Zwolennicy i przeciwnicy prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka po raz kolejny starli się w czwartek w centrum Kairu. Opozycja odrzuca rozmowy z rządem, domagając się, by najpierw ustąpił prezydent. Polskie władze przestrzegają przed wyjazdami do Egiptu.

W czwartek rano wojsko po raz pierwszy od wybuchu zamieszek w ubiegłym tygodniu podjęło zdecydowane działania, by powstrzymać przemoc. Utworzono 80-metrową strefę buforową oddzielającą wrogie obozy wokół placu Tahrir, gdzie znajdują się przeciwnicy Mubaraka.

Mimo to w pewnym momencie zwolennicy Mubaraka przerwali kordon wojska i ponownie doszło do starć - obie strony zaczęły się obrzucać kamieniami. Żołnierze przy wsparciu czołgów odparli zwolenników Mubaraka, ale później w ciągu dnia poinformowano, że na placu Tahrir i w jego okolicach rozległy się strzały.

Po zmierzchu na placu znowu doszło do starć. Bandy zwolenników prezydenta zaatakowały również zagranicznych dziennikarzy. W całej stolicy Egiptu dochodzi do plądrowania i podpaleń, słychać strzały z broni palnej.

Premier Egiptu zaprosił ugrupowania opozycyjne na rozmowy

Premier Egiptu Ahmed Mohammed Szafik zaprosił ugrupowania opozycyjne na rozmowy. Ofertę rozmów odrzucił jednak jeden z czołowych aktywistów opozycji Mohamed ElBaradei i główna siła opozycyjna, działające nielegalnie Bractwo Muzułmańskie. Domagają się oni, by Mubarak najpierw ustąpił.

Ofertę rozmów zaakceptowała początkowo liberalna partia Wafd, ale wkrótce się z tego wycofała, zarzucając rządzącej Partii Narodowo-Demokratycznej Mubaraka wspieranie aktów przemocy w Kairze.

Przeciwnicy Mubaraka oświadczyli, że zatrzymali 120 osób mających przy sobie dokumenty świadczące o ich związkach z policją lub partią rządzącą. Kamal Ismail z komitetu organizacyjnego antyrządowych protestów powiedział, że większość tych osób zatrzymano, gdy atakowały opozycyjnych demonstrantów.



Premier zapowiedział śledztwo w sprawie zamieszek w Kairze

Premier zapowiedział śledztwo w sprawie zamieszek w Kairze, w których zginęło w nocy ze środy na czwartek 6 osób, a 836 zostało rannych. Także mianowany przez Mubaraka wiceprezydent Omar Suleiman obiecał ukaranie winnych wywołania przemocy i zwolnienie zatrzymanych podczas antyrządowych protestów.

Prokurator generalny Egiptu zakazał podróżowania i zamroził konta bankowe trzem byłym ministrom z rządu, który ustąpił w sobotę. Sankcjami objęto byłych szefów resortów: MSW, budownictwa mieszkaniowego i turystyki. Prokurator poinformował też, że nałożył takie same restrykcje na "wysokiego rangą przedstawiciela partii rządzącej" i że mają one obowiązywać do czasu przywrócenia bezpieczeństwa w kraju.

W Egipcie przebywa nadal 4 - 4,2 tys. polskich turystów

W Egipcie przebywa nadal 4-4,2 tys. polskich turystów. W czwartek i piątek do kraju wróci ok. 2,5 tys. osób - powiedział PAP prezes Polskiej Izby Turystyki Jan Korsak.

Szef MSZ Radosław Sikorski powtórzył w czwartek w radiowej Trójce, że nie ma podstaw prawnych, aby zakazać Polakom wyjazdów do Egiptu. "Natomiast jeszcze raz apeluję i proszę: "nie róbcie tego, tam naprawdę jest niebezpiecznie" - podkreślił minister.

Na pytanie, czy Polacy, którzy tam już są na wakacjach, powinni wrócić czy doczekać do końca turnusu, odparł: "Dzisiaj będziemy o tym dyskutować, gdyż mamy system bieżącego informowania; dzisiaj do wyjazdu z Egiptu swoich obywateli wezwały Stany Zjednoczone. My będziemy takie decyzje podejmować w porozumieniu konsulów na miejscu całej Unii Europejskiej, aby w razie czego koordynować działania".

Departament Stanu USA potępił "zmasowaną kampanię zastraszania międzynarodowych dziennikarzy" w Kairze. Kłopoty mają w egipskiej stolicy także dziennikarze TVP. W czwartek wojsko zatrzymało w Kairze dwóch operatorów Telewizji Polskiej jadących ze swym egipskim przewodnikiem z budynku egipskiej telewizji do ambasady RP. Przed południem zostali zwolnieni, zatrzymano zaś inną ekipę TVP - korespondenta Piotra Góreckiego z dwoma współpracownikami.

Polskie MSZ apeluje do pracowników polskich mediów, aby unikali przebywania w centrum Kairu

Polskie MSZ apeluje do pracowników polskich mediów, aby unikali przebywania w centrum Kairu do czasu uspokojenia sytuacji. MSZ ostrzega, że od czwartku na placu Tahrir i w jego okolicach mnożą się przypadki agresji wobec dziennikarzy zagranicznych.

Były ambasador RP w Egipcie Jan Natkański powiedział PAP, że po Egipcie niekoniecznie musi nastąpić efekt domina. "(...) Każdy z krajów arabskich ma własną historię (...) i własne lokalne uwarunkowania. Stąd nie musi to koniecznie być efekt domina, w którym wszystkie klocki padają w ten sam sposób. Może niektóre w ogóle nie upadną, albo zachwieją się, albo znajdą sposób na utrzymanie się, co już widać po Jordanii i Jemenie, gdzie wyciągnięto wnioski i odpowiada się na postulaty demonstrujących" - wskazał.

Natkański wyraził też opinię, że wyjazd prezydenta bez odpowiedniego przekazania władzy może pogłębić chaos. "Odejścia prezydenta ze stanowiska domagają się Stany Zjednoczone oraz główne państwa Europy Zachodniej, ponieważ obawiają się, że przedłużanie się tej sytuacji umacnia Bractwo Muzułmańskie, jedyną względnie zorganizowaną opozycję, i grozi islamizacją kraju. Są to obawy częściowo uzasadnione, ale chaos też do niczego nie będzie prowadził. Mam nadzieję, że rozsądni politycy, których Egiptowi nie brakuje po obydwu stronach, pomogą armii w drodze dialogu w uspokojeniu sytuacji" - oświadczył.

Mężczyzna, który zrobił sobie ze styropianu ochronę głowy, w obawie przed zamieszkami na placu Tahrir w Kairze fot. HANNIBAL HANSCHKE PAP/EPA / DGP