ABW poznała bilingi Moniki Olejnik z prawie dwóch lat. Aż 20 razy ściągała dane o rozmowach reporterów RMF FM. CBA tropiła źródła "Gazety". W latach 2005-2007 ABW, policja i CBA objęły kontrolą operacyjną telefony dziesięciorga dziennikarzy różnych mediów.

Inwigilowani w ten sposób byli: Monika Olejnik (TVN24, Radio Zet), Cezary Gmyz ("Rzeczpospolita"), Maciej Duda ("Rzeczpospolita", "Newsweek"), Roman Osica i Marek Balawajder (RMF FM), Piotr Pytlakowski ("Polityka"), Andrzej Stankiewicz (Newsweek), Bertold Kittel ("Rzeczpospolita"), Wojciech Czuchnowski i Bogdan Wróblewski("Gazeta Wyborcza").

Gazeta dotarła do materiałów ze śledztwa, które prowadziła i w maju br. umorzyła, nie stwierdzając przestępstwa, zielonogórska prokuratura.

Służby sięgały do historii połączeń nawet sprzed dwóch lat. Jednym z celów było ujawnienie źródeł informacji dziennikarzy, krytykujących poczynania ówczesnych władz państwowych.

W czasie śledztwa wykryto wiele nadużyć związanych z prowadzonymi wtedy działaniami, wymierzonymi w wytypowanych dziennikarzy. Mimo oczywistego łamania przez służby procedur, prokuratura dwa razy umarzała sprawę.

Zarówno treść decyzji, podobnie jak większość materiałów ze śledztwa, wciąż są tajne - zżyma się "Gazeta Wyborcza".