Litwa czuje się bezpiecznie, bo jest w NATO. Nie boimy się, ale zachowujemy czujność - powiedział w piątek PAP szef MSZ Litwy Linas Antanas Linkeviczius. Według niego rok 2017 będzie testem dla transatlantyckiej jedności i liczy na współpracę z nowym prezydentem USA.

Litewski minister spraw zagranicznych przyjechał z wizytą do Warszawy, gdzie m.in. rozmawiał z szefem polskiej dyplomacji Witoldem Waszczykowskim.

Na pytanie PAP o znaczenie wzmocnienia wschodniej flanki NATO i o to, czy skala rozmieszczenia wojsk USA w regionie satysfakcjonuje Wilno, Linkeviczius odparł, że litewskie władze "ufają dowództwu wojskowemu w tym względzie" i są zadowolone z decyzji, jakie zapadły na szczycie NATO w Walii w 2014 r. a zostały wdrożone na szczycie w Warszawie w ub. r.

"Jesteśmy bardzo zadowoleni z rozmieszczenia sił, które - ktoś mógłby powiedzieć - są raczej symboliczne, bo to faktycznie nie jest duża liczba. Ale to są dopiero ramy. To jest wielonarodowa odpowiedź na zagrożenia i coś, wokół czego musimy współpracować z Polską bardzo blisko" - powiedział.

Wskazał przy tym, że rozmieszczone przez NATO i USA wojska w krajach bałtyckich, czy w Polsce "będą wykorzystywane rotacyjnie do ćwiczeń i po prostu będą tu obecne". "Wszyscy chcielibyśmy, by były one bardziej funkcjonalne, bardziej zintegrowane z planowaniem obronnym. To jest również wspólne dla nas zadanie" - podkreślił minister.

"Oczywiście, że czujemy się bardziej bezpieczni, (...) pomimo propagandy w Rosji, która jest jak zwykle fałszywa, ale musimy być aktywni, żeby wyjaśniać (sprawy opinii publicznej)" - wskazał Linkeviczius, dodając że władze na Litwie "bardzo aktywnie robią to poprzez zachodnie media, dostarczając danych". "Kiedy spojrzy się na liczby, wielkość wojsk, przeprowadzone ćwiczenia, to dane (podawane przez Rosję) różnią się (od faktycznych) kilkadziesiąt razy. Nie ma nawet czego porównywać - w zeszłym roku NATO miało przeprowadzić zero ćwiczeń wojskowych, a Rosja - dwadzieścia" - dodał z przekąsem litewski minister. "Cyfry się nie zgadzają, nie tylko co do liczby wojsk, ale również systemów broni rozmieszczonych w sąsiedztwie, jak Iskandery. To naprawdę nie jest budowanie zaufania" - podkreślił.

Linkeviczius zaznaczył, że "NATO nie konkuruje z Rosją". "Nie eskalujemy (napięcia), ale nikt nie powinien mieć wątpliwości, że podejmiemy wszelkie kroki w celu zagwarantowania bezpieczeństwa naszym społeczeństwom czy terytoriom" - powiedział.

Minister podkreślił, że Litwini "przede wszystkim czują się bardziej bezpiecznie, bo należą do Sojuszu Północnoatlantyckiego". "Oczywiście nie jest to wystarczające, powinno się zrobić więcej, ale jesteśmy na dobrej drodze. Musimy zagwarantować, że zostanie to (rozmieszczenie wojsk) przeprowadzone bez opóźnień" - dodał.

"Często jesteśmy pytani (...), czy się boimy. Często jesteśmy pytani w Polsce, czy się boimy. Odpowiadam: Nie, nie panikujemy, nie ma ku temu powodu, ale nie jesteśmy też zrelaksowani. Musimy być czujni, skoncentrowani na tym, co trzeba zrobić, np. zwiększyć wydatki na obronność, wzmocnić współpracę" - zaznaczył rozmówca PAP. "Patrząc dookoła, widzimy, że szerzy się brak stabilizacji i znamy tego źródło, więc musimy temu jakoś wspólnie przeciwdziałać" - dodał.

Linkeviczius zwrócił uwagę, że ze względu na wybory prezydenckie w USA i w kilku krajach europejskich rok 2017 będzie "stress testem dla naszej, europejskiej i transatlantyckiej jedności".

Spytany o to, czego spodziewa się po polityce nowego prezydenta USA Donalda Trumpa dla Europy Środkowo-Wschodniej i jak reagować na ewentualne osłabienie transatlantyckich relacji, Linkeviczius odparł: "Przede wszystkim musimy wykonywać naszą pracę. Musimy robić, co w naszej mocy, żeby jak najszybciej zacząć współpracę z nową administracją USA. Poza tym nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Podczas kampanii wyborczej w USA padło wiele deklaracji, teraz też padają oświadczenia, niektóre z nich wywołują wiele nieporozumień". "Trzeba zrozumieć - jak wyjaśniał litewski minister - że Donald Trump był biznesmenem, który nie był głęboko zaangażowany w politykę zagraniczną, (...) lecz w politykę wewnętrzną, społeczną i inną". "Komentarze, które wypowiada, mogą być czasem sprzeczne ze sobą. Ale proszę spojrzeć na jego ekipę: to są ludzie, którzy zostali wybrani do pełnienia ważnych funkcji. Przesłuchują ich w Kongresie, co sądzą na temat NATO, obronności" - zauważył.

Linkeviczius wskazał, że przyszła administracja będzie liczyć "ponad 4 tys. urzędników, zatwierdzonych przez Kongres" i "pochodzących z puli republikańskiej, która jest dobrze znana i przewidywalna (...) ze względu na wartości i stabilność polityki". "Mogą nastąpić pewne korekty, ale nie oczekujmy, ja nie oczekuję jakichś zmian, jeśli chodzi o obronę wartości" - powiedział szef MSZ Litwy.

"Biznesmen Trump otrzymał informacje na temat NATO, że ponad 70 proc. rachunków NATO płacą Stany Zjednoczone. Oczywiście nie był zachwycony, więc dlaczego dziwimy się, że krytykuje NATO ? Dlaczego Amerykanie mają płacić za europejskie bezpieczeństwo ?" - zastanawiał się minister. I podkreślił, że "Europejczycy muszą wykonać własną pracę: poprawić obronność i zwiększyć zaangażowanie". "I kiedy emocje opadną i kiedy nadejdzie czas, uświadomimy sobie, że to, co zostało stworzone na przestrzeni dekad, to kapitał po obu stronach Oceanu Atlantyckiego, dla Europejczyków i Amerykanów, nie tylko w zakresie obronności czy bezpieczeństwa, ale również ekonomii" - zaznaczył.

Linkeviczius zwrócił uwagę, że "relacje transatlantyckie są ważne dla całego świata, dla międzynarodowego porządku pokojowego, dla stabilizacji na świecie". "Jeśli to utracimy, jeśli to zniszczymy, to będzie wielka klęska" - przestrzegł, dodając że wiele osób zarówno w USA, jak i w Europie zdaje sobie z tego sprawę.

"Biorąc pod uwagę te niepewne komunikaty zza oceanu, nie zmienimy naszej postawy. Skoncentrujemy się na współpracy i mam nadzieję, że będziemy mieli tego rezultat" - podkreślił szef litewskiego MSZ. Wyraził nadzieję, że tak szybko jak będzie to możliwe odbędzie się kolejny szczyt NATO i że będzie można kontynuować ścieżkę, która już została określona.