Współpracownicy kandydatki Demokratów na prezydenta USA Hillary Clinton odrzucają jako niewiarygodne lub nieistotne informacje Wikileaks o jej przemówieniach dla instytucji finansowych. Zdaniem krytyków ukazują one jej dwulicowość i polityczną korupcję.

Demaskatorski portal WikiLeaks opublikował niedawno stenogramy fragmentów przemówień Clinton wygłoszonych na jej zamkniętych spotkaniach z przedstawicielami banków i innych instytucji finansowych. Sama kandydatka nie chciała ich ujawnić.

Pozwoliło to jej rywalowi w prawyborach, senatorowi Berniemu Sandersowi, atakować ją jako polityka spełniającego życzenia Wall Street kosztem zwykłych obywateli.

W ujawnionych fragmentach przemówień Clinton wyraża m.in. poparcie dla wolnego handlu i "otwartych granic". W innym miejscu mówi, że politycy muszą czasem publicznie wyrażać jedno stanowisko, a prywatnie - inne. Ponadto przyznaje, że sama jest osobą zamożną i jako członek elity finansowej oderwała się od świata zwykłych ludzi, skromnej klasy średniej, z której sama pochodzi (jej ojciec był drobnym biznesmenem - PAP).

W tegorocznej kampanii Clinton ogłosiła m.in., że cofa swoje uprzednie poparcie dla układu o wolnym handlu między krajami rejonu Pacyfiku (TPP). Układ ten i inne międzynarodowe porozumienia handlowe, jak NAFTA (między USA, Kanadą i Meksykiem), były silnie atakowane przez Sandersa, a sprzeciw wobec nich jest głównym wątkiem kampanii republikańskiego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa. Obaj politycy obwiniają te układy o ucieczkę miejsc pracy z USA za granicę.

W programie telewizji CNN w niedzielę o kontrowersje wokół przemówień Clinton zapytano demokratycznego kandydata na wiceprezydenta, senatora Tima Kaine'a.

Senator zwrócił uwagę, że swoje rewelacje Wikileaks zawdzięcza włamaniu do systemów komputerowych Demokratów, o które posądza się agentów Rosji lub Chin.

"Ktoś, kto włamuje się do dokumentów, jest całkowicie zdolny do manipulowania nimi" - powiedział. Zapytany przez prowadzącego wywiad Jake'a Tappera, co w takim razie Clinton naprawdę sądzi o wolnym handlu, odpowiedział wymijająco.

"Nie wiem, może pan ją samą zapytać" - oświadczył.

W programie prawicowej telewizji Fox wystąpił tego samego dnia szef sztabu kampanii kandydatki Demokratów, John Podesta. On także podkreślił, że rewelacje Wikileaks są owocem włamań do komputerów przez agentów rosyjskich, którzy chcą wpłynąć na wynik wyborów w USA. Moskwie zależy na zwycięstwie Trumpa.

Podesta nie kwestionował wiarygodności ujawnionych materiałów, ale utrzymywał, że wcale nie obciążają one Clinton.

"Podczas całej swej kampanii Hillary mówiła, że rozprawi się z Wall Street. Wszystko to, co mówiła prywatnie, mówiła także publicznie" - oświadczył.

Dodał, że Clinton "absolutnie nie popiera otwartych granic".

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski (PAP)