Prezydent elekt Donald Trump zdementował informacje, że w zespole ds. przejęcia administracji USA są spory i chaos. "New York Times" donosi, że z zespołu odeszły bardziej umiarkowane osoby, natomiast do grona doradców dołączył "notoryczny islamofob".

W serii tweetów Trump zapewnił we wtorek i w środę, że proces selekcji osób do jego gabinetu jest "bardzo zorganizowany". To odpowiedź na doniesienia dziennika "New York Times", który napisał, że w zespole ds. przejęcia administracji panuje improwizacja i spory. Przejawem chaosu miałyby być zdaniem "NYT" opóźnienia w nominacjach, a także trudności międzynarodowych liderów z krajów sojuszniczych, jak Wielka Brytania, w dotarciu do Trumpa.

"Artykuł +NYT+ jest kompletnie nieprawdziwy", proces przejmowania administracji "przebiega sprawnie"; "rozmawiałem z wieloma liderami zagranicznymi" - napisał w kolejnych tweetach Trump, wymieniając przywódców Rosji, Wielkiej Brytanii, Chin, Arabii Saudyjskiej i Japonii. Zaprzeczył też doniesieniom, jakoby wystąpił o specjalne certyfikaty bezpieczeństwa (ang. security clearance) dla swoich dzieci, pozwalające im na udział w naradach, na których omawia się tajne informacje wywiadu.

"NYT" napisał też w środę, że po tym gdy Trump zdecydował w piątek, że to wiceprezydent elekt Mike Pence będzie kierować zespołem przygotowującym przejęcie administracji USA (zastępując na tym stanowisku gubernatora New Jersey Chrisa Christiego), z zespołu zwolniono dwie osoby zajmujące się bezpieczeństwem narodowym. Chodzi m.in. o byłego kongresmena z Michigan Mike'a Rogersa, byłego szef komisji ds. wywiadu, który był uważany za kandydata na szefa CIA. Powołując się na rozmówcę z tego zespołu, "NYT" zasugerował, że Rogers, człowiek, którego do zespołu wprowadził Christie, jest zbyt umiarkowany. Kierując komisją ds. wywiadu nie poparł bowiem teorii, że prezydent Barack Obama specjalnie wprowadził w błąd amerykańska opinię ws. zamachów na amerykański konsulat w Benghazi w 2012 roku.

Do zespołu, jak donoszą w środę zarówno "NYT", jak i "Wall Street Journal", dołączyły natomiast jako doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego osoby znane z bardziej jastrzębich poglądów. To m.in. były wysoki urzędnik Pentagonu za prezydentury prezydenta Reagana Frank Gaffney, założyciel think tanku Center for Security Policy.

Gaffney, jak przypomina "NYT", był autorem bezpodstawnych teorii spiskowych, jak ta, że prezydent Obama jest muzułmaninem. Został uznany przez Southern Poverty Law Center, centrum zajmujące się zwalczaniem przestępstw z nienawiści, za jednego z największych islamofobów w Ameryce.

Media donoszą też o rosnącej pozycji wśród najbliższych doradców Trumpa byłego burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego, którego typuje się obecnie na sekretarza stanu w administracji Trumpa. To, co może stanąć mu na przeszkodzie, to fakt, że przez ostatnie kilkanaście lat pracował jako konsultant dla zagranicznych rządów, w tym Arabii Saudyjskiej i Wenezueli.

Syn Trumpa Eric powiedział, że należy oczekiwać pewnych nominacji już w środę.

Ale rzecznik prezydenta elekta Jason Miller oświadczył później, że zespół "nie będzie się spieszył" z nominacjami osób do gabinetu Trumpa.

Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)