100 tys. zł zadośćuczynienia i przeprosin domaga się śląski dziennikarz radiowy Adam Grzesik od Getin Banku. Kilka lat temu, kiedy ukradziono mu dokumenty, informacja o tym nie trafiła do międzybankowego rejestru.

Na nazwisko ofiary przestępcy wyłudzali kredyty, co oznaczało dla Grzesika liczne kłopoty - przesłuchania na policji, zajęcie pensji przez komornika i brak możliwości otrzymania kredytu. To historia, która może spotkać każdego - przekonuje powód.

Bank zgadza się, że jego pracownicy popełnili błąd, kwestionuje jednak kwotę roszczenia.

We wtorek przed Sądem Okręgowym w Katowicach ruszył proces w tej sprawie. Zeznawali pierwsi świadkowie. Sąd przesłuchał m.in. dziennikarzy, którzy publikowali materiały poświęcone sprawie Grzesika, jego dawną przełożoną i pośrednika nieruchomości, u którego dziennikarz miał kupić mieszkanie.

Dziennikarz "Gazety Wyborczej", który napisał kilka tekstów o kłopotach Grzesika opowiedział, jak na kilkanaście godzin przed publikacją jednego z artykułów do jego szefa zadzwonił któryś w dyrektorów Getin Banku. Przekonywał, że Grzesik jest niewiarygodny.

Dawna przełożona powoda z jednej ze stacji radiowych mówiła, że po tym, jak ukradziono mu dokumenty coraz gorzej się z nim pracowało - stał się rozdrażniony, a z powodu licznych wezwań na policję mniej dyspozycyjny. "Myślę, że czuł się bezradny - kiedy ciągle coś się wyjaśnia i nic się nie dzieje, można czuć się bezradnym" - powiedziała.

Świadek przyznała, że choć wcześniej nie było do niego zastrzeżeń, sprawa z kredytami w jakimś stopniu zaważyła na tym, że w 2009 r., kiedy radio zmniejszało zatrudnienie z powodu kryzysu, to Grzesik został zwolniony. Był jedynym krajowym etatowym reporterem zwolnionym w tamtym czasie.

"Bank nie był w stanie zapewnić konsumentowi bezpieczeństwa"

"Istota tej sprawy sprowadza się do tego, że bank nie był w stanie zapewnić konsumentowi bezpieczeństwa, co jest jego podstawowym obowiązkiem" - powiedział pełnomocnik Grzesika, mec. Mariusz Fras. Poza zadośćuczynieniem Grzesik domaga się przeprosin. Nie wyklucza też kolejnego procesu przeciw Getin Bankowi, tym razem o odszkodowanie.

Gdy w kwietniu 2006 r. Grzesikowi skradziono portfel i dokumenty, powiadomił o tym policję i Getin Bank, w którym miał konto VIP. Sądził, że dokumenty zostały zastrzeżone, więc sprawa jest zamknięta. Wkrótce okazało się jednak, że przestępcy posługujący się dowodem Grzesika zaciągali na jego nazwisko kredyty, które później nie były spłacane. Grzesik wielokrotnie był wzywany na policję, by złożyć zeznania i poddać się badaniom grafologicznym.



Wyjaśnienie tych spraw nie oznaczało końca kłopotów - komornik zajął mu pensję, a z powodu kłopotów z dokumentami Grzesik do dziś nie może dostać kredytu, trafił bowiem do rejestru Biura Informacji Kredytowej.

Okazało się, że wbrew przekonaniu Grzesika jego dowód nie trafił do międzybankowej bazy Dokumenty Zastrzeżone. Przedstawiciele Getin Banku odpowiadali, że klient powinien był to zastrzec i wpłacić dodatkowo 10 zł. Tymczasem Grzesik - dodawali - nie wydał takiego polecenia. Grzesik odpowiada, że nikt mu nie powiedział, że tak należy zrobić.

"Nie wyobrażam sobie, jak w takiej sytuacji można nie zastrzec dokumentów. Najpierw zadzwoniłem do banku, a po kilku dniach tam przyszedłem i podpisałem umowę zastrzeżenia dokumentów" - podkreślił powód.

Teraz bank zmienił stanowisko

Teraz bank zmienił stanowisko. W odpowiedzi na pozew nie zaprzecza, że w sprawie Grzesika popełniono błąd, a dobra osobiste klienta zostały naruszone. Kwestionuje jednak kwotę, której domaga się powód. Pełnomocnik banku zgadza się wstępnie na wypłatę 10 tys. zł.

Reprezentujący Getin Bank przed sądem radca prawny Wojciech Leszczyński nie chciał rozmawiać z dziennikarzami i odesłał do rzecznika.

"Do czasu zakończenia postępowania nie będziemy się odnosić do sprawy. Nie chcemy wpływać w żaden sposób na decyzję sądu, dlatego powstrzymujemy się od jakichkolwiek komentarzy" - oświadczył w rozmowie z PAP rzecznik Getin Banku Wojciech Sury.