Kilka tysięcy związkowców reprezentujących pracowników sfery budżetowej protestowało w środę w Warszawie. Domagali się przede wszystkim wzrostu wynagrodzeń oraz rezygnacji z planowanych zwolnień. Demonstracja przebiegła spokojnie, spowodowała jednak utrudnienia w ruchu.



Według organizatorów, w manifestacji wzięło udział ponad sześć tys. osób z kilkunastu związków zawodowych. W proteście razem występowały centrale związkowe: OPZZ, NSZZ "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych. Według służb porządkowych w manifestacji wzięło udział pięć tys. zł.

Protest rozpoczął się na pl. Piłsudskiego; stamtąd związkowcy przeszli kolejno przed Ministerstwo Finansów, Sejm i kancelarię premiera, gdzie złożyli skierowaną do premiera petycję z postulatami.

Związkowcy domagają się m.in. waloryzacji wynagrodzeń, odstąpienia rządu od zamiaru zamrożenia płac w "budżetówce" od 2011 r. oraz rezygnacji z planu redukcji zatrudnienia w sektorze publicznym. Postulują też, by służby mundurowe przestały finansować swoją bieżącą działalność ze środków należnych funkcjonariuszom. Domagają się też "podjęcia niezwłocznego rzeczywistego dialogu społecznego".

Podczas składaniu petycji w Sejmie doszło do zamieszania. Początkowo, mimo umówionej godziny spotkania, nikt z prezydium Izby nie spotkał się z delegacją protestujących. Wywołało to oburzenie zebranych. W końcu delegacja związkowców udała się do wicemarszałek Sejmu Ewy Kierzkowskiej (PSL).

Przed Sejmem przemawiali liderzy Solidarności i OPZZ. Szef "S" Janusz Śniadek zarzucał politykom, że nie zajmują się problemami zwykłych ludzi. Mówił, że władza oszczędza na pracownikach, a związkowcy domagają się nie podwyżki, a waloryzacji wynagrodzeń.

"Pracownicy wychodzą na ulice, kiedy zagrożony jest ich byt" - mówił z kolei lider OPZZ Jan Guz. Podkreślał, że obecna władza lekceważy pracowników "budżetówki". "Co to za pracodawca, który nie dba o pracownika?" - pytał. Obaj liderzy związkowi domagają się dialogu społecznego i rozmów.

Do protestujących wyszli posłowie opozycji. Jarosław Zieliński (PiS) wzywał rząd do "zaprzestania działań zmierzających do degradacji państwa". Mówił też, że projekt przyszłorocznego budżetu w wielu miejscach jest nie do przyjęcia. Zarzucał rządowi Donalda Tuska "zdewastowanie" programu modernizacji służb mundurowych oraz zaniechanie budowy służby cywilnej.

Z kolei poseł Ryszard Zbrzyzny (SLD) zarzucił rządowi oszustwo, którym - jego zdaniem - jest projekt wprowadzenia dnia wolnego w Święto Trzech Króli w zamian za odebranie pracownikom dni wolnych za święta przypadające w soboty. Gdy mówił o podwyżce VAT, część demonstrantów zaczęła skandować: "Złodzieje". Do demonstrantów wyszedł też lider SLD Grzegorz Napieralski.

Związkowcy zarzucali rządowi, że "dialog społeczny jest fikcją". Pracownicy służb skarbowych apelowali o spójne i przejrzyste prawo podatkowe, argumentowali, że skomplikowane przepisy sprzyjają szarej strefie i aferom. "Państwo, które oszczędza na służbach mundurowych, tak naprawdę oszczędza na bezpieczeństwie" - przekonywał wiceprzewodniczący NSZZ Policjantów Tomasz Krzemiński.

Protestujący nieśli transparenty: "Głodny na straży lodówki to głupi pomysł", "Panie premierze, chcąc zredukować wagę ciała o 10 proc., którą część ciała pan sobie obetniesz?". Były też napisy "Strażak broni i ratuje, a minister oszukuje" oraz "Skarbówka zbiera podatki (także na koryto władzy)". Demonstranci praktycznie nie skandowali żadnych haseł; hałasowali za to za pomocą wuwuzeli, syren oraz gwizdków.



Protest przebiegł spokojnie, choć wywołał utrudnienia w ruchu. Wśród demonstrantów przeważali "mundurowi", nie zabrakło też cywilnych urzędników.

Rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak, odnosząc się do udziału służb mundurowych w środowym proteście budżetówki, podkreśliła, że planowany przyszłoroczny budżet resortu jest większy niż tegoroczny. "Wydatki na policję zostały zwiększone o 400 mln zł, w budżecie straży pożarnej zapisano 100 mln zł na nadgodziny" - wymieniła.

Zaznaczyła również, że obecnie przeciętne, średnie, uposażenie policjanta wynosi ok. 4 tys. brutto, a policjant, który rozpoczyna służbę, dostaje ok. 2700 zł brutto. "Od tych kwot nie są odprowadzane składki na ZUS, a jedynie podatek w wysokości 19 proc. Policjanci, podobnie jak inni funkcjonariusze, dostają też dodatkowe świadczenia np. dopłatę do wypoczynku, umundurowania - w skali roku ok. 4 tys. zł" - dodała.