Żadne z badań zapisu czarnych skrzynek tupolewa nie potwierdza, że generał Andrzej Błasik był w kokpicie prezydenckiego Tu-154M - zauważa "Rzeczpospolita". Tymczasem generała wymieniono i w rosyjskim, i polskim raporcie o katastrofie smoleńskiej.

Po raz pierwszy głos gen. Błasika w kabinie pilotów został rozpoznany w dokumencie MAK z 2 maja 2010 r. Był to pierwszy stenogram nagrań z kokpitu. Tylko, jak zauważa "Rzeczpospolita", dzisiaj nie wiadomo, kto wtedy rozpoznał głos dowódcy Sił Powietrznych.

Pod MAK-owskimi stenogramami jest dopisek: "Identyfikacji rozmówców dokonał dowódca eskadry 36. pułku ppłk Bartosz Stroiński". Jednak pułkownik zaprzecza, że to on rozpoznał głos generała - zbyt słabo go znał.

Identyfikacji głosu gen. Błasika nie dokonali też najprawdopodobniej członkowie polskiej komisji badającej wtedy katastrofę. Pod MAK-owskim stenogramem podpisał się m. in. Waldemar Targalski. W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" powiedział, że to nie on rozpoznał na taśmie głos dowódcy Sił Powietrznych.

Ponadto, jak ustaliła "Rzeczpospolita", MAK nie zamówił też ekspertyzy fonoskopijnej głosu gen. Andrzeja Błasika.

Raporty MAK i komisji Millera

Mimo wątłych przesłanek MAK w raporcie końcowym orzekł, że obecność Błasika w kabinie i presja, jaką wywierał na lotników, była jedną z bezpośrednich przyczyn katastrofy.

Polska komisja Jerzego Millera badająca katastrofę nie stawiała tak radykalnej tezy. Jednak w jej raporcie napisano, że generał Błasik bez wątpienia wszedł do kabiny pilotów. Przypisano mu trzy konkretne wypowiedzi. Jak to było możliwe bez ekspertyz fotoskopijnych? Z wypowiedzi Millera wynika, że komisja, biorąc pod uwagę kontekst zdarzeń w tym dniu i wszystkich okoliczności, przypisała po prostu Błasikowi jedyny nierozpoznany głos z słyszany w kokpicie.