Przedstawiciele kolejarskich związków zawodowych manifestowali w czwartek w Katowicach, sprzeciwiając się polityce rządu wobec branży. Choć cała Europa stawia na kolej, w Polsce pieniądze są przeznaczane głównie na inwestycje drogowe - mówili.

Manifestanci grozili, że jeśli rząd nie przystąpi do rozmów na temat poprawy sytuacji na kolei, wkrótce może dojść do strajku generalnego.

Akcję zorganizowały trzy największe centrale związkowe działające w branży: Sekcja Krajowa Kolejarzy NSZZ "Solidarność", Federacja Związków Zawodowych Pracowników PKP i Konfederacja Kolejowych Związków Zawodowych. Według szefa kolejarskiej Solidarności Henryka Grymela, zrzeszają one 80 proc. pracowników kolei.

Związkowcy przekazali wojewodzie petycję z żądaniami adresowanymi do premiera Donalda Tuska. Domagają się w niej m.in. zakupu nowoczesnych wagonów i składów dla przewozów pasażerskich, chcą też wycofania z Sejmu rządowego projektu nowelizacji ustawy o restrukturyzacji PKP i ustawy o transporcie kolejowym w części dotyczącej możliwości ogłoszenia upadłości spółek kolejowych. Sprzeciwiają się dalszemu podziałowi spółki Przewozy Regionalne, żądają zwiększenia finansowania modernizacji infrastruktury kolejowej i nakładów na utrzymanie dróg kolejowych.

W pikiecie zorganizowanej wzięło udział około 200 związkowców

W pikiecie zorganizowanej przy wejściu do tymczasowego dworca PKP wzięło udział około 200 związkowców. W tłumie pojawił się symboliczny kondukt żałobny, obrazujący sytuację na kolei. Przy trumnie związkowcy napisali: "Ostatnia podróż reformatorów PKP". Kolejarska orkiestra grała marsze żałobne. "Grabarczyk grabarzem polskiej kolei", "Czas na kolej cargo - tiry to śmierć na drogach" - napisano na transparentach.

Przy akompaniamencie gwizdków i syren uczestnicy demonstracji zarzucali rządowi, że nie przeznacza na kolej wystarczających środków, co prowadzi do degradacji infrastruktury, pogorszenia stanu taboru i zamykania kolejnych linii kolejowych, a wkrótce może skutkować upadkiem spółek kolejowych.



"Dyrektywa unijna mówi jasno: pieniądze na transport mają być dzielone w proporcji 60 proc. na drogi i 40 proc. na kolej. W Polsce te proporcje wynoszą 90 do 10. (...) Nie domagamy się żadnych nowych pieniędzy budżetowych, tylko uczciwego podziału zgodnie z dyrektywą unijną" - podkreślił Grymel.

Jego zdaniem, obecny stan polskiej kolei - wolno jeżdżące, niepunktualne i brudne pociągi - to nie wina samych kolejarzy, ale rządzących, którzy nie potrafią poprawić kondycji branży, wprowadzając zmiany w prawie. "Związkowcy z kolei, w przeciwieństwie do rządzących i posłów, są bardzo odpowiedzialnymi ludźmi. Dla nas dobro kolei jest najważniejsze, dla nich niestety nie" - mówił Grymel.

Według uczestników demonstracji, w ostatnich kilkunastu latach w Polsce zlikwidowano 25 proc. sieci linii kolejowych. Ostatnia linia została zbudowana 23 lata temu, a brak środków grozi zamknięciem kolejnych 9 tys. km szlaków kolejowych. Stanisław Kogut z Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność" przekonywał, że należy myśleć nie tylko o kolei dużych prędkości, ale też liniach regionalnych, z których korzystają na co dzień pasażerowie.

"To ostatnie ostrzeżenie dla rządu - żółta kartka"

Przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników PKP Stanisław Stolorz zaznaczył, że niedawne przesunięcie przez rząd pieniędzy z kolei na drogi było uderzeniem nie tylko w kolej, ale pasażerów. Przestrzegł przed przepisami, które doprowadzą do upadku spółek kolejowych. "To ostatnie ostrzeżenie dla rządu - żółta kartka" - powiedział.

"Przyjdzie kiedyś dzień rozliczenia wszystkich tych, którzy za nic mają podróżnych korzystających z polskich usług" - dodał przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszek Miętek.

Zgodnie z zapowiedziami pikieta miała charakter informacyjny i nie wiązała się z utrudnieniami dla pasażerów. "Jeżeli te pokojowe pikiety i manifestacje nic nie dadzą, niestety będziemy zmuszeni do bardziej radykalnych działań, ale to nie będzie nasza wina, to będzie wina rządzących" - oświadczył szef kolejarskiej Solidarności.