W obliczu greckiego referendum, brytyjski rząd i Bank Anglii zapewniają Brytyjczyków, że są lepiej zabezpieczeni przed jego skutkami niż reszta Unii Europejskiej. Nie wszyscy komentatorzy są jednak tego zdania.

Redaktor polityczny telewizji SKY, Adrian Boult) ostrzega w artykule w "Sunday Timesie", że rozterki, jakie dziś przeżywają Grecy, to przymiarka do tego, co czeka Brytyjczyków, gdy przyjdzie im głosować w referendum o pozostaniu lub opuszczeniu Unii Europejskiej. "Referenda to wynik utraty kontroli przez populistycznych polityków, którzy dla swej wygody spychają odpowiedzialność na wyborców" - pisze Adrian Boult. Jego zdaniem, lider antyunijnej partii UKIP Nigel Farage w krawacie różni się tylko wizualnie od rozchełstanych liderów greckiej Syrizy, ale spełnia tę samą funkcję. I on i Tsipras oferują wyborcom wizję świata, jaki powinien być w ich mniemaniu, a nie praktyczne rozwiązania.

Adrian Boult zauważa, że brytyjscy eurosceptycy radzą Grekom - głosujcie "nie", w nadziei, że to gwóźdź do trumny Unii Europejskiej. Tymczasem lewe skrzydło Partii Pracy wtóruje im w imię "demokracji ludowej" i walki z zaciskaniem pasa.

Boult ostrzega też autora brytyjskiego referendum, premiera Camerona, że plebiscyty rzadko kończą się po myśli ich inicjatorów, najczęściej prowadząc do ich upadku.