Zgodnie z obowiązującymi przepisami korespondencja osadzonego w więzieniu lub areszcie z obrońcą, pełnomocnikiem czy radcą prawnym nie podlega cenzurze, nadzorowi oraz zatrzymaniu i powinna być niezwłocznie przekazywana do adresata. Osadzony ma też prawo posiadać w celi dokumenty związane z postępowaniem, którego jest uczestnikiem. Problem - według rzecznik praw obywatelskich Ireny Lipowicz - zaczyna się w momencie, gdy tego typu materiały znajdują się na nośniku elektronicznym.

"Ze skarg kierowanych do rzecznika wynika, że taki nośnik pamięci znaleziony podczas kontroli w celi, nawet jeśli osadzony oświadczył, że jest to korespondencja od obrońcy lub pełnomocnika, był przekazywany do depozytu jako przedmiot, na którego posiadanie osadzony nie miał zgody. Osadzonemu wymierzana była kara dyscyplinarna za posiadanie przedmiotu niedozwolonego. Takie działanie jest niezgodne z prawem, ponieważ nie doszło do popełnienia przewinienia dyscyplinarnego" - zaznaczyła RPO w swoim wystąpieniu skierowanym w tej do sprawie do dyrektora generalnego Służby Więziennej.

Zdaniem RPO, administracja więzienna "nie wypracowała jeszcze właściwych, gwarantujących poszanowanie praw osadzonych, a jednocześnie zapewniających respektowanie porządku i bezpieczeństwa w jednostce penitencjarnej", zasad postępowania z korespondencją otrzymywaną przez nich na nośnikach elektronicznych od obrońców lub pełnomocników.

Rzecznik SW ppłk Jarosław Góra przyznał w rozmowie z PAP, że SW problem dostrzega i jest on złożony. "Analizując takie sprawy, trzeba się zgodzić z RPO, że przykładowo pendrive z jakimś zapisem od adwokata jest rodzajem korespondencji. Musimy natomiast wypracować jakieś modelowe rozwiązania w tym zakresie, bo sprawa jest technicznie skomplikowana" - zaznaczył.

Według ppłk. Góry, o ile w przypadku korespondencji papierowej można stwierdzić, kto jest nadawcą, o tyle w przypadku nośników elektronicznych trzeba by polegać na oświadczeniu więźnia lub aresztanta. Zgodnie z prawem, strażnicy nie mogą otwierać takiej korespondencji, nie mogą też sprawdzić, co znajduje się na nośniku i czy na pewno są to materiały np. od obrońcy.

"Jeślibyśmy się opierali jedynie na tym, co mówi więzień, to - mówiąc kolokwialnie - daleko byśmy nie zaszli. W takich sytuacjach nośnik trzeba by wysłać do sądu prowadzącego sprawę. Tylko on jest uprawniony do sprawdzenia, co znajduje się na nośniku. Jeśli okazałoby się, że jest to rzeczywiście korespondencja od mecenasa, pendrive trafiłaby ponownie do osadzonego" - powiedział rzecznik SW.

Dodał, że problem nośników nie jest duży, dotyczy jednostkowych przypadków. "Ale świat idzie do przodu i oczywiście jakieś rozwiązania trzeba wypracować" - zaznaczył Góra.

Zapowiedział, że szef SW w ciągu dwóch tygodni przygotuje odpowiedź na wystąpienie RPO.