Jeden z liderów białoruskiej opozycji Uładzimir Niaklajeu uważa, iż problemy kraju są tak poważne, że protesty przeciwko prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence mogą do końca roku objąć także jego głównych zwolenników w fabrykach, w małych i średnich firmach.

Niaklajeu - były kandydat na prezydenta Białorusi, lider kampanii obywatelskiej "Mów Prawdę!" - przewiduje w opublikowanym w środę wywiadzie dla agencji Reuters, że może dojść do tego na jesieni, gdy dadzą się mocno odczuć następstwa kryzysu finansowego.

"Sytuacja gospodarcza pogorszy się bardzo szybko" - powiedział 65-letni Niaklajeu, który został pobity i aresztowany w grudniu ubiegłego roku, gdy opozycja próbowała kontestować wyniki wyborów prezydenckich.

"Tym razem kryzys uderza w tę część naszego społeczeństwa, która potencjalnie tworzy klasę średnią, najbardziej aktywnych ludzi, przedsiębiorców, mały i średni biznes, który stanowi podstawę każdego społeczeństwa... Oni nie zgodzą się na życie w biedzie" - powiedział opozycjonista.

"Jeśli nie zdarzy się cud i nie pojawią się pieniądze, dojdzie do społecznego wybuchu jesienią. Pieniądze, które zgromadzili ludzie, skończą się w październiku czy listopadzie. Państwo nie będzie w stanie sprostać swym zobowiązaniom socjalnym i doprowadzi to do wybuchów społecznych" - oświadczył Niaklajeu.

"W naszym kraju nie mamy żadnych praw i zasad, gwarantujących wolność i nietykalność"

"Nie zazdroszczę Łukaszence tej sytuacji. Znalazł się rzeczywiście w szachu. By uniknąć wybuchu, musi iść naprzód i reformować. Reformy gospodarcze nie są możliwe bez reformy politycznej, a reforma polityczna doprowadzi do utraty władzy" - powiedział białoruski działacz opozycyjny.

Niaklajeu został skazany na dwa lata w zawieszeniu w związku z grudniowymi protestami powyborczymi. W wywiadzie odrzucił sugestię, że niektórymi wypowiedziami mógł naruszyć zasady wyroku w zawieszeniu.

"W naszym kraju nie mamy żadnych praw i zasad, gwarantujących wolność i nietykalność. Tu można robić wszystko zgodnie z prawem i mimo to skończyć z 10-letnim wyrokiem więzienia" - oświadczył Niaklajeu.

"Powiedziano mi po prostu, że jeśli zrobię coś niezgodnego z prawem, trafię do więzienia. Lecz nikt mi nie powiedział, czym jest to coś" - dodał Niaklajeu.