Zamachy na rywali politycznych, żywiołowa lustracja, podrzucanie świńskich łbów – to barwy ostatnich dni kampanii wyborczej w Kijowie. Najpewniej Radę Najwyższą zdominują ludzie Petra Poroszenki
Żadna rozgrywka wyborcza nad Dnieprem nie była tak brutalna jak kończąca się kampania do parlamentu. Wybory najpewniej będą demokratyczne. Władze są zbyt słabe, by je podkręcić. Pewne jest również, że wygra blok prezydenta Petra Poroszenki.
Kulminacyjnym punktem ostatniego tygodnia kampanii był zamach na życie Wołodymyra Borysenki, kandydata Frontu Ludowego premiera Arsenija Jaceniuka. Do ataku doszło w nocy z poniedziałku na wtorek w podkijowskim Boryspolu. „Kiedy wyszedł na podwórko, by nakarmić swojego psa, ktoś do niego strzelił z broni palnej i rzucił mu pod nogi ładunek wybuchowy domowej roboty. Kulę zatrzymała kamizelka kuloodporna, którą Borysenko nosił, odkąd zaczął otrzymywać pogróżki telefoniczne i odkąd ktoś podrzucił mu świński łeb, by go zastraszyć” – pisał doradca szefa MSW Anton Heraszczenko.
Nie był to jedyny przypadek wykorzystania przemocy do walki politycznej. Przed tygodniem działacze prawicowej Swobody pikietowali przed parlamentem. Doszło do starć z policją, w których raniono 15 osób, po czym Swoboda odcięła się od manifestacji, zrzucając winę na rosyjskich prowokatorów. Nie do końca można jej jednak wierzyć, ponieważ milicja zatrzymała na gorącym uczynku m.in. syna jednego z kandydatów Swobody, który bił milicjantów krowim łańcuchem.
Najtrudniejsze zadanie mają kandydaci kiedyś powiązani z Wiktorem Janukowyczem. Działacze dawnej Partii Regionów wystawili w wyborach dwie listy. Partyjni liberałowie idą do parlamentu pod nazwą Silna Ukraina i kierownictwem byłego wicepremiera Serhija Tihipki. Beton startuje pod nazwą Blok Opozycyjny (OB) i składa się przede wszystkim z ludzi dawnego sponsora Janukowycza Rinata Achmetowa. OB nie cofa się przy tym przed wątpliwymi hasłami.
Jedna z ulotek rozdawanych w centrum Kijowa przez agitatorów Bloku zaliczyła do „architektów piekła na Ukrainie” parlament pod wodzą Ołeksandra Turczynowa. „Stworzono nierówność regionów – region przemysłowy nie ma dziś prawa głosu” – czytamy. Tym regionem przemysłowym jest oczywiście Zagłębie Donieckie. Wybory jednak nie odbędą się na jednej trzeciej obszaru Donbasu nie ze względu na celowe działania Kijowa, ale ze względu na fakt, że obszary te są kontrolowane przez separatystów z Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, nazywanych Donbabawe i Ługanda.
Ze względu na taką retorykę, a także wspieranie Janukowycza do jego ostatnich dni w Kijowie znaczna część Ukraińców oskarża OB o sprzyjanie separatystom, utratę Krymu i wybuch wojny z Rosją. Kandydaci bloku nie mają łatwego życia. Jednym z haseł tegorocznej kampanii jest ludowa lustracja, w ramach której skompromitowani kandydaci są wrzucani do kontenerów na śmieci przez radykalnych aktywistów. Notowane są też pobicia. Dwukrotnie poturbowany został np. Nestor Szufrycz, jeden z najbardziej medialnych przedstawicieli OB.
Każdy taki przypadek jest skrupulatnie odnotowywany przez rosyjskie media i wykorzystywany przeciwko władzom w Kijowie. – Nie powinniśmy uznawać tych wyborów, bo są nieuczciwe i przeprowadzane w warunkach terroru. Rosja jednak je pewnie uzna, bo wychodzi z założenia, że jeśli Poroszenko weźmie większość w parlamencie, to może wyrzuci z rządu radykałów – przekonuje rosyjski politolog Siergiej Markow.
Blok Petra Poroszenki (BPP) jest pewnym zwycięzcą wyborów. Pozostaje jedynie pytanie, czy uda mu się zająć większość miejsc w nowym parlamencie. Poroszenko wolałby stworzyć rząd samodzielnie, traktując dotychczasowego premiera Jaceniuka jako najgroźniejszego rywala w wyborach prezydenckich 2019 r. W takim scenariuszu nowym premierem zostałby najpewniej obecny wicepremier Wołodymyr Hrojsman, dawny mer Winnicy, rodzinnego miasta prezydenta.
Taki scenariusz byłby do przełknięcia także dla Rosji; Poroszenkę postrzega się tam jako człowieka, z którym można rozmawiać. Markow z kolei, mówiąc o radykałach w rządzie, miał na myśli przede wszystkim polityków Frontu Ludowego (NF) Jaceniuka, partii powstałej w wyniku rozłamu w Batkiwszczynie Julii Tymoszenko. Politycy NF deklarują, że po wyborach zamierzają kontynuować współpracę z BPP. – Oczywiście, że utworzymy z nimi koalicję. Byłoby źle, gdyby wszystkie stanowiska były kontrolowane przez jedną siłę polityczną. Już to na Ukrainie przerabialiśmy – mówi DGP Serhij Paszynski, wpływowy polityk NF.
Front jest jednym z ośmiu poza BPP ugrupowań, które mają szansę na wejście do parlamentu (patrz ramka). Wszystkie poza BPP otrzymują w sondażach od 4 do 11 proc. poparcia. – Wynik wyborów jest zupełnie nieprzewidywalny. Nie wiadomo, jak zachowają się Południe i Wschód, regiony, które zazwyczaj głosowały na regionałów. Zostaną w domach? Poprą partię władzy, czyli Poroszenkę? Zagłosują na OB albo Silną Ukrainę? – zastanawia się publicystka Lb.ua Sonia Koszkina, powątpiewając zarazem w miarodajność badań socjologicznych. Czynnikiem utrudniającym pracę socjologów może być także strach tradycyjnych wyborców Partii Regionów przed ujawnianiem swoich poglądów politycznych.
Poza BPP i Frontem Ludowym przeciwników Janukowycza w nowym parlamencie będzie reprezentować również rozbita Batkiwszczyna. Tymoszenko jest jednak cieniem samej siebie sprzed lat. To ostatni przedstawiciel starszego pokolenia liderów. Janukowycz przebywa na emigracji w Rosji, a Wiktor Juszczenko jest na politycznej emeryturze. W walce o schedę po nich stosowane są również mniej uczciwe zagrywki. Bardzo szeroko rozpowszechniony jest czarny PR, wzajemne oskarżenia o korupcję i związki z dawnym reżimem.
Mało prawdopodobne jest za to sfałszowanie wyborów czy zastosowanie tzw. adminresursu, czyli wpływów we władzach lokalnych, do narzucania pracownikom budżetówki sposobu głosowania. W zgodnej opinii naszych rozmówców państwo ukraińskie jest na to za słabe. Nie jest natomiast za słabe na kiełbasę wyborczą. W piątek na osobiste polecenie prezydenta – co podkreśliły sprzyjające mu media – na Ukrainie rozpocznie się sezon grzewczy. Do tej pory mimo niskich, choć plusowych, temperatur władze lokalne oszczędzały energię ze względu na niepewną sytuację gospodarczą.

Na jakich zasadach wybierają Ukraińcy?

Spośród 450 miejsc w Radzie Najwyższej połowa zostanie wybrana w wyborach jednomandatowych. A w zasadzie prawie połowa, bo w blisko 30 okręgach wybory się nie odbędą – część znajduje się na anektowanym przez Rosję Krymie, a reszta na zajętych przez separatystów obszarach Donbasu. Te miejsca pozostaną nieobsadzone.

Kolejne 225 miejsc zostanie obsadzone w ordynacji proporcjonalnej spośród partii, które przekroczą próg 5 proc. Murowanym zwycięzcą jest Blok Petra Poroszenki. Wśród kandydatów BPP są współpracownicy prezydenta, uciekinierzy z Batkiwszczyny, ale także ludzie czołowych oligarchów, w tym byłego szefa administracji Wiktora Janukowycza Serhija Lowoczkina i zięcia eksprezydenta Łeonida Kuczmy Wiktora Pinczuka. Według sondaży mogą oni liczyć na 30 proc. głosów.

Drugie miejsce zajmie najpewniej Radykalna Partia Ołeha Laszki z 13-proc. poparciem. Poza populistyczną retoryką, w której główną rolę odgrywają widły służące do wyrzucania z posad separatystów i łapówkarzy, Laszko ma do zaoferowania ludzi powiązanych z oligarchami, zwłaszcza Lowoczkinem. 11 proc. głosów ma otrzymać Front Ludowy premiera Arsenija Jaceniuka. To w tej partii znalazło się niemal całe kierownictwo Majdanu, w tym jego dawny komendant Andrij Parubij. Front retorycznie jest bardziej radykalny co do relacji z Rosją niż prezydent, ale w rzeczywistości obie siły współpracują bez większych konfliktów.

Na 8 proc. może liczyć Samopomoc popularnego mera Lwowa Andrija Sadowego. 7 proc. ma dostać Batkiwszczyna Julii Tymoszenko, co – jeśli te sondaże się potwierdzą – trudno ocenić inaczej niż klęskę Żelaznej Julii. Poczet partii wchodzących do Rady zamykają z 6-proc. poparciem dwa stronnictwa skupiające dawnych ludzi Janukowycza: bardziej otwarta Silna Ukraina i prorosyjski Blok Opozycyjny. Szans na przekroczenie progu nie należy też odbierać liberalnej Pozycji Obywatelskiej (4,8 proc.), komunistom (4 proc.) i nacjonalistom ze Swobody (3 proc.).