Potrzeba jeszcze czasu, by wygrać walkę z antyrządowymi rebeliantami w Syrii - powiedział prezydent tego kraju Baszar el-Asad w wywiadzie dla prorządowej telewizji Dunia, którego fragmenty cytuje we wtorek agencja AFP.

"Robimy postępy, sytuacja w terenie poprawia się, ale jeszcze nie wygraliśmy. Na to potrzeba jeszcze czasu" - powiedział Asad. Podkreślił, że Syria toczy walkę "regionalną i globalną".

Ocenił, że "nierealistyczne" jest stworzenie w Syrii stref bezpieczeństwa dla uchodźców, tak jak proponowały państwa zachodnie i Turcja. "Nie sądzę, by Zachód i Turcja mówiły o takim kroku poważnie, dla nich nie ma to pierwszorzędnego znaczenia" - oświadczył.

Mówiąc o relacjach z Turcją, ocenił, że nie ulegną one pogorszeniu "mimo nierozsądnego stanowiska niektórych przedstawicieli władz tureckich". "Nie bacząc na wywieraną presję, społeczeństwo tureckie stoi po stronie Syrii" w toczącym się konflikcie - zapewnił.

Szydził z tych przedstawicieli władz syryjskich, którzy w ostatnich miesiącach opuścili go, komentując, że doszło w ten sposób do "oczyszczenia" państwa z tych, którzy nie są patriotami.

Więzy między władzą a społeczeństwem w Syrii "mimo licznych błędów, są silne" - oznajmił Asad. Zapewnił, że jego przeciwnicy "nigdy nie zdołają rozpowszechnić strachu" wśród ludności. "Mówię do Syryjczyków - wasz los jest w waszych, a nie w cudzych rękach" - oznajmił.

Asad powiedział, że znajduje się w pałacu prezydenckim w Damaszku. Zareagował w ten sposób na wątpliwości dotyczące miejsca jego pobytu, które pojawiły się w lipcu, wraz z ostrzałami syryjskiej stolicy.

Całość wywiadu zostanie wyemitowana we wtorek wieczorem.

Od marca zeszłego roku trwa w Syrii powstanie przeciwko Asadowi. Początkowe pokojowe demonstracje, inspirowane arabską wiosną, przerodziły się w opór zbrojny, krwawo tłumiony przez siły rządowe. W Syrii giną tysiące ludzi, głównie cywilów.

Władze w Damaszku twierdzą, że rebelię przeciwko Asadowi finansuje i popiera zagranica - Arabia Saudyjska, Katar i Turcja, które chcą wtrącić Syrię w chaos.