Spodziewa się normalności po prezydenturze Donalda Trumpa; na tym polega siła amerykańskiej demokracji - podkreśla prof. Andrzej Mania, kierownik Katedry Amerykanistyki w Uniwersytecie Jagiellońskim.

„Spodziewam się pewnej normalności (po prezydenturze D.Trumpa), wbrew temu co się sądzi, bowiem siła demokracji amerykańskiej polega na tym, że otrzyma on bardzo wyraźne sygnały z otoczenia, które wskażą mu na potrzebę podejmowania spraw wymagających normalnej pracy organicznej, a nie rewolucyjnych działań” - powiedział prof. Mania komentując dla PAP wyniki wyborów w USA.

„Trzeba przyjąć do wiadomości wyniki wyborów i uznać, że od tego momentu wszystko, co słyszeliśmy w czasie kampanii nie mam znaczenia, to powinno być odłożone. Istotą jest teraz obserwacja polityki w momencie, kiedy tworzy się nowy gabinet, czy są tam wskazania na to, że będą realizowane ideały ważne z punktu widzenia Ameryki, bądź z naszego punktu wodzenia” - podkreślił profesor.

Według niego w trakcie kampanii wyborczej były momenty, kiedy kandydat Republikanów był traktowany „nie fair”: „cały świat najeżył się wobec tej osoby”.

„Jeżeli on, bo musimy tak przyjąć, obrazuje pewien sposób widzenia świata przez dużą część Amerykanów, to tego chce Ameryka i to trzeba przyjąć do wiadomości. Nie ma co wylewać łez nad rozlanym mlekiem przez tych, co mieli inne wizje, życie idzie dalej” - zaznaczył Mania.

Naukowiec zwrócił uwagę, że za Trumpem opowiedziała się większość Amerykanów, którzy „głosowali nad wyborem swojego prezydenta, czyli nie chcieli sobie strzelić w stopę, tylko chcieli zrealizować swoje marzenia”.

„Tak duża liczba osób go poparła, bo była niezadowolona z pewnego podziału w społeczeństwie. Zmniejszyła się klasa średnia, zwiększyła się umowna grupa robotnicza. Wielu ludzi oczekuje zmian, jeżeli będzie to realizował, będzie miał silny mandat, także do działań międzynarodowych” - zaznaczył prof. Mania.

Według niego pierwsze przemówienie nowego prezydenta i zawarte w nim gesty skierowane do rodziny, wymiana uprzejmości z kontrkandydatką Hillary Clinton wskazują na „zachowania, które później się prezentuje, bo tego wymaga rzeczywistość i obyczaj”. (PAP)