Prokuratura do dzisiaj nie wie, o której godzinie rozbił się pod Smoleńskiem Tu-154M. Nie ma też nagrań z czarnych skrzynek. Dostanie je być może za dwa tygodnie. Czy i kiedy je ujawni? Nie wiadomo.
8.56 polskiego czasu, którą od soboty 10 kwietnia podaje się jako moment zderzenia samolotu z ziemią, jest jedynie, jak ustalił „DGP”, godziną włączenia syren alarmowych. Członkowie polsko-rosyjskiej komisji, do których dotarliśmy, kwestionują tę godzinę jako moment katastrofy. Ich zdaniem musiało to nastąpić wcześniej – około 10 minut.
Ten fakt potwierdza także symulacja, którą dla „DGP” przeprowadziła firma FDS OPS. Według niej Tu-154M powinien lecieć z Warszawy do Smoleńska 62 minuty, a zatem wylądować około 8.25 polskiego czasu. Są też inne poszlaki wskazujące na wcześniejszą godzinę katastrofy, jak zerwana linia energetyczna, co odnotowała smoleńska elektrownia.
Naczelny prokurator wojskowy Krzysztof Parulski i jego rzecznik płk Zbigniew Rzepa nie chcieli z nami wczoraj na ten temat rozmawiać. Obaj wrócili właśnie z Moskwy. Ale na konferencji prasowej, mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie ujawnili nawet stenogramu z zapisu rozmów nagranych w kabinie pilotów Tu-154M. Okazało się, że Rosjanie jeszcze stronie polskiej niczego nie przekazali. Według prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta mają to zrobić w ciągu dwóch tygodni. Ale nie wiadomo, czy przekażą nam stenogram ostatnich 30 minut lotu, cyfrową kopię tego nagrania czy oryginalne taśmy. Wbrew wcześniejszym deklaracjom prokuratorzy nie potrafili powiedzieć, czy ujawnią te nagrania opinii publicznej ani kiedy decyzje w tej sprawie zostaną podjęte. Aby to wyjaśnić, do Moskwy wybierają się ze specjalną misją ministrowie obrony narodowej i sprawiedliwości.



„DGP” ustalił, że ani wojskowi prokuratorzy, ani Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWL LP), ani specjaliści z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie nie wiedzą, o której godzinie 10 kwietnia doszło do katastrofy samolotu m.in. z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Jak ustaliliśmy w źródłach zbliżonych do polsko-rosyjskiej komisji badającej przyczyny katastrofy, godzina 8.56 (10.56 czasu rosyjskiego) nie jest prawdziwa. – To moment, w którym zawyły syreny alarmowe na lotnisku Siewiernyj, ale moim zdaniem samolot rozbił się nawet dziesięć minut wcześniej – opowiada nam ekspert pracujący przy badaniu zapisu trzeciej czarnej skrzynki. Odczyt tych danych, nierejestrujących głosu, a jedynie podwyższone parametry techniczne lotu, odbywa się w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych w Warszawie z udziałem strony rosyjskiej. Ich analiza pozwoli stwierdzić, w którym momencie doszło do niecodziennych zachowań w funkcjonowaniu podzespołów Tu-154M. Chodzi głównie o podejście do lądowania lub nagłe opuszczenie klap. To może dać odpowiedź na pytanie, kiedy dokładnie doszło do katastrofy.

Telefon o godz. 8.49

Informacje eksperta to niejedyny trop wskazujący na to, że Tu-154M rozbił się znacznie wcześniej, niż myśleliśmy. Innym dowodem jest relacja korespondenta Polsatu News Wiktora Batera, który pierwszy poinformował o katastrofie. – Dostałem telefon o wypadku o godzinie 8.49 – mówi „DGP” dziennikarz, który był wówczas w Katyniu. – 8.56? Ja wiem, że o tej godzinie wszyscy z samolotu już co najmniej od 10 minut nie żyli – mówi Bater. Jest jeszcze jedna poszlaka wskazująca na wcześniejszą godzinę tragedii. – Według informacji, jakie dotarły do komisji badającej przyczyny katastrofy, ok. godziny 8.39 samolot zerwał linię energetyczną przed lotniskiem. Najważniejsze jest teraz sprawdzenie, czy i o której godzinie to zdarzenie zostało zarejestrowane przez elektrownię – twierdzi nasz rozmówca. Zadzwoniliśmy do zakładu elektrycznego SmoleńskEnergo. – Nie możemy udzielić takiej informacji – usłyszeliśmy. Skontaktowaliśmy się z Międzypaństwową Komisją Lotniczą (ros. MAK). – Odpowiedź na to pytanie jest przedmiotem prac śledczych, które jeszcze trwają – oznajmił nam Oleg Jarmołow, zastępca przewodniczącego MAK. Informacje o zerwaniu linii energetycznej przez samolot znaleźliśmy na smoleńskim forum internetowym w wątku poświeconym katastrofie. Użytkownik „Aml” napisał: „Przy upadku samolot zaczepił i zerwał kable elektryczne. Moment uszkodzenia został dokładnie ujęty przez energetyków, z dokładnością co do sekundy. Od nich dostałem te informację: czas tego oberwania nastąpił w okolicach 10:40 (a dokładniej o 10:39:50)”.

Prokuratorzy nie rozmawiają

Co na to Naczelna Prokuratura Wojskowa (NPW), której przedstawiciele wrócili wczoraj z Rosji? Nie chcieli z nami rozmawiać. – Jestem zmęczony – powiedział „DGP” płk Zbigniew Rzepa. Prokurator generalny Andrzej Seremet z kolei odsyłał do prokuratorów wojskowych. Chwilę wcześniej Rzepa i Seremet wzięli udział w konferencji prasowej. Od tygodnia NPW zapowiadała, że jej szef Krzysztof Parulski ujawni wówczas zapis rozmów pilotów z czarnych skrzynek. Rejestratory nagrały ostatnie 30 minut przed katastrofą. Prokuratorzy twierdzili, że rosyjska komisja i prokuratura już je odczytały. Jednak na konferencji okazało się, że nikt nie wie, czy i kiedy Rosjanie przekażą nam stenogram, elektroniczną kopię lub oryginalne taśmy z tych nagrań.
Miały dać one odpowiedź, czy piloci byli poddani naciskom, by wylądować w Smoleńsku mimo złej pogody. Seremet stwierdził, że w ciągu dwóch tygodni Rosjanie prześlą zapis nagrań.