Nie wiem, jakie kłopoty drążą Polskę. Tak się pechowo składa, że ujawniają się zwykle dopiero w postaci nieszczęść. Dopiero kiedy przeładowany bus ulegnie katastrofie, okazuje się, że po naszych drogach pędzą stada podobnych mu samochodów, prowadzonych przez kierowców jeżdżących chorobliwie niebezpiecznie.
Dopiero gdy młody człowiek otrze się o śmierć po zażyciu dopalaczy, sprawa trucizny dostępnej za parę złotych staje się problemem narodowym.
Niedawno media doniosły, że obowiązkowe kaski dla młodych narciarzy jakoś przypadkiem wypadły z harmonogramu prac legislacyjnych. Wrócą – pewno jak zejdą śniegi. Chyba że (odstukać!) coś się komuś stanie. Wtedy, łatwo przewidzieć, że marszałek Sejmu wniesie o błyskawiczną ścieżkę legislacyjną dla kolejnego ni to bubla, ni to koła ratunkowego. Premier wyrazi oburzenie, a politycy zebrani u Moniki Olejnik będą wydrapywać sobie oczy.
Takich „kasków”, spraw zepchniętych poza horyzont, spraw zapomnianych, spraw nigdy niedostrzeżonych jest prawdopodobnie dużo. Skoro nawet kiepskie wyszkolenie i ryzykowna praktyka lotników prowadzących samolot z prezydentem Rzeczypospolitej było jedną z takich spraw, to jakie możemy mieć jeszcze złudzenia? Jesteśmy nieprzygotowani na Bóg wie ile nieszczęść, które, wydawałoby się, można było przewidzieć. Ich przewidywanie nikomu się jednak – jak można sądzić – nie opłaca. Paradoks polski na tym polega, że korzystniejsze stało się pomstowanie po katastrofach, niż zapobieganie im. Miewamy tego przykłady nawet w górnictwie!
Niestety, nie jest nawet tak, że łatwo wskazać jednego winnego. Żaden rząd nie nakazał tysiącom Polaków wyruszać w sylwestrową noc z naręczami petard pod pachą. Przeciwnie, rząd (a właściwie wojewodowie), pomny oderwanych palców sprzed lat, zakazuje takich pirotechnicznych wyczynów. Na zakazie się kończy. To my sami, nienamawiani, narażamy nasze oczy, twarze, palce na bezpowrotne zniszczenie. Ryzyko jest, no właśnie, niezbyt wielkie. Przy odrobinie szczęścia nic się nikomu nie stanie. Przy odrobinie szczęścia...
Obstawiam, że w taki sam sposób rozumują kierowcy wsiadający do aut mimo szklanki na drodze i robotnicy z szuflami do odśnieżania łażący po dachach bez żadnego zabezpieczenia. To nie brak odpowiednich procedur gubił i będzie gubić wielu z nas, lecz powszechna zgoda na ich omijanie i liczenie na odrobinę szczęścia. Procedury, instrukcje oraz przepisy omijane mogą sobie być nieżyciowe, przesadzone, niemożliwe do wykonania – skoro i tak są traktowane tylko jako niezobowiązująca propozycja. W sprawie bycia głupim po szkodzie panuje w Polsce wielka koalicja.