Uroczystości ku czci tysięcy ofiar amerykańskiej bomby atomowej, zrzuconej na Hiroszimę 67 lat temu odbyły się w tym japońskim mieście w poniedziałek z udziałem przedstawicieli 70 krajów.

Obchody zaczęły się od dźwięków dzwonu i chwili ciszy. Następnie złożono kwiaty pod wiecznym ogniem płonącym w Parku Pokoju.

Burmistrz Hiroszimy Kazumi Matsui powiedział, że Japonia powinna odgrywać większą rolę w globalnych działaniach na rzecz rozbrojenia. Wezwał też przywódców politycznych świata, by przyjechali do Hiroszimy w celu "rozważań o pokoju".

Dodał, że awaria w elektrowni jądrowej w Fukushimie w zeszłym roku pokazała niebezpieczeństwa technologii jądrowej, nawet tej używanej w celach pokojowych.

Burmistrz powiedział także, że dziś osoby, które przeżyły atak atomowy na Hiroszimę, mają średnio 78 lat. Miasto dokłada coraz więcej starań, by zapewnić im opiekę zdrowotną, a także, by dokumentować ich przeżycia tak, aby nie zostały zapomniane - dodał Matsui.

Również premier Yoshihiko Noda powiedział, że Japonia musi przekazać doświadczenie Hiroszimy następnym pokoleniom.

6 sierpnia 1945 roku USA zrzuciły na Hiroszimę bombę atomową, po raz pierwszy używając broni jądrowej. Zrzucona przez amerykańską superfortecę B-29 bomba eksplodowała na wysokości około 600 metrów. Wybuch był równoważny z detonacją 20 tysięcy ton trotylu, ale - w przeciwieństwie do eksplozji chemicznej - towarzyszyło mu dodatkowo zabójcze promieniowanie jonizujące.

Trzy dni po ataku na Hiroszimę druga bomba atomowa została zrzucona na Nagasaki. Większość zabudowy obu miast uległa zniszczeniu.

Trudno ściśle ustalić, ile ofiar śmiertelnych pociągnęły za sobą ataki. Sam wybuch i skutki promieniowania spowodowały do końca października 1945 roku zgon 130-140 tysięcy mieszkańców Hiroszimy. Bomba zrzucona na Nagasaki spowodowała bezpośrednio śmierć 70-80 tys. ludzi. W kolejnych latach rosła liczba zmarłych, gdy choroba popromienna nadal zbierała swe tragiczne żniwo.