B. komendant główny policji gen. insp. Marek Działoszyński zdecydował się na oskarżenie prywatne lidera Ruchu Narodowego, posła Roberta Winnickiego, który w 2014 r. jako współorganizator Marszu Niepodległości, miał o nim powiedzieć, że jest "bandytą w mundurze" i "politycznym pachołkiem".

Oznacza to, że proces, w którym pierwotnie oskarżała Prokuratura Okręgowa w Warszawie będzie kontynuowany. Podstawą procesu jest wypowiedź Winnickiego, który jako szef Ruchu Narodowego odpowiadał na pytania dziennikarzy na temat policyjnych działań zabezpieczających Marsz Niepodległości 11 listopada 2014 r. - m.in. kontrole autokarów z uczestnikami marszu zmierzającymi do stolicy. O Działoszyńskim mówił wtedy "bandyta w mundurze" i "polityczny pachołek". We wrześniu br. prokuratura odstąpiła od oskarżenia w tej sprawie i gdyby nie decyzja Działoszyńskiego, na tym sprawa by się zakończyła.

B. szef policji we wtorek w rozmowie z PAP podkreślił, że zdecydował się kontynuować sprawę poprzez prywatne oskarżenie, bo uważa słowa Winnickiego za zniesławiające. "Człowiek, który chce reprezentować innych ludzi powinien zachowywać się godnie. Prokuratura uznała już w tej sprawie, że nazywanie komendanta głównego +bandytą w mundurze+, w sytuacji gdy on realizuje ustawowe uprawnienia i zapewnia porządek przez działanie swoich służb, stanowi zniesławienie i jest obelgą - kierowaną zarówno pod adresem jego jak i działających z nim wszystkich funkcjonariuszy. Oczywiście prokuratura mogła zmienić zdanie, ja chcę doprowadzić tę sprawę do finału" - dodał.

Wyjaśnił, że domaga się przede wszystkim uznania winy Winnickiego, a jeśli sąd zasądzi zadośćuczynienie, to przekaże je Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych na Służbie Policjantach.

Pytany o to we wtorek przez PAP Winnicki oświadczył, że "nie jest to dla niego specjalne zaskoczenie" ale "nad tym ubolewa". "Czy oskarżenie jest publiczne czy oskarżenie jest prywatne ja swoich zeznań i swojego zdania nie będę jakoś zmieniał. Choć okoliczności się zmieniają bo oskarżenie publiczne jest czymś innym niż w trybie prywatnym proces o zniesławienie. W takim razie będziemy się z panem komendantem spotykać na sali sądowej już w nieco w innym trybie" - powiedział.

Po wypowiedzi Winnickiego w 2014 r. zawiadomienie o znieważeniu szefa policji skierował do prokuratury ówczesny szef Biura Spraw Wewnętrznych KGP Ryszard Walczuk. Prokuratura uznała wtedy, że interes społeczny - jakim jest ochrona autorytetu policji - przemawia za tym, by śledztwo toczyło się z urzędu, a nie w trybie prywatnoskargowym.

Jak wówczas wskazywała prokuratura słowa Winnickiego poniżyły Działoszyńskiego i naraziły go na utratę zaufania potrzebnego do kierowania policją. Prokuratura uznała, że takie sformułowania wykraczają poza granice dozwolonej krytyki. Za znieważenie funkcjonariusza publicznego poprzez środki masowego przekazu grozi kara grzywny lub do roku pozbawienia wolności.

We wrześniu prokuratura poinformowała sąd, że "korzystając z uprawnień prokurator okręgowy Paweł Wilkoszewski odmiennie ocenił kwestię interesu społecznego w tej sprawie" i odstąpiła od oskarżania. Działoszyński, który dotychczas w sprawie miał status pokrzywdzonego, ale nie chciał być oskarżycielem posiłkowym obok prokuratora, miał 14 dni od daty powiadomienia go o tym fakcie na złożenie własnego aktu oskarżenia lub oświadczenie, że podtrzymuje oskarżenie prokuratury jako prywatne.

W śledztwie prokuratury Działoszyński zaprzeczał, by polecał policjantom utrudnianie dotarcia do Warszawy uczestnikom marszu. Wypowiedź Winnickiego uznał za karygodną i uderzającą w jego wizerunek policjanta, który budował przez 30 lat służby.

Winnicki nie przyznał się w śledztwie i odmówił odpowiedzi na pytania. W marcu wyjaśniał przed sądem, że jego wypowiedź padła ok. dwie godziny przed rozpoczęciem Marszu Niepodległości 11 listopada 2014, a była podyktowana "pewnym stanem wzburzenia" związanego z wydarzeniami tego dnia. Ocenił, że jego wypowiedź nie podgrzewała nastrojów przed marszem.

W tej sprawie - jak przyznał w rozmowie z PAP Działoszyński toczyły się rozmowy dotyczące ugody. Zaznaczył jednak, że były dla niego "niesatysfakcjonujące".

Winnicki pytany we wrześniu o odstąpienie prokuratury od oskarżenia w tej sprawie mówił, że zaskoczeniem dla niego było to, iż "prokuratura zdecydowała się wcześniej postawić zarzuty w sytuacji, gdy jest to spór między dwoma obywatelami".