, jak i rozgoryczonemu konsumentowi, który wyśle do przedsiębiorcy e-maila.
Wysoko postawiony urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości, którego poprosiliśmy o komentarz (zastrzega anonimowość, podkreślając, że MS nie jest właściwy do interpretowania przepisów, gdyż za ustawę odpowiadało Ministerstwo Cyfryzacji), uważa, że redakcja przepisu rzeczywiście wzbudza wątpliwości i najlepiej byłoby go przeredagować przy okazji jednej z planowanych nowelizacji kodeksu karnego. – Ale też nie kreujmy absurdów. Wydaje się oczywiste, że będzie można skazać założyciela pseudofundacji, który robi biznes na przedsiębiorcach, powołując się na fikcyjną troskę o praworządność. A zarazem nawet jeśli konsument trafi przed sąd za grożenie przedsiębiorcy UOKiK-iem, to zostanie szybko uniewinniony – przekonuje urzędnik. Bo, jak podkreśla, podstawą prawna karnego jest to, że za przestępstwo można uznać jedynie taki czyn, którego społeczna szkodliwość jest większa niż znikoma. – A przecież doskonale wiemy, że żaden przedsiębiorca nie boi się straszących go urzędami konsumentów i nie wpływa to na prowadzenie biznesu ‒ konkluduje rozmówca.

pytania do eksperta

Firmy już sięgają po nowy przepis

Czy spotkał się pan już z sytuacją, by przedsiębiorca powoływał się na art. 115 par. 12 k.k. wobec grożących mu konsumentów bądź kontrahentów?
Jak najbardziej, sam sugeruję, by moi klienci analizowali korespondencję konsumencką pod kątem naruszenia tego przepisu. Niekiedy samo wspomnienie o takim uregulowaniu nieco cywilizuje kontakt z osobami mocno roszczeniowymi. Intencją jest oczywiście, by nie ograniczać faktycznych uprawnień konsumenta, ale również nie poddawać się presji gróźb zawiadomienia wszystkich możliwych urzędów. Przepis z pewnością powinien skłaniać do przemyślenia sposobu formułowania swoich żądań.
Czy w razie rozprawy sądowej miałoby znaczenie, jaka była intencja wprowadzania przepisu?
Przepis powinien być interpretowany według jego brzmienia, gdyż jest jasny i zrozumiały. Ewentualna korekta może mieć miejsce w oparciu o przesłanki wyłączające odpowiedzialność, np. brak świadomości bezprawności. Mam jednak wrażenie, że w przypadku nawet bardzo wyraźnych gróźb w korespondencji konsumenckiej sąd szukałby rozwiązań liberalnych, np. stosując warunkowe umorzenie postępowania lub odstąpienie od wymierzenia kary.
Czy ustawodawca popełnił błąd, nie wskazując, że chodzi jedynie o straszenie przedsiębiorców UODO?
W mojej ocenie wręcz przeciwnie. Straszyć można wieloma instytucjami. Polski przedsiębiorca boi się urzędów i sankcji, nie jest świadom swojej odpowiedzialności i jej skali, co wynika z przeregulowania. Jestem zdania, że szerokie uregulowanie spełnia swoje założenia – dlaczego prezes UODO miałby być wyjątkowy, skoro kary administracyjne może nakładać wiele organów?