Rząd Nepalu planuje budowę gigantycznego lotniska, które dorówna wielkością największym portom lotniczym świata. Lotnisko w Nidżgadh (Nijgadh) ma być kołem zamachowym gospodarki. Przeciwnicy krytykują ekonomiczne założenia przedsięwzięcia, a ekolodzy - wycinkę lasów.

„Będzie większe, o większym natężeniu ruchu i bardziej zaawansowane niż międzynarodowe lotnisko imienia Indiry Gandhi w Delhi" - mówił tygodnikowi "Nepali Times" Rabindra Adhikari, ówczesny minister turystyki i lotnictwa cywilnego. „To będzie punkt zwrotny w ekonomii Nepalu” - podkreślał minister.

Dla Nepalczyków, gdzie panują silne nastroje antyindyjskie, taka wizja przemawia do wyobraźni.

Delhijskie lotnisko w ostatnim roku obsłużyło niemal 70 mln pasażerów i pod tym względem jest blisko pierwszej dziesiątki największych lotnisk na świecie. Minister Adhikari, który zginął w wypadku helikoptera pod koniec lutego 2019 r., marzył jednak o znacznie większym lotnisku - prawdziwym centrum przesiadkowym w centrum Azji, między Europą a Azją Południowo-Wschodnią i Australią.

„Codzienne międzynarodowe loty z ponad 20 miast. Dziesiątki tysięcy pasażerów złapią przesiadki. Samoloty będą lądowały na tankowanie” - przekonywał w połowie 2018 r. Lotnisko miałoby obsłużyć nie tylko ruch turystyczny, ale przede wszystkim Nepalczyków i Indusów tłumnie wyjeżdżających do pracy za granicą.

Na przełomie maja i czerwca nepalski rząd zatwierdził plany budowy gigantycznego lotniska w miejscowości Nidżgadh na nepalskich równinach tuż przy granicy z Indiami. Na ten rok zarezerwował w budżecie ok. 13 mln dol., lecz sama budowa ma pochłonąć według różnych szacunków 6-7 mld dol. w partnerstwie publiczno-prawnym z prywatną spółką.

Nieoficjalnie projektem zainteresowany jest Katar, który jest izolowany przez sąsiadów w Zatoce Perskiej i szuka wejścia na rynek Azji Pd.

Lotnisko ma powstać na obszarze 85 km kw., takim, jaki zajmuje trzeci co do wielkości port lotniczy na świecie w amerykańskim Dallas. Dwa pasy startowe mają najpierw obsługiwać 15 mln, a w dalszej perspektywie - ponad 70 mln pasażerów rocznie. Najbardziej zapracowane międzynarodowe lotnisko w Atlancie obsługuje około 107 mln podróżujących.

„Tutaj? W środku dżungli?” - nie może nadziwić się Sandeep Ghimre, kierowca, który regularnie kursuje między granicą w Birgandź a stolicą Katmandu. „Ktoś ma ochotę na drewno z wycinki” - głośno się zastanawia.

Przed wioską Gadhimai skręca w lewo z drogi na Birgandź i wjeżdża na trasę Wschód-Zachód. Gęsty las przysłania niebo. Lotnisko ma się zmieścić między rzeczkami Pasaha na zachodzie i Bakija na wschodzie oraz krajową drogą od północy.

Do wycinki jest ok. 7 tys. hektarów dżungli - wysokogatunkowego, twardego drewna. Jego wartość oszacowano na ponad 637 mln dol. Rząd zapowiedział, że za każde ścięte drzewo posadzi 25 sadzonek.

„Co się stanie ze wszystkimi gatunkami zwierząt, które zamieszkują ten las? Zanim to wszystko wyrośnie w innym miejscu, stracimy ogromny zielony obszar, który się tu uchował” - mówi PAP Manoj Gautam, działacz ekologiczny od 10 lat pracujący w tym rejonie.

Jego zdaniem wycinkę można porównać do tej w Amazonii. Koszty ekologiczne oszacowano na ponad 2 mld dol. „Można wyliczać, ile dziesiątków gatunków zginie. Słonie, gepardy, tygrysy. Czy tak ma wyglądać rozwój kraju?” - pyta.

Ekolodzy krytykują Ministerstwo Leśnictwa i Środowiska za bierną postawę wobec planów rządu. „Inne kraje są już świetnie rozwinięte lub się rozwijają. Nasz kraj nie jest nawet w połowie tej drogi” - bronił się Suman Subedi, zastępca sekretarza w ministerstwie w rozmowie z opiniotwórczym portalem RecordNepal.com.

„Powinna zostać zachowana równowaga między środowiskiem a rozwojem ekonomicznym, Ministerstwo Leśnictwa i Środowiska nie powinno brać odpowiedzialności za rządowe plany rozwoju” - tłumaczy.

Opinie w wioskach wokół Nidżgadh są mocno podzielone. „Jeśli dostanę odpowiednie pieniądze, rekompensatę za przesiedlenie, chętnie je wezmę. Rząd obiecuje pracę na lotnisku i w hotelach wokół niego” - mówi PAP Samir, 29-letni mieszkaniec pobliskiej Simary. „Albo politycy z Katmandu zrobią to, co wiele lat temu. Przyjdą tu jak kiedyś i przejmą dla siebie tę ziemię” - uważa Suresh Majhu, rolnik z wioski Gadhimai.

W Nepalu trwa gorąca dyskusja o opłacalności projektu. Cześć krytyków zarzuca komunistycznemu rządowi gigantyzm podpatrzony w byłym Związku Radzieckim i błędne założenia całego przedsięwzięcia.

„Nepalska przestrzeń powietrzna otoczona jest przez państwo, które nie dało nam nic łatwo i za darmo” - mówił w dzienniku "Nepali Times" emerytowany pilot i ekspert lotniczy Yuvraj Kumar Bhattarai. „Przyszłość Nidżgadh jako centrum lotniczego leży w rękach Indii, budowanie mamuciego lotniska bez wzięcia pod uwagę korytarzy lotniczych jest jak stawianie wozu przed konia” - tłumaczy.

Indie budują dwa dodatkowe lotniska wokół Delhi, żeby odciążyć międzynarodowy port lotniczy imienia Indiry Gandhi w stolicy.

W Nepalu pod koniec 2019 r. ma być gotowe międzynarodowe lotnisko w Lumbini, miejscu urodzenia historycznego Buddy, a w połowie 2021 r. - międzynarodowy port lotniczy w Pokharze pod masywem Annapurny. Razem z proponowana rozbudową lotniska w Katmandu kraj mógłby obsłużyć ruch turystyczny i Nepalczyków wyjeżdżających na saksy za granicą.

Rząd uznał lotnisko za kluczowe dla rozwoju kraju i zaliczył do puli tzw. inwestycji „dumy narodowej”. Rządzący Nepalem komuniści uważają, że lotnisko pobudzi handel i gospodarkę poza doliną Katmandu, która jest przepełniona i gdzie inwestowane są niemal wszystkie środki zarobione przez Nepalczyków za granicą. Port lotniczy miałby powstać w ciągu 10 lat.

„Trzeba umieć marzyć. Nepal potrzebuje śmiałych kroków, żeby wyrwać się z marazmu” - mówił PAP na kilka miesięcy przed śmiercią minister Rabindra Adhikari. „Potrzebujemy wstrząsu, pobudzenia gospodarki i handlu” - podkreślał.