GALERIA | Wystawa w Zachęcie tropi motywy rodzimego „bogactwa”, demaskując przy okazji fakt, że polska ikonografia splendoru jest niezwykle uboga
W naszej sztuce nie ma tradycji krytycznego mówienia o pieniądzach, wiele z prac na wystawie powstało więc na specjalne zamówienie kuratorek Katarzyny Kołodziej i Magdaleny Komornickiej. Są wyjątki, jak nakręcone w 2002 roku wideo nieistniejącej już formacji Azorro. Grupa dostaje propozycję wzięcia udziału w „prestiżowym projekcie bez budżetu” i w ten sposób z właściwą sobie ironią komentuje realia pracy polskich artystów. Wątek zarobków sektora kreatywnego pojawia się na ekspozycji jeszcze kilka razy, na przykład w pracy Piotra Uklańskiego (pierwszy zarobiony dolar w ramce) czy w obrazie Zbigniewa Rogalskiego przedstawiającym artystę z żoną malujących na dywanie sztuczne banknoty. Płótno powstało w okresie, gdy Rogalski miał problemy finansowe, a sprzedaż tej pracy pomogła mu w załataniu budżetu.
Ale „Bogactwo” nie jest wyłącznie hermetycznym komentarzem do niepewnej sytuacji materialnej środowisk twórczych. Chodziło o to, by szeroko spojrzeć na kwestię polskich marzeń o luksusie. Stąd wiele dzieł operuje popularnymi symbolami związanymi z tęsknotą za bogactwem. Są więc złote zęby (Ewa Axelrad) i sztuczna biżuteria (Maurycy Gomulicki), błyszczące zegarki (Monika Kmita) czy drogi szampan (Gregor Różański). Wszystko to bardzo dosłowne i kiczowate, zupełnie jak gigantyczny kufer Louisa Vuittona, który stał kiedyś przy wejściu do Domu Handlowego Vitkac w Warszawie – symbolu zakupowego awansu stolicy.
Szkoda, że to jedyne środki ekspresji, na jakie mogą się zdobyć artyści młodego i średniego pokolenia. W końcu oni najlepiej wiedzą, co znaczyło zachłyśnięcie się wolnością gospodarczą przez ich rodziców. Tymczasem z prezentowanych dzieł wyłania się okraszona sentymentem dykteryjka o tym, jacy w pędzie do bogacenia się jesteśmy trywialni. W jednej z prac na wystawie na jaskrawym tle w towarzystwie złotego malucha tańczy Dorota Masłowska (teledysk jej popularnego dwa lata temu projektu Mister D). Skoro nawet jej znudziło się na serio komentowanie narodowych przywar, to dlaczego inni artyści mieliby się poczuć wywołani do tablicy? Ta wystawa pokazuje również, że sama sztuka stała się kolejnym fetyszem tych, którzy aspirują do bogactwa. Nie wymaga się od niej wiele więcej ponad efektowność i zręczne operowanie stereotypami.
„Bogactwo” nie jest wystawą krytyczną, ale dość ciekawie wypada w kontekście nowego zainteresowania estetyką lat 80. i 90. Mamy jaskrawe teledyski i bity retro The Dumplings. Niedawno Karakter wydał „Duchologię polską” Olgi Drendy: historię czasów transformacji opowiedzianą z perspektywy wnętrz, designu i mody. Blichtr „polish dream” mogliśmy oglądać w filmach „Disco Polo” i „Córki dancingu”. W jednej ze scen „Córek” główne bohaterki tańczą wśród kolorowych, sklepowych półek i śpiewają piosenkę sióstr Wrońskich. „Przyszłam do miasta, chciałam pokazać się z najlepszej strony/ [...] zmienić coś zwrócić uwagę/ [...] skrzydła podcina obleśna życiowa padlina”. Polskiej sztuce najnowszej brakuje dobrego pomysłu na opowiadanie o „życiowej padlinie”. Niestety „Bogactwo” w Zachęcie podtrzymuje tę tezę i udowadnia, że od czasów „Zapisu socjologicznego” Zofii Rydet nikomu nie udało się przeprowadzić rzetelnej krytyki polskiego snu.
Bogactwo | Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa | wystawa czynna do 23.10