Prof. Andrzej Rychard z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej o odmowie udziału przez PiS w przedwyborczej debacie telewizyjnej w TVN24:

"Myślę, że nie jest to dobra decyzja dla Prawa i Sprawiedliwości. Sądzę, że być może PiS definiuje telewizję TVN24 jako częściej oglądaną przez elektorat Platformy Obywatelskiej, niż przez elektorat PiS i liczy, że na tej nieobecności wiele nie straci.

To może być jednak mylna kalkulacja, ponieważ telewizja dociera do różnych wyborców, choć głównie do tych z wielkich miast, natomiast informacja o tym, że się nie weźmie udziału w debacie, jest informacją, która zdecydowanie dociera do wszystkich i jest być może ważniejsza niż to, jak się w samej debacie wypadnie.

W Polsce cały spór właściwie toczy się nie na temat tego, jak kto w debacie wypada, tylko kto mówi, że w danej debacie weźmie udział bądź nie weźmie udziału. Generalnie za niebranie udziału dodatkowych punktów się nie dostaje, ponieważ jest zawsze trudniej uzasadnić niewzięcie udziału niż wzięcie.

W sytuacji, kiedy kontrpropozycją jest debata będąca pewnego rodzaju przesłuchaniem na terenie własnego ośrodka, to myślę, że z kolei opinia publiczna w miarę rozumie, iż do takiej debaty, jaką PiS proponuje, inni niespecjalnie się kwapią. Jednak telewizja jest uważana za miejsce w miarę neutralne.

Jeżeli u podłoża tej decyzji leży jakaś kalkulacja, to nie sądzę, żeby była to kalkulacja, która przysporzyłaby nowych głosów PiS. Chyba że PiS zależy głównie na głosach, które i tak będzie miało."

Politolog: brak udziału PiS w debacie - nienajlepsze posunięcie
Dr Anna Materska-Sosnowska z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego o odmowie udziału przez PiS w przedwyborczej debacie telewizyjnej w TVN24:

"Brak udziału w debacie na pewno jest przemyślany, ale w ten sposób partia sama pozbawia się możliwości kontaktu z wyborcami. Jeżeli PiS sam sobie ten głos odbiera, to nie wydaje mi się to najlepszym posunięciem. Jest to strategia skierowana na twardy elektorat bez próby jego poszerzenia.

Myślę, że może to być tłumaczone w ten sposób: zobaczcie, to oni są w tym spisku, oni to klika, a my jesteśmy poza, my jedyni, którzy możemy uratować świat.

Zaproszenie na debaty do Centrum Programowego PiS wpisują się w politykę nieuznawania a to premiera, a to prezydenta wybranego przez przypadek. Nie wyobrażam sobie jednak, i nie znam takiego przypadku, żeby premier czy ministrowie jakiegokolwiek państwa byli na takich debatach właśnie w takim miejscu."