Głowa państwa nie powinna zobowiązywać obywateli do przestrzegania prawa, co do którego sama ma zastrzeżenia. A jednak z powodzeniem od lat tę metodę stosuje.
Lech Kaczyński wahał się częściej / Dziennik Gazeta Prawna
Prezydent jest strażnikiem konstytucji, ale nawet on musi się jej podporządkować. Tymczasem konstytucjonaliści łapią się za głowy, pytając: jak można podpisywać ustawy, co do których ma się poważne wątpliwości odnośnie do ich zgodności z ustawą zasadniczą.
– Prezydent nie powinien w takim przypadku podpisywać ustawy. Narusza bowiem samą konstytucję. Nie może przykładać ręki do tego, by wprowadzać do obrotu prawnego niekonstytucyjne przepisy – wskazuje dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Podobnego zdania jest prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej:
– Od prezydenta oczekujemy wysokiej kultury prawnej i czuwania nad przestrzeganiem konstytucji – zgodnie z art. 126 konstytucji – a nie jej naruszania. Skoro głowa państwa publicznie ogłasza, że ma wątpliwości co do konstytucyjności ustawy, to nie powinna jej podpisywać. Powinna skorzystać z kontroli prewencyjnej – wskazuje.
Prezydent ma jednak i obrońców. Poseł Witold Pahl (PO) kategorycznie sprzeciwia się twierdzeniu, że taka praktyka narusza ustawę zasadniczą.
– To wręcz modelowa ochrona konstytucji – podkreśla.

Szybki podpis

Praktyka pokazuje, że prezydent ostatnio chętnie korzysta z kontroli następczej, i to wkrótce po złożeniu podpisu pod ustawą. Różnica zaś między kontrolą prewencyjną a następczą jest zasadnicza. Przy tej drugiej wątpliwe przepisy wchodzą do porządku prawnego i obowiązują obywateli przed zbadaniem ustawy przez Trybunał Konstytucyjny.
– Składając więc podpis na niekonstytucyjnej ustawie, prezydent stwierdza, mówiąc potocznie: przestrzegajcie tego prawa, choć ono chyba nie jest dobre – tłumaczy dr Piotrowski.
Inaczej sytuację interpretuje poseł Witold Pahl.
– Prezydent informuje opinię publiczną o swoich wątpliwościach i wskazuje, że dane przepisy trzeba poddać ocenie pod kątem ochrony konstytucyjnych wartości. To pozytywna praktyka i w zgodzie z konstytucją – uważa.
Świadkami takiej praktyki byliśmy choćby w sprawie dwóch ostatnio głośnych ustaw: o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób (Dz.U. z 2014 r. poz. 24) oraz o zmianie niektórych ustaw w związku z określeniem zasad wypłaty emerytur ze środków zgromadzonych w otwartych funduszach emerytalnych (Dz.U. z 2013 r. poz. 1717).
Podpisując tę pierwszą w grudniu ub.r., prezydent zapowiadał, że skieruje ją do TK. „Z uwagi na argumenty wskazujące na ryzyko nieposzanowania praw i wolności konstytucyjnych, ustawa ta zostanie skierowana w trybie kontroli następczej do TK, aby ostatecznie wyjaśnić wątpliwości natury konstytucyjnej” – głosił komunikat prezydenckiej kancelarii zaraz po podpisaniu ustawy przez Bronisława Komorowskiego.
Podobnie było z ustawą o systemie OFE. Została podpisana, mimo wątpliwości prezydenta co do zgodności z następującymi zasadami konstytucyjnymi: zaufania do państwa i stanowionego prawa, swobody prowadzenia działalności gospodarczej, ochrony interesów w toku, wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
Doktor Piotrowski przestrzega, że to pociąga za sobą problemy.
– Jeżeli TK stwierdzi, że dane przepisy są niezgodne z konstytucją, to oznacza, że na mocy art. 190 konstytucji obywatele mogą domagać się wznowienia postępowania – wyjaśnia.
I mówi dalej, że jeżeli – wybiegając w przyszłość – TK uznałby, że ustawa o izolacji groźnych przestępców jest niezgodna z ustawą zasadniczą, to osoby dotknięte jej postanowieniami mogłyby uzyskać możliwość żądania odszkodowania od państwa. Podobnie z ustawą dotyczacą OFE.
– To powinno skłonić prezydenta do rezygnacji z takiej praktyki. Oczywiście w grę wchodzą też kwestie polityczne, takie jak choćby ta, że głowa państwa nie chce utrudniać realizacji programu większości rządowej. Ale prezydent ma własną legitymację demokratyczną, więc sprawy układów politycznych nie powinny ograniczać jego działania – wskazuje konstytucjonalista.
I tu – odnośnie do ustawy o niebezpiecznych – z odsieczą głowie państwa przychodzi jednak poseł Pahl, powołując się również na konstytucję: art. 5 i konieczność zapewnienia bezpieczeństwa obywateli.
– To na prezydencie ciąży ten obowiązek. Następcza kontrola jest wyrazem realizacji tego obowiązku, w związku z tym że brak było podstaw do odmowy podpisania ustawy o izolacji groźnych przestępców. Waga sprawy sprzeciwiała się w tym przypadku zastosowaniu kontroli prewencyjnej – wskazuje poseł.

Porażka władzy

Możliwość skorzystania z kontroli prewencyjnej przysługuje wyłącznie prezydentowi.
Zgodnie art. 122 konstytucji przed podpisaniem ustawy może on wystąpić do TK z takim wnioskiem. Nie może potem odmówić podpisania ustawy, którą sędziowie TK uznali za zgodną z ustawą zasadniczą. Jeżeli zaś TK stwierdził, że ustawa jest niezgodna z konstytucją, wówczas prezydent odmawia jej podpisania.
Z kontroli następczej mogą zaś – poza głową państwa – skorzystać choćby marszałkowie Sejmu oraz Senatu, premier czy rzecznik praw obywatelskich. Konstytucjonaliści wskazują, że to jednak ta pierwsza procedura powinna wejść prezydentowi w krew.
Profesor Chmaj tłumaczy, że z tych uprawnień nie można korzystać zamiennie:
– Podpisać ustawę można, jak zastrzeżeń nie ma lub są nieistotne. Z kontroli następczej prezydent winien więc korzystać, gdy wątpliwości powstały już po podpisaniu ustawy, a zwłaszcza w czasie jej stosowania. Aktualna praktyka stosowania kontroli następczej jest nie tylko niewłaściwa, ale wręcz sprzeczna z zamierzeniem ustrojodawcy – zauważa.
Poseł Pahl jednak i tu ma inną koncepcję.
– Kontrola prewencyjna jest de facto dowodem porażki władzy, która nie potrafiła na etapie konsultacji porozumieć się i wyjaśnić poszczególnych wątpliwości. Powinno do niej dochodzić zatem w wyjątkowych sytuacjach, takich np. kiedy prezydent dostrzega zagrożenie dla praw i wolności obywatelskich. Wówczas odmawia podpisania, by nie dopuścić do powstania nieodwracalnych naruszeń, które podważyłyby zaufanie obywateli do państwa – przekonuje parlamentarzysta.
Co na to Kancelaria Prezydenta? – Ustrojodawca dopuszcza obie formy zgłaszania wątpliwości co do zgodności z ustawą zasadniczą przepisów konkretnych ustaw uchwalanych przez parlament. Prezydent ma prawo korzystać z obu form i trudno ograniczać czy narzucać sposób korzystania z tego prawa. Prezydent, podpisując ustawę, bierze pod uwagę różne aspekty uchwalanego prawa i różne wartości konstytucyjne, czasem nawet trudne do pogodzenia, gdzie konieczne jest ważenie racji – tłumaczy Krzysztof Hubert Łaszkiewicz, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta.

Okiem trybunału

W samym trybunale praktyka prezydencka nie jest przyjmowana z entuzjazmem. Sędziowie nie chcą komentować poczynań głowy państwa. Przyznają jednak, że często nie znajdują wytłumaczenia dla stosowania przez prezydenta kontroli następczej. Ostrożni są jednak w ocenie, czy takie działanie narusza konstytucję.
Problemu tego dotknął już TK w swoim orzecznictwie, analizując traktat z Lizbony. Wówczas stwierdził w uzasadnieniu wyroku, że „Prezydent jest zobowiązany do uruchomienia procedury kontroli prewencyjnej wobec ustawy, którą uważa za sprzeczną z Konstytucją. (...) Dokonując ratyfikacji traktatu, Prezydent dał wyraz swojemu przekonaniu o zgodności ratyfikowanego aktu z ustawą zasadniczą” (wyrok TK z 24 listopada 2010 r., sygn. akt K 32/09).
Poza tym, jak zauważa prof. Marek Chmaj, szybkie skierowanie dopiero co podpisanej ustawy do TK może wcale nie uchronić obywateli przed skutkami wadliwego prawa.
– TK może orzec, że uchylenie ustawy nastąpi nawet po 18 miesiącach. A to oznacza, że społeczeństwo będzie musiało stosować się i ponosić konsekwencje obowiązywania prawa, o którym tak naprawdę już od początku wiadome było, że jest niezgodne z konstytucją – przyznaje konstytucjonalista, załamując ręce.
I dodaje, że właśnie dlatego, w trosce o obywateli, prezydent powinien zdecydowanie częściej kierować ustawy do TK przed ich podpisaniem.
– Inaczej prezydent wysyła bowiem obywatelom sygnał, który nie sprzyja wzmacnianiu szacunku i przestrzegania prawa przez społeczeństwo – puentuje dr Piotrowski.