Ponad połowa samolotów i helikopterów wojskowych francuskich sił powietrznych nie może latać, bo ich naprawy kosztują zbyt drogo. Minister ds. sił zbrojnych Francji Florence Parly zapowiedziała reorganizację obsługi technicznej i konserwacji wyposażenia sił powietrznych.

Problemem nie jest jakość sprzętu, ale warunki utrzymania go w stanie operacyjnym – podkreśla resort.

Jak wynika z raportu przekazanego minister, maszyny, jakimi dysponują francuskie siły zbrojne, „są wydajne”, a „obsługujący je personel jest wyjątkowej jakości”.

Mimo to, jak przyznaje resort w dokumentach przekazanych PAP, „mniej niż co druga maszyna jest gotowa do wzniesienia się w powietrze”, a sytuacja pogarsza się z roku na rok. „Przy obecnej organizacji perspektywy poprawy są nikłe” – stwierdza ministerstwo, dodając, że obecne struktury powodują podwyższenie kosztów.

Jako przykład podaje śmigłowiec wielozadaniowy caracal, którego godzina lotu kosztowała 19 tys. euro w 2012 roku, a w 2016 roku doszła do 34 tys.

Jak zapewnia ministerstwo, zaangażowanie Francji w operacjach zagranicznych, np. w Afryce czy na Bliskim Wschodzie, jest o jedną trzecią wyższe niż przewidywano, ale gotowość sprzętu jest tam „doskonała, gdyż przewyższa 80 proc.”

Winę za ten stan rzeczy ponosi skomplikowana struktura konserwacji i naprawy – uważa ministerstwo, które zapowiedziało szybką i całkowitą reorganizację systemu.

Choć minister Parly zaprzecza, jakoby chciała sprywatyzować obsługę techniczną i konserwację sprzętu lotniczego, niektórzy komentatorzy przypuszczają, że reforma pójdzie w tym kierunku.

Airbus Helicopters, który w ramach kontraktu serwisuje sprzęt oraz dostarcza części zamienne dla śmigłowców kupionych przez australijskie lotnictwo twierdzi, że dzięki temu uzyskało ono 60 proc. gotowości bojowej dla śmigłowców wielozadaniowych NH90 i ponad 50 proc. dla śmigłowców szturmowych tigre.

Wiosną 2012 r. w Polsce rozpisano przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska. W kwietniu 2015 r. MON wskazało na śmigłowiec caracal, a wartość kontraktu miała wynieść łącznie z podatkami 13,4 mld zł. Protestowały wtedy PiS i związki zawodowe, działające w zakładach w Mielcu i Świdniku, które również startowały w przetargu. We wrześniu 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej, której podpisanie było warunkiem zawarcia kontraktu. Na początku października 2016 r. Ministerstwo Rozwoju uznało ofertę offsetową za niezadowalającą, a dalsze rozmowy za bezprzedmiotowe.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)