Brytyjski premier David Cameron udał się dzisiaj do Aberdeen w Szkocji, aby wystąpić po raz ostatni w kampanii przed referendum niepodległościowym.

Wyniki sondaży są obecnie tak bliskie, że nie sposób odgadnąć wyniku czwartkowego głosowania. Premier Cameron podkreślał więc, że będzie to nieodwracalna, historyczna decyzja, która wymaga rozwagi.

Szkoccy nacjonaliści wytykali dotychczasowej propagandzie obozu antyniepodległościowego szantażowanie wyborców utratą funta szterlinga, straszenie ich wizją odpływu inwestycji i miejsc pracy, zadłużeniem, recesją, załamaniem się funduszy emerytalnych i służby zdrowia.

Dziś premier Cameron wyjaśniał więc: "Ostrzegać przed konsekwencjmi to nie to samo co straszyć. To tak, jakby ostrzegać przyjaciół, że decyzja, jaką mogą podjąć zaciąży na reszcie ich życia i życiu ich dzieci".

Wielka Brytania to jednak dla Camerona coś więcej, to rodzina. Apelował więc: "Proszę, nie rozrywajcie tej rodziny." Wytoczył też pozytywne argumenty przeciw rozwodowi: znacznie większy zakres autonomii, włącznie z autonomią podatkową i budżetową, co uzgodniły już wszystkie główne partie w Izbie Gmin.

Brytyjski premier potępił też mylące argumenty, jakimi jego zdaniem posługuje się obóz niepodległościowy: "Niech wam nikt nie wmawia, że "tak" to wizja pozytywna, chodzi w niej o dzielenie ludzi, zamykanie drzwi, robienie cudzoziemców z rodziny i przyjaciół. To nie jest optymistyczna wizja"- mówił w Aberdeen David Cameron.