Okazja czyni złodzieja, czyli polityka otwartych placówek
Do września w całym kraju doszło do 157 napadów na banki, ich agencje lub filie. Jeszcze gorzej wygląda ocena skuteczności policji: złapała zaledwie co trzeciego sprawcę. Najgorzej wygląda praca śledczych z woj. dolnośląskiego, gdzie wykryli sprawców zaledwie 2 spośród 15 napadów. I w Łodzi, gdzie na 12 napadów wyjaśnili tylko 2.
– Przykładamy do tego problemu dużą wagę. Czasem wydaje mi się, że większą niż bankierzy, którzy otwierają oddział za oddziałem a oszczędzają na zabezpieczeniach – mówi oficer KGP.
Policjantów szczególnie irytuje jakość kamer montowanych w bankach. Z poufnej analizy wykonanej przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne wynika, że można wykorzystać zdjęcia i filmy zaledwie z połowy rabunków.
– Prowadzimy politykę przyjaznych, otwartych placówek. Bez śluz, krat i ochrony, i z tego nie zrezygnujemy. Sektor bankowy przynosi największe pieniądze budżetowi państwa i chyba możemy w zamian liczyć na dobrą pracę policji – mówi jeden z szefów pionu ochrony w dużym polskim banku.
Wszyscy boja się paniki i ofiar śmiertelnych
Nieoficjalnie policjanci przyznają, że montowanie specjalnych śluz zatrzaskujących się podczas napadu i zatrudnianie uzbrojonej ochrony może przynieść gorsze skutki.
– Analizowaliśmy doświadczenia innych krajów. Okazało się, że desperaci napadający na banki w przypadku osaczenia biorą zakładników, strzelają – tłumaczy w rozmowie z „DGP” policjant.
W bankach nie ma gotówki
Zjawisko napadów na banki monitoruje też Związek Banków Polskich. – Dziś w bankach nie ma gotówki, niemal wszystko załatwiane jest przelewami. Dlatego giną kwoty od kilku do kilkudziesięciu tysięcy. Tymczasem wyroki w sądach zapadają surowe – do 12 lat więzienia – twierdzi rzecznik ZBP Przemysław Barbrich.